Zasznurowana Zasznurowana
378
BLOG

...Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi...

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Nie musiałam długo czekać na pierwsze dobre owoce, które wyrosły na tym, co tu wcześniej pisałam: skupieniu się na "rozpuszczeniu" wgranych w przeszłości schematów, poprzez które postrzegam świat, ale nade wszystko siebie samą. Gdy wniknęłam głęboko w to, co działo się ze mną, co ze mną robiono, gdy byłam dzieckiem, wyświetliło mi się słowo  ODRZUCENIE, w pierwszym odruchu odbierane jako pochodzące od Boga... Ale to nie jest prawda. 

Kiedy tylko doszłam do rozumu, a więc w wieku około czterech lat, zaczęłam prowadzić życie z Bogiem, wybranym świadomie na mojego Ojca, którego pod żadną postacią nie miałam. Gdy dokonałam wyboru fundamentalnego w wieku lat trzynastu, zadziałała we mnie Łaska, o jakiej nie śniło się większości ludziom - dziś rozumiem to naprawdę dobrze i dziś jest to źródłem wielkiego zdumienia. Zostałam zalana Łaską, której kompletnie nie pojmowałam, która była dla mnie czymś obcym, nieznanym, a nawet wrogim... Brakło mi osoby towarzyszącej, o jakimś kierowniku duchowym nie wspominając. Nie było człowieka, który by wziął mnie za rękę i - rozumiejąc, co się ze mną dzieje i do czego ciągnie moje serce - przeprowadził bezpiecznie na właściwy brzeg. Brakło mi kogoś takiego nawet w szkole katolickiej. Ba!  ZWŁASZCZA tam czułam się jak obcy, jak najbardziej odrzucony na świecie stwór, który nie powinien nawet marzyć o tym, o czym marzy.  "Światłe" i "uczone" siostry widziały we mnie tylko ludzką powłokę - pełną emocjonalnych problemów nieślubną córkę matki, która tak się poświęca... nikomu do głowy nie przyszło, żeby nasycić mnie wreszcie tym, czego tak mi brakuje: jednym słowem, zdaniem o  tym, że Bogu miłe są moje wysiłki, że On naprawdę chce włączyć mnie do Swojego Planu, że jestem JEGO... Widziały to proste siostry, te od szorowania kibelków i prac w ogrodzie. Kiedyś jedna z nich, na pożegnanie, powiedziała do mnie: "W tym sercu mieszka Bóg". Tego było mi trzeba, tylko tego.

Odrzucenie polegało na tym, że Bóg w moim sercu był dla wielu osób wokół mnie bardzo groźny, bo Bóg-Prawda demaskował ich zło i słabości. Nie było to trudne, bo moja powłoka, regularnie niszczona przez rodzinne grono, podatna była na sugestie mówiące, że jestem nikim, że "już nic z ciebie nie będzie", parafrazując jedną z przełożonych niepokalańskiego domu albo, żeby zacytować klasyka (moją matkę) - "zdechniesz pod płotem". To naprawdę nic trudnego. Żeby nie zaznawać odrzucenia, gotowa byłam zabić siebie, zabić Boga w sercu... ale właśnie ta Łaska, będąca następstwem mojego wyboru, na to nidgy nie pozwoliła. Rozpoczęła się wielka wojna.

Finalna bitwa nie dotyczyła wcale zmagań z drugim człowiekiem, z systemem, czy nawet z Bogiem. To walka ze swoim fałszywym wyobrażeniem o sobie. Dlatego tak ważne jest, by umieć wrócić do zdarzeń z przeszłości, kiedy byłam blisko tego, kim jestem, zanim zaczęłam zabijać swoje jestestwo, aby przetrwać we wrogim, odrzucającym mnie środowisku. Moje ciało i emocje wówczas "mówiły" otoczeniu o dramacie, jaki rozgrywał się od dnia moich narodzin albo i wcześniej. Żeby więc nie oskarżać oprawcy, winę zrzucono na mnie, na to, że "jesteś trudna" (moja wychowawczyni). A gdy zjawił się Bóg, gdy nie mogłam już dłużej opierać się Jego Łasce i tej sile, z którą mnie do Siebie przyciągał, wmówiono mi... że nie jestem Go godna, że moje grzechy są zbyt wielkie. Poczułam się nie tylko odrzucona, ale i potępiona, zstąpiłam do prawdziwego piekła. 

Dlaczego nie umiałam zobaczyć Jego Oblicza takiego, jakim było naprawdę? Dlaczego widziałam, patrząc na Niego, surowe i pełne pogardy oblicze matki i wychowawczyni? Dlaczego? Bo byłam dzieckiem wydanym w ręce tych, którzy zastępują Boga na ziemi, którzy dostali od Niego władzę, ale nie umieli z niej skorzystać. Nie interesują mnie dziś tłumaczenia, że "chcieli przecież dobrze", bo ja dobra nie doświadczyłam... Niech im wszystkim ziemia lekką będzie. 

--------------------------------------------

Nie mam w tych dniach zbyt wiele sił witalnych, jestem jak ocaleniec po obozie koncentracyjnym - istnieje ryzyko, że nigdy się nie podźwignę z niektórych ran. Jednak nie tego dziś chcę. Dziś chcę bez zakłóceń kąpać się w tej Łasce, którą wylano na mnie ponad dwadzieścia lat temu. BEZ ZAKŁÓCEŃ! Bez rozproszeń, niepotrzebnych trosk, bez potrzeby zadowalania innych, udowadniania czegokolwiek. Nie chcę żadnych kierowników ani innych mądrali, bo wtedy, gdy byli mi naprawdę potrzebni, to ich nie było, bo widziano we mnie tylko skorupę - poobijaną i kaleką powłokę. Chcę tylko Boga.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości