rossonero rossonero
813
BLOG

"Nikt nie powiedział, że fighterzy nie są szaleni"

rossonero rossonero Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 

Historia Marka Piotrowskiego to historia niezwykła i wielowymiarowa. Taka jak on sam. Czempion sportów walki, mistrz kick-boxingu i wielka, duchowa osobowość. Niegdyś supergwiazda i idol młodzieży, dziś jest postacią z różnych powodów pozostającą w cieniu. Mimo olbrzymich sukcesów, jakie odnosił w swojej dyscyplinie, większą popularnością cieszył się na Zachodzie aniżeli w ojczyźnie. Jednakże legenda wojownika nazywanego niegdyś, na wzór bohatera popularnego po drugiej stronie Atlantyku komiksu, „The Punisher” – Ten, który wymierza karę – trwa.
 
Pierwszy raz usłyszałem o Marku Piotrowskim w końcówce lat 80-ych. Wraz z kolegami z podwórka ekscytowaliśmy się wówczas filmami z Bruce’em Lee czy Van Damme’em. Kto nie pamięta popularnych „Wejścia smoka” czy „Krwawego sportu”? Tymczasem okazało się, o ile dobrze pamiętam, za sprawą starszego brata jednego z nas, że tamci panowie ok. – bili się i występowali w filmach, ale my też mieliśmy swojego mistrza, prawdziwego i choć walczył w USA to jednak był namacalny, bo mieliśmy świadomość, że on robi to samo, co ci goście na filmach i jest w tym najlepszy.
 
Dlaczego Piotrowski nigdy nie zdobył w Polsce takiej popularności, na jaką zasługiwał? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, tekst ten także nie jest próbą nań odpowiedzi. W każdym razie dla nas, wtedy 9, 10 – letnich dzieciaków był bohaterem. Poleciał do Ameryki, nikomu tam bliżej nieznany i zaczął tłuc utytułowanych rywali jednego po drugim, aż w końcu zabrał wszystkie najważniejsze trofea. To tak w skrócie, bo kariera urodzonego w Dębem Wielkim sportowca była tak bujna, bogata oraz pełna wzlotów, ale też gwałtownych upadków, że zasługuje na wielką monografię.
 
Kilka lat temu, znakomity dokument, zatytułowany „Wojownik” nakręcił J. Bławut. Przypomina on amerykański etap kariery Piotrowskiego oraz próbę zaadaptowania się do normalnego życia podczas choroby, już po powrocie do kraju. Film, z czystym sumieniem można polecić każdemu, nawet tym, którzy nie za bardzo interesują się sportami walki. Z dokumentu wyłania postać niezwykłego człowieka, sportowca nie tylko o wielkich umiejętnościach, ale także olbrzymim sercu do walki i sile umysłu oraz kultury osobistej, posiadającego wręcz niespotykany szacunek dla przeciwnika. Pokazuje też, jak po ciężkich porażkach podnosił się i szedł dalej. „Dziś przegrałeś, ale jest jeszcze jutro”.
 
Los jednak nie oszczędził Marka. Pojawiły się kłopoty zdrowotne. Lata ciężkich treningów i morderczych walk prawdopodobnie dały znać o sobie. Po rezygnacji z kick-boxingu skupił się wyłącznie na pięściarstwie, ale ostatecznie do walki o tytuł mistrzowski z Reggie Johnsonem nie doszło, gdyż zdrowie zaczęło coraz bardziej szwankować. Wtedy zaczął się dla Punishera najtrudniejszy czas. Walka na ringu przerodziła się w inną walkę – o życie. Ciosy spadały nań jeden po drugim. Ciężko chory czempion, by przeżyć rozwoził książki telefoniczne, gazety, jeździł taksówką. W końcu wrócił do kraju.
 
Wielokrotnie podkreślał, że bez wiary nie zostałby mistrzem. W filmie „Wojownik” z ust dawnego króla ringu pada swego rodzaju memento: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie”. Trudno o bardziej uniwersalne przesłanie, zarówno, jeśli patrzy się w kategoriach sportu i rywalizacji oraz, normalnego, zwykłego codziennego życia, w którym zmagamy się z rozmaitymi przeciwnościami losu. Życie Marka Piotrowskiego, jego droga na szczyt, spadek w przepaść i mozolny powrót do normalnej egzystencji to lekcja wytrwałości, pokory oraz wyznanie wiary. Dlatego postanowiłem przypomnieć jego postać właśnie podczas Świąt Wielkanocnych, które są w swej istocie pokonywaniem tego, co jest nie do pokonania. Zagubieni, tak bardzo czasem niedoskonali i ułomni, przytłoczeni własnymi słabościami możemy uwierzyć i poczuć, właśnie dzięki Markowi Piotrowskiemu, legendzie sportów walki i wielkiemu człowiekowi, że możemy być choć trochę lepsi w naszym życiu, tak zwyczajnie, na co dzień… i nie poddawać się, gdy wydaje się, że z pewnych sytuacji, tych najtrudniejszych sytuacji nie ma już wyjścia.
 
 
***
 
 
 
rossonero
O mnie rossonero

...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości