Zasznurowana Zasznurowana
505
BLOG

Dlaczego ciebie to nie boli, dziecko?

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Zasadne wydaje mi się wyjaśnienie, dlaczego napisałam, że nikt mnie nie nauczył, czym jest właściwe postępowanie. Może to zabrzmieć nieco dziwnie, zważywszy na fakt, że od ósmego miesiąca życia uczęszczałam do różnego typu placówek oświatowych I ta moja edukacja trwała naprawdę długo, zahaczając po drodze na cztery lata o szkołę katolicką. Otóż wielu rodziców i wychowawców nie uczy dzieci rozróżnienia na "dobre - złe", ale "przyjemne - nieprzyjemne" - w ich własnym odczuciu rzecz jasna. Jeśli dziecko postępuje w sposób, który jakoś rodzica albo nauczyciela "boli", najpewniej zostanie mu to zasygnalizowane jako coś złego. I jeśli mówimy o sytuacji, w której brzdąc bije ludzi w swoim otoczeniu, to oczywiście można postawić znak równości pomiędzy "nieprzyjemne" a "złe". Problemy zaczynają się, kiedy z rodzicem albo wychowawcą jest coś nie tak i nie przekazuje on dziecku prawdziwych wartości, ale swoje własne widzimisię.  I tu mogę podać wiele przykładów. Jako mała dziewczynka próbowałam pytać moją matkę o ojca, co było i jest rzeczą naturalną. Ona jednak surowo mnie za to karała, więc wyrobił się we mnie mechanizm, który mówi jasno: "To jest złe". Ja rozumiem, że dla niej temat był nieprzyjemny, ale za przeproszeniem, na świat się nie prosiłam i można to było załatwić inaczej, zamiast wykrzywiać mi psychikę na całe życie. Mogła mi powiedzieć: "Słuchaj, dziecko, nie lubię o tym mówić, bo twój ojciec to mało przyjemny typ. Dla mnie to jak jedzenie żywej żaby. Lepiej, żebyś go nie znała, bo tobie też może nie być miło." czy coś w tym stylu. 

Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że nie rozumie, dlaczego rodzice mają do swoich dzieci ciągle o coś pretensje, skoro mają je dla siebie (oczywiście dzieci,a nie pretensje). Zdumiało mnie to wyznanie, więc poprosiłam o rozszerzenie wątku. Otóż uważa ona, że ludzie płodzą dzieci dla zaspokojenia własnych potrzeb, a nie dla tych dzieci i że powinni o tym pamiętać, zamiast obwiniać potomstwo za swoje "nieszczęście", które ono na nie ściąga. Osobiście nie zgadzam się, że ma się dzieci tylko dla siebie, ale w pewnym aspekcie popieram zdanie mojej rozmówczyni. Miłość rodzicielska jest czystą formą poświęcenia, tu nie ma mowy o jakichś "zyskach" czy profitach. Dwoje ludzi daje z siebie i siebie, i muszą liczyć się z tym, że nic z tego nie będą mieć poza troskami i ciężką pracą (która niekiedy polega na tym, żeby pasożyta wykopać z domu na swoje). Tak już jest. I uważam, że zbyt często o tym zapominają. Jedna z moich przyjaciółek usłyszała od swojej matki (po wcześniejszym przez tę matkę spoliczkowaniu), że nie po to w nią z ojcem "inwestują", żeby robiła, co chciała, bo liczą na to (cytat): "...że nam się zwrócisz z nawiązką". A dlaczego o tym piszę? Bo ja też miałam być "inwestycją", ale w nieco innym wymiarze. 

Moje wychowanie polegało na wyhodowaniu człowieka idealnie wpasowanego w światopogląd mojej matki. Co ciekawe, to samo czułam, kiedy byłam w LO: miałam wrażenie, że jestem upychanym do formy ciastem. Jeśli ktoś zna nieco bliżej to zgromadzenie, wie, że siostry te dość często używają sformułowania: "Dzieci są jak miękki wosk" (brr). Mimo że bardzo nie chcę, zostałam zmuszona do przyjrzenia się mojej rodzicielce z nieco innej perspektywy. Zobaczyłam jeszcze wyraźniej, jak bardzo chciała, żebym zaspokoiła potrzeby, których nie zaspokoił jej dom rodzinny, nie będąc w najmniejszym stopniu gotową do podjęcia się wychowania odrębnej istoty ludzkiej. Podjęła wysiłek urodzenia, wykarmienia, ubrania i wyedukowania mnie po to, bym się jej zwróciła w postaci nagrody, która da jej to, czego jej nie dano. I uważam, że robi tak bardzo wielu rodziców, min. rodzice koleżanki, która twierdzi, że ludzie mają dzieci "dla siebie" (sama to zresztą potwierdzała). Kiedy jednak - jak to każde normalne dziecko - zaczęłam zmierzać w inną stronę, ukarała mnie za to, ucząc, że złem jest robienie rzeczy dla jej kalekiej duszy nieprzyjemnych. No i tu pojawia się problem z "brakiem karności". Dlaczego? Ponieważ każda forma nakazu czy zakazu odbierana jest przeze mnie jako próba wchłonięcia, zniszczenia, przejęcia... generalnie pogwałcenia mojej swobody. 

Podejrzewam, że znacznej części sióstr, u których się uczyłam, wcale nie chodziło o takie właśnie "hodowanie". Chciały wychować nas na porządne obywatelki i dobre kobiety, takie miały ambitne założenia, które nie zawsze wychodziły w praktyce. Ale dla mnie ich metody wychowawcze nie były odpowiednie. Delikatnie mówiąc - źle je odbierałam. Trzymałam się regulaminu tylko dlatego, że każda forma kary odczytywana była przeze mnie jako próba unicestwienia jako osoby ludzkiej, a nie dlatego, że uważałam go za słuszny. Ja się w ogóle nie zastanawiałam nad tym, co słuszne, a co nie, tylko nad tym, jak przetrwać kolejny dzień we wrogim środowisku bez narażania się na czyjś gniew (moja wychowawczyni nie pozwoliła mi jednak nigdy odetchnąć). Kobiety te nie były w najmniejszym stopniu gotowe do tego, by zmierzyć się z dzieckiem aż tak niekochanym,kompletnie nie rozumiejąc motywów mojego zachowania, niewłaściwie go odczytując i stosując stare, dziewiętnastowieczne metody, które jedynie pogłębiały mój fatalny stan.

Dopiero uczę się, jak ważne są dobre maniery i właściwe reagowanie w różnych sytuacjach. Dla kogoś postronnego wszystko wydaje się być w porządku ze mną, ale do czasu... Bycie dorosłą i niezależną finansowo osobą pozwala mi na komfort wycofania się w trudnym momencie. Tak naprawdę mam tę swobodę dzięki Bogu, Który wiele razy już pozwolił mi na różnego rodzaju "ucieczki". To dlatego moje CV wygląda dziś dość imponująco. Zerwanie toksycznej więzi także nastąpiło dzięki Stwórcy. Już tu kiedyś pisałam, że matka sama sobie wbiła gwóźdź do trumny wyobrażeń o tym, kim mam dla niej być, obsypując mnie od pieluch lekturą religijną. W niej znalazłam ucieczkę i ukojenie. To wystarczyło, żebym się nie pogrążyła w beznadziejności albo chorobie psychicznej, to był mój oddech, kiedy wydawało się, że utonę. To dzięki temu ta inwestycja się nie zwróciła.  

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości