Zasznurowana Zasznurowana
352
BLOG

Władcy umysłów c.d.

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Oczywiście sfera emocji nigdy nie będzie sferą wolitywną, jednakże zauważam każdego dnia, że ona właśnie potrafi bardzo silnie na nią oddziaływać, a więc i na tę przestrzeń w nas, którą nazywamy sumieniem. Oddziaływanie to może, niestety, przybrać formy kontrolowania, a nawet rządzenia. Już kiedyś tu pisałam o tym, że rządził mną ten, kto miał aktualnie dostęp do moich emocji (nieświadoma, że w przyszłości napiszę ten i poprzedni tekst). Rodzice i wychowawcy rzeczywiście lepią nasze umysły, jak im sie podoba. Jeśli są w miarę rozgarnięci, nauczą nas, że mamy myśleć samodzielnie i odpowiadać za siebie, nie oczekując tego od innych, a jeśli w ogóle stoją wysoko w rozumieniu, czym jest wychowanie człowieka, nauczą, jaką wartość ma w pełni autonomiczna umiejętność dokonywania wyborów, zgodnych z tym, co rozeznajemy sami jako słuszne i że to rozeznawanie jest ważniejsze niż dobre wykształcenie, dużo pieniędzy czy jakiekolwiek inne zaspokojenie społecznych (albo też innych) oczekiwań. Takie wychowanie z góry zakłada, że rodzic nie będzie ingerował w owe wybory, uszanuje decyzje swojego dziecka, nawet jeśli nie sprawią mu przyjemności i że nie dopuści do sytuacji, w której dziecko będzie próbowało zwalać na rodzica odpowiedzialność za jego dorosłe życie...

Moja historia jest dość drastyczna, jeśli chodzi o "popisy" wychowawcze rodziców czy innych istotnych osób, które znalazły się na mojej edukacyjnej ścieżce. Jednakże to napawa mnie bardziej radością niż smutkiem czy gniewem (choć i te uczucia nie są mi obce), ponieważ opłakane skutki oddziaływania na mnie tych ludzi doprowadziły mnie do tak fatalnego stanu, że musiałam swoje życie budować na nowo. I Szczęście polegało na tym, że za fundament tej budowy wybrałam Boży Zamysł. Inni, bardzo liczni, nie mieli takiego farta. Mnogość problemów, jakie mają dorośli ludzie, wychowywani przez niedojrzałych rodziców, jest zatrważająca, a jednym z nich jest właśnie omawiana przeze mnie źle uformowana sfera woli, która połączona jest nazbyt ściśle z pokaleczoną sferą emocji, która z kolei wciąż tkwi w toksycznym układzie z roszczeniowymi albo wtrącalskimi rodzicami, i to oni odgrywają (o wiele zbyt często) rolę "głosu sumienia", przy czym zejście z tego świata wcale nie kończy tej relacji, bo rodzic ze swoją filozofią żyje nadal w mocno już dorosłym dziecku. 

Prawdziwe schody zaczynają się wówczas, kiedy człowiek jednak rozezna, że słuszne w jego życiu jest postępowanie zgodne z Bożą Wolą, i gdy okazuje się, że trzeba ten dwugłos w sumieniu wykasować. Pisząc dwugłos, nie mam na myśli Głosu Boga i głosu rodzica. Cały bowiem szkopuł polega na tym, że rodzice włażą nam do sumień - poprzez bardzo swoiste tresowanie naszych odruchów i sposobu myślenia od wczesnego dzieciństwa - bezprawnie, bo Bóg, Który nas stworzył i ma do nas najwięcej praw, tego nie robi. Zgodnie z Jego Zamysłem, jesteśmy do bólu wolni, a że to naprawdę boli, to nie jest dziwne, że tak chętnie dopuszczamy innych niż my sami gospodarzy... skoro przeszliśmy odpowiednią tresurę i nie zostaliśmy wychowani do wolności.  Dwugłos więc oznacza moje rozważania, w które wciąż wtrąca się głos kogoś innego, przy czym chodzi bardziej o swoiste schematy myślenia, nie pozwalające mi np. odczuwać przyjemności, jeśli robię coś nie pomyśli matki. Długo docierało do mnie, że wygląda to właśnie w ten sposób, że jestem "zaprogramowana" i wystarczy uderzyć w odpowiednią strunę, by zepsuć mi dobry nastrój albo zmusić do zrobienia tej czy innej rzeczy bez używania słów lub gestów (nawet na znaczną odległość). 

Kiedy doszłam w pracy wewnętrznej do świadomości, że nie da się dłużej ciągnąć tej patologii, napotkałam tak wielki opór w sobie, że... pochorowałam się. Pojawiły się próby negocjacji - zaspokoję wampirze żądania matki i dalej będę robić swoje. Odpowiem od razu: nie da się! Kiedy doszłam do jakiegoś stopnia dojrzałości w myśleniu, zmieniły się również moje emocje, czyli to, co szwankowało najbardziej. Coraz częściej przenikało do nich bowiem Światło wprost ze sfery nadprzyrodzonej, z której czerpię najwięcej Szczęścia,  które gaśnie zawsze wtedy, gdy zaczynam karmić swojego wampira. Ze "starego" człowieka pozostało właśnie to jedno uszkodzenie i choć kiedyś znosiłam o wiele więcej, teraz nie potrafię go zdzierżyć, tak jak jeden mały kamyk w bucie potrafi zepsuć całą przyjemność spaceru. Nie ujdę ani kroku dalej. 

Muszę przyznać, że ze wszystkich decyzji, jakie przyszło mi podejmować i ze wszystkich zmian, jakie wprowadziłam w swoim życiu, ta - związana z ostatecznym ucięciem niteczek uzależnienia od matki - jest najtrudniejsza. Nie byłaby taka, gdybym została wychowana do wolności, a nie jako bardzo specyficzna inwestycja.  Mam poczucie, jakbym tę wolność musiała wydzierać siłą i sprawiała tym samym różnym ludziom wielką przykrość, za którą mam odpokutować w mękach. Ale prawdopodobnie chodzi o coś więcej: mam świadomość, że po dokonaniu się tego zamysłu odczuję na swoich barkach prawdziwy ciężar tej wolności, której tak wielu autonomicznych niewolników  wcale nie chce dźwigać. 

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości