Zasznurowana Zasznurowana
678
BLOG

Jednostka (a)społeczna

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Bardzo istotnym punktem w procesie samo-wychowania jest dostosowanie siebie jako jednostki - o dość specyficznych warunkach psycho-fizycznych - do funkcjonowania w całym społeczeństwie i pomniejszych społecznościach lokalnych. Chodzi o to, że nie każdy musi wiedzieć, że coś jest ze mną nie tak. W zasadzie nikt nie musi tego wiedzieć, chyba że zamierzam z tym kimś wchodzić w bliższe relacje. W związku z tym moje zachowanie nie powinno razić, bulwersować, a już tym bardziej gorszyć. Nie powinno - ale czasem tak się dzieje, ponieważ prawidłowe funkcjonowanie zawiera w sobie również postawy asertywne, i z tym też trzeba sobie radzić.

Będę szczera: nikt mnie nie nauczył, czym jest "właściwe postępowanie". Komunikaty, jakie do mnie spływały od najbliższych, były co najmniej niejednoznaczne, powodując zamknięcie się wewnątrz siebie i swojego świata na bardzo długi czas. (Usiłuję znaleźć w głowie jakiś stosowny przykład na to, co działo się w moim domu-nie-domu, ale nie przychodzi mi żaden, który nie zawierałby w sobie drastyczności. Może podam jeden ze szkoły: jeden z moich wychowawców mówił mi, że nie jestem dobra i nie mam otwartego serca na potrzeby innych, a potem łapałam go na kradzieży zeszytów przeznaczonych dla biednych...) Zamknięcie w sobie doprowadziło mnie do braku karności i to w każdym niemal aspekcie życia. Owszem, starałam się nie łamać zasad środowiska, w którym żyłam, paradoksalnie nawet do przesady, ale w głębi duszy nigdy swoich "przełożonych" nie szanowałam, co oni bardzo często wyczuwali albo widzieli po mojej kpiącej minie. Z kimś takim trudno jest żyć, zapewniam, szczególnie jeśli jest się przełożonym, którego poczucie własnej wartości nieco szwankuje. Cierpiałam więc i ja... bo narażałam się w ten sposób na szykany i inne formy przemocy niefizycznej. 

Jednak każdy medal ma dwie strony. Brak szacunku do "autorytetów" i brak zrozumienia dla wszelkiego rodzaju zasad i praw poprowadził mnie w stronę szukania Prawdy Absolutnej, Prawa, którego przestrzeganie jest logiczne i uzasadnione. Przyznaję - miałam twardy orzech do zgryzienia. Dopiero znalezienie Lampy Posłuszeństwa  pozwoliło poczuć, że takie Prawo istnieje i że jego przestrzeganie wprowadza nie tylko ład i porządek w życiu, ale czyni je szczęśliwym. Powoli, krok po kroku, uczyłam się stąpać po tej drodze, ale wciąż daleka byłam od walki o normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, także dlatego, że nie do końca byłam świadoma, że coś szwankowało na tym polu... Posłuszne wypełnianie kolejnych nakazów płynących z serca, w którym zamieszkał Bóg, postawiło mnie w sytuacji, w której okazało się, że pasuje mi społeczność i środowisko, w jakim się obracam, ale moje wewnętrzne kalectwo uniemożliwia mi na kontynuowanie tego funkcjonowania. Wtedy zrozumiałam: warto umieć się wpasować - nie za wszelką cenę i nie na byle jakich zasadach - ale warto podjąć trud doprowadzenia siebie do bycia "zdatną" dla siebie i innych. W tym miejscu pojawiły się i inne zagadnienia, np. tego, do czego się nadaję, do czego nie, gdzie powinno być to moje miejsce... One były i chyba ciągle są za trudne na moją znękaną głowę, ale myślę, że powoli dojdę do tego i znajdę się tam, gdzie być powinnam. 

Wszystkie te moje zmagania pokazały mi, że każda decyzja musi wypływać z wewnątrz mnie, ze świątyni duszy, a nie z zewnętrznych źródeł. Samo to już narzuciło mi pewien rygor życia, który np. wyklucza oglądanie telewizji (nadmiar bodźców odbiera mi spokój na bardzo długi czas), przebywanie w ciszy, dużo ruchu fizycznego, regularną Adorację, a nawet zmianę diety i paru innych przyzwyczajeń. Muszę Go słyszeć - po prostu. Inaczej nie będę wiedziała, co robić dalej.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości