Zasznurowana Zasznurowana
526
BLOG

Zasznurowana na Wyspie Tajemnic

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 11

Kiedy skończyłam 20 albo 21 lat, zrozumiałam, że teraz ja muszę przejąć odpowiedzialność za swoje postępowanie i za siebie w ogóle. Pomyśleć łatwo - gorzej z wykonaniam. Jednakże, z perspektywy tych lat, widzę, że właśnie ta decyzja wpłynęła na moje kolejne wybory w dorosłym żyiu i nadała mu taki, a nie inny kierunek, udowadniając, że jesteśmy tym, co myślimy. Zmierzam w tym swoim wywodzie to tego, że muszę być w pełni świadoma, że przesiąknięta jestem dokładnie tymi samymi schematami, według których widzi świat moja matka, a co za tym idzie mogę ranić i źle wpływać na ludzi w swoim otoczeniu tak samo, jak ona to czyniła bądź czyni. 

Doszłam z tymi wnioskami do najtrudniejszego jak dotychczas punktu w życiu, bo pisząc w jednym z poprzednich tekstów o nigdy nie naprawialnych zranieniach, miałam na myśli właśnie te schematy. Myślenie życzeniowe   w stylu "jestem od niej różna" na nic się zdaje. Nie różnię sie od niej, mogę tylko inaczej postępować, głównie wobec siebie, oszczędzając sobie przykrych zdarzeń, które te schematy uruchamiają. Na czym one polegają? Między innymi na tym, że "bolą" mnie rzeczy, które dla większości ludzi są nieodczuwalne. Całe życie męczyłam się z płynącymi ze świata zewnętrznego sygnałami, że skoro mnie boli, to znaczy, że jestem kimś innym, gorszym, mniej wartościowym... Nie jestem mniej wartościowa - jestem tylko inna. Dochodzenie do tego truizmu zajęło mi najwięcej czasu. Gdybym - tak jak profesor Temple Grandin - urodziła się z tą swoją nadwrażliwością matce o innym podejściu do dziecka, nauczyłabym się szybciej, jak w miarę bezkolizyjnie funkcjonować w społeczeństwie, wnosząc jednocześnie do niego wiele dobrego. Traf chciał (albo sam Bóg), żebym tę pracę wykonała sama. I sama teraz podejmuję decyzje dobre dla mnie, a nie dobre według schematów.

Rozróżnienie pomiędzy tym, co "dobre - złe" a "przyjemne - nieprzyjemne" u osób nadwrażliwych jest szczególnie ważne. Jest takie dla każdego, natomiast nie każdego tak trudno jest przekonać o tym, że czasem musi zaboleć, jeśli chce się osiągnąć dobry efekt (który będzie przyjemny po znacznie dłuższym czasie). Nieustanne cierpienie, jakiego doświadcza osoba wyczulona na każdy bodziec z zewnątrz (dosłownie każdy), powoduje chęć ucieczki od wszystkiego, co choćby wydawało się niemiłe. Ale prawdziwe schody zaczynają się w chwili, kiedy nadwrażliwiec nie był kochany, nie zostały zaspokojone jego podstawowe potrzeby akceptacji i budowy autonomicznego JA. Proces budowy tegoż JA w wieku dorosłym jest nieludzko przykry i bolesny, dlatego nie dziwię się tym, którzy chcą go uniknąć. Moje osobiste przeżycia zamykają sę w oceanie cierpienia, który trzeba przepłynąć, a potem jeszcze wypić... a na koniec trzeba umieć dobrze się zachowywać, nie poddając się zgorzknieniu i mizantropii. 

Bóg zastosował wobec mnie dość osobliwą terapię, o której też już nieco tu pisywałam. On zaspokoił niemal wszystkie wyssane z mojej kalekiej psychiki zachcianki. W świecie realnym stworzył mi nierealne warunki, pozwolił na robienie głupot z ludzkiego punktu widzenia, na wchodzenie w środowiska i relacje z ludźmi, na które nie zgodziłby się nikt o zdrowych zmysłach (jeśli ktoś oglądał film "Shutter Island", to piszę właśnie o czymś takim). Jego rozrzutna Miłość naprawdę mi to dała, a na dodatek, jakimś cudem, nie stała mi się krzywda. Przeciwnie! Sama, krok po kroku, doszłam do wniosków, że tak się po prostu nie da, że nie chcę tak żyć, że co innego będzie dla mnie dobre... 

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości