Zasznurowana Zasznurowana
302
BLOG

Domek dla Barbie

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Jeśli kiedykolwiek pisałam, że chciałam umrzeć po to, by zniknąć, to się myliłam. Marzenie o śmierci było de facto  nieuświadomionym pragnieniem istnienia. Chciałam BYĆ, chciałam zaistnieć jako taki byt, jakim stworzył mnie Bóg.

Dziś muszę wrócic do tego wyznania, ponieważ jego wypowiedzenie doprowadziło mnie do zrozumienia, co tak naprawdę się za nim kryje, a co naprawdę było dla mnie zakryte. 

Samo intelektualne przyjęcie tej rzeczywistości nie przyniosło mi ulgi - pragnienie śmierci wciąż tli się w moim wnętrzu, co jakiś czas wybuchając jak wulkan pod postacją silnego załamania nerwowego, którego następstwem była zazwyczaj dość długo trwająca depresja. Ponieważ jednak odczytałam jako Wolę Nieba względem mnie, bym "wyciągała się z depresji" (słowa mojej lekarki, która potwierdziła tym samym to zadanie jako priorytetowe), musiałam pójść dalej i wcisnąć przycisk z napisem "emocje", tak uporczywie wyłączany. Depresja niszczyła mnie, ale chroniła moją matkę, a także - co ujawniło się w późniejszym nawrocie wspomnień - resztę rodziny, z jednym z moich wujków na czele. Historie, które zostały oświetlone po latach wypierania, są tak obleśne, że wydaje się, iż właśnie myśląc o nich i o tym, co mi zrobiono, powinnam zostać okaleczona. Nic bardziej mylnego! Nasi rodzice i opiekunowie wymuszają (często drastycznymi metodami) na nas naszą niepamięć, tłumacząc się troską o nasze dobro, gdy tymczasem usiłują w ten sposób zapewnić komfort sobie. No bo proszę sobie wyobrazić, że staje przed rodzicami potomstwo i wylicza bezeceństwa, które z nim wyprawiali, gdy było małe... proszę postawić się w roli tych rodziców. Ilu z nich zdobyłoby się na przeproszenie albo chociaż uczciwe potwierdzenie faktów, a ilu zrobiłoby coś zupełnie odwrotnego, po raz kolejny obarczając dziecko winą? Na własnym przykładzie muszę przyznać, że nawet jeśli nastąpi rozliczenie z rodzicem, który w zamian zaatakuje mnie, to i tak wychodzę na plus. Tak było z moim biologicznym ojcem, kiedy udało mi się odbyć z nim bardzo szczerą rozmowę i wyrzucić swój żal.  Owszem, sponiewierał mnie, broniąc się jak małe dziecko przed logicznymi argumentami, ale do dziś w tej kwestii czuję, że mam "czyste" konto i mogę iść dalej. 

Czymże więc jest moja, stale nawracająca, depresja? Mogę śmiało, bez używania ozdobników i akademickich terminologii, powiedzieć, że jest to reakcja na nie-bycie, na które skazano mnie od chwili poczęcia, a które sprowadza się do tego, że uczyniono ze mnie lalkę do zabawy, używaną do woli przez wszystkich dorosłych, jacy akurat byli w pobliżu. Tak, byłam lalką, tym chętniej używaną, że bardzo ładną i słodką. Ani razu, dosłownie nigdy, nie dano mi nauczyć się, jak być sobą i być ze sobą. Nie dostałam autonomii, bo nawet moje myśli były kontrolowane. Nikt nie nauczył mnie szacunku do swojego ciała i intymności, a także dbania o siebie na wszystkich poziomach moich potrzeb, o czym pisałam tu wielokrotnie. Byłam przedmiotem, który nie rozumiał siebie, nie rozumiał, po co żyje, chyba tylko po to, żeby zaspokoić czyjeś - kiedyś niezaspokojone - pragnienia (posiadania rodzica na własność). Więc jako bezrozumny przedmiot byłam rzeźbiona podług chorych wzorców, w jakich wyrośli moi opiekunowie. Na mnie usiłowali odegrać swoje krzywdy, chcąc poczuć choć przez chwilę, że mają kontrolę, że teraz to oni panują. 

Zdemaskowanie konkretnych zachowań moich bliskich i uwolnienie się od potrzeby ich chronienia (nie do końca niestety) spowodowało nieoczekiwane odczucie: bycia.  ODCZUCIE, a nie intelektualne przekonanie. Emocje więc nie muszą podążać za rozumem, tylko swobodnie istnieć, bez nacisków z zewnątrz, którym poddawały się od samego początku. Nikomu z mojej rodziny nie zależało i nie zależy na tym, bym była sobą, w związku z czym nie mam po prostu o czym z nimi rozmawiać. Fałszywe ja,  które z takim mozołem zbudowali we mnie, nie umarło do końca i wciąż jest podatne na wpływy, a JA prawdziwe jest za słabe, by podołać w walce z tym złym. W związku z tym upada mój  manifest o nierozwiązywaniu relacji z matką  (z resztą rodziny już dawno zerwałam wszelką więź). Ktoś powie (na pewno się tacy znajdą, znam ich nawet osobiście), że kosztem matki będę sobie "meblować życie", bo przecież ona taka biedna i cierpiąca... i "ma ciebie jedną".

Sęk w tym, że matka i parę innych osób "meblowało" swoje życie za moją pomocą, bez mojej zgody i z moją szkodą i być może zaczną je meblować w sposób należyty, gdy ja dalej na tę eksploatację siebie nie pozwolę. Pragnienie śmierci jest zwykłym zmęczeniem tym stanem rzeczy. Ja po prostu nie mam siły tego dłużej nieść, a niosę straszny bagaż. Wolę umrzeć, niż mieć go dalej na sobie. Naprawdę wolę. Inaczej życie nie ma sensu. 

 

Używanie  mnie  przez dorosłych spowodowało, iż wyszukiwałam sobie ludzi i grupy, z którymi mogłam znowu poczuć, że jestem używana. Robiłam to jednak tylko w jednym celu: żeby w krytycznym momencie uciec. Odgrywałam to przedstawienie dziesiątki razy, zanim pojęłam, że robię to po to, by odtworzyć sytuacjię z dzieciństwa i w akcie ucieczki zrekompensować sobie swoją niemożność odejścia od oprawcy. Oczywiście nie udało mi się to nigdy. Jakiś czas temu - po wykonaniu bardzo konkretnych Bożych nakazów - znalazłam się w "pułapce". Kupiłam mieszkanie i kiedy się do niego wprowadziłam, usiadłam na podłodze, rozejrzałam po ścianach i pojęłam, że nie mam dokąd uciec, bo... tego nie chcę. Chcę mieć to mieszkanie, chcę mojej pracy, chcę miasta, w którym żyję. Miałam o to żal do Boga, naprawdę! Mówiłam Mu to całkiem otwarcie. Aż doszłam do tej chwili, kiedy pojęłam, że należy uciec od prawdziwego zła i dać sobie szansę na normalne życie. Otworzenie worka z emocjami, który w końcu przestał był sznurowany wybujałym intelektem, zawiązało ręce fałszywemu ja,czyniąc mnie niezdolną do zrobienia sobie samej krzywdy, np. poprzez wchodzenie w układ, w którym jestem przedmiotem.Wydałam pierwszy w życiu krzyk niezgody i rozpaczy.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości