rudowlosa rudowlosa
814
BLOG

kolonie pani małgosi

rudowlosa rudowlosa Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Strój? Brudne dresy, adidasy kupione na rynku (podróbka znanej marki), rozciągnięta koszulka. Kto by się nie przestraszył, gdyby spotkał takiego na ulicy po zmroku? W dodatku ogolony prawie na łyso, dziwne oczy. Niesie dwa plecaki – jeden normalnie, na plecach, drugi założony z przodu, na brzuchu.

 

Obok jego kolega, po ubraniu można by sądzić, że brat bliźniak. Trzyma za rękę dziewczynę z Zespołem Downa. Domyślam się z rysów twarzy. Pomaga jej wspinać się pod górę. Ten pierwszy chłopak niesie jej plecak. Ona ma niby dopiero osiemnaście lat, ale waży kilka kilogramów za dużo (jak to przy Zespole Downa), ma chore nogi – płaskostopie, koślawość kolan - więc potrzebuje pomocy. Dwaj szesnastolatkowie – chłopcy z pogotowia opiekuńczego – niosą tę pomoc.

 

Cała ta trójka jest na wspólnych wakacjach. Dwutygodniowe kolonie w Beskidzie Sądeckim, blisko Krynicy Górskiej, zaraz przy granicy Polski ze Słowacją. Kto organizuje wspólne kolonie dla młodzieży z patologicznych rodzin, która sama jest – jak to się ładnie określa – zagrożona niedostosowaniem społecznym oraz dla osób chorych, upośledzonych umysłowo? Jak dziewczyna niepełnosprawna intelektualnie i słaba fizycznie odeprze atak zdemoralizowanego szesnastolatka?

 

Podróż pociągiem z Olsztyna do Krynicy Górskiej trwa kilkanaście godzin. Kolonia ma zarezerwowane dwa wagony. Widać wyraźny podział: w jednym uczniowie szkół specjalnych i uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej z wszelkimi schorzeniami umysłowymi od lekkiego stopnia upośledzenia po głęboki autyzm; w drugim wagonie dzieci i młodzież z olsztyńskiego pogotowia opiekuńczego i z dwóch domów dziecka. Trzynastolatki opowiadają sobie o odbytych stosunkach seksualnych, porównują na podstawie przechwałek z imprez, kto jest w stanie wypić więcej wódki. Jeśli przypadkiem ktoś z wagonu numer dwa trafi do tego, gdzie dorośli ludzie płaczą za mamą, gdy pociąg rusza z peronu, i gdzie się ludzie ślinią i puszczają bez wstydu głośne bąki, reaguje natychmiastową ucieczką albo śmiechem. Śmiechem, który jest wyśmiewaniem.

 

Kierowniczka kolonii – 50-letnia kobieta, psycholożka i pedagożka, nazywana przez wszystkich Panią Małgosią – cały czas się uśmiecha i tłumaczy wszystko słowami: „to pierwszy dzień”. Jej załoga – przede wszystkim wychowawczynie, ale też kilku wychowawców – to pedagodzy, psycholodzy, wuefiści, studenci, ale jest też dziewczyna po geografii, polonistka, mechanik samochodowy, informatyk. Pani Małgosia mówi, że każdy może wnieść coś nowego. Dlatego przygarnia też niepełnoletnich wolontariuszy. Niektórzy mają mnóstwo energii i głowy pełne pomysłów, więc organizują na turnusie zabawy – podchody, ogniska, dyskoteki, spartakiady. Inni są osobistymi opiekunami tych bardziej potrzebujących – przez dwa tygodnie pomagają pokonywać codzienne przeszkody. Tych kłopotów jest sporo. Są fizyczne ograniczenia podczas wycieczek i jest tęsknota za rodziną. Wolontariusze to tacy przyjaciele.

 

- Takie połączenie na naszych koloniach, połączenie osób niepełnosprawnych i zagrożonych demoralizacją, to terapia dla jednych i dla drugich. Jedni i drudzy mają okazje poczuć się potrzebni, są potrzebni sobie nawzajem. - przekonuje Pani Małgosia, a wychowawcy potwierdzają. Żaden z nich się nie boi, a przecież młodzież, z którą jadą kojarzy się z najgorszymi rzeczami: napadami, bójkami, kradzieżami, kibolskimi występkami.

 

Nikt nie ukrywa, że sytuacje konfliktowe i kryzysowe się zdarzają. - Jak mają wyjaśniać między sobą napięcia ludzie, których nikt nie uczył rozmawiać? Oni w domach nauczyli się dwóch sposobów załatwiania problemów: za pomocą pięści i ucieczką, np. w alkohol. - opowiada Ania, jedna z wychowawczyń, studentka resocjalizacji, która na kolonie z Panią Małgosią jeździ od dziecka. Jej mama jest psycholożką, kiedyś jeździła na kolonie z Panią Małgosią jako wychowawczyni, a teraz jeździ Ania. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że Pani Małgosia organizuje kolonie od ładnych kilkunastu lat.

 

Ania jeszcze dodaje: - My chcemy choć trochę nauczyć tę młodzież tego, czego im nie dali rodzice i czego nie dają placówki, które w tej formie, w jakiej znamy je teraz, nie sprawdzają się zupełnie.

 

Pogotowie opiekuńcze jest placówką, do której przywożone są dzieci na przykład po interwencji policji w domu, jeśli ta uzna, że należy je stamtąd zabrać. Albo na wniosek szkoły, która zauważa, że z danym uczniem dzieje się coś niedobrego. Zgodnie z prawem dziecko może przebywać w pogotowiu maksymalnie pół roku. Tyle czasu ma sąd na ustalenie, czy dziecko trafi do domu dziecka lub rodziny zastępczej, czy wróci do biologicznych rodziców. Na kolonie z Panią Małgosią jeździ Paulina, która w pogotowiu opiekuńczym mieszka od 6 lat. Przez ten czas, co pół roku sąd dawał szansę jej rodzicom na poprawę, na zadbanie o córkę, na wyleczenie się z alkoholizmu, na znalezienie pracy. Ale rodzice za każdym razem zawodzili i Paulina wracała do pogotowia na kolejne sześć miesięcy. Teraz ma iść już do domu dziecka. Mówi, że nie może się doczekać.

 

Dwa lata temu na koloniach Paulina zorganizowała mały bunt. Namówiła dwie koleżanki i we trzy uciekły. To była pierwsza ucieczka w historii kolonii Pani Małgosi, a zdarzyło się na nich już niejedno - kiedyś nawet chłopaka w kaftanie bezpieczeństwa zabierała karetka pogotowia. Dziewczyny uciekły wieczorem, po „Randce w ciemno”. Zabawa odbywała się na powietrzu, pod wiatą. Po zakończeniu wszyscy ruszyli do budynku, by szykować się na noc, było około godziny 21. W tym tłumie łatwo było się zawieruszyć, schować. Dziewczyny skryły się za kanapą i przeczekały tam aż wszyscy znikną w pokojach. Potem ruszyły przez las do centrum miasteczka, w którym znajdował się ośrodek. Szybko się ściemniło i jeszcze rozpadał się deszcz. Kiedy po 20 minutach wychowawczyni dziewczyn była już pewna, że one uciekły, zawiadomiła kierowniczkę, a ta policję. Wychowawcy założyli płaszcze przeciwdeszczowe, wzięli latarki, ruszyli szukać. W całym budynku została jedna wychowawczyni, kierowniczka kolonii, będąca w kontakcie z policją i kilkoro rodziców, którzy byli ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, a w tej sytuacji weszli w role opiekunów.

 

Najmłodsza z tych dziewczyn, które uciekły miała 8 lat. Jako 5-latka została zgwałcona przez wujka. To chyba najgorsza historia, jaką usłyszałam. Potem poznałam 13-letniego Adriana, który miał poparzoną połowę ciała, koszmarne blizny. Kiedy miał roczek jego ojciec zamordował matkę. Trafił do więzienia, a Adrian do domu dziecka. Zaadoptowała go jakaś daleka rodzina. Kiedy miał sześć lat zostawili go samego w domu. Znalazł zapalniczkę i się podpalił. Kilkanaście miesięcy spędził w szpitalu, a potem okazało się, że znowu nie ma własnego domu, została mu tylko instytucja.

 

Po kilku dniach kolonii, dzieci same zaczynają opowiadać o sobie. Nawet takie najgorsze zdarzenia. O rozwodach rodziców, o nałogach, o śmierciach. W grupie osób upośledzonych umysłowo też się takie zdarzają. Osiemnastoletnia Patrycja z Zespołem Downa opowiedziała Pani Agnieszce, jak to kiedyś nauczycielka z jej szkoły, pośpieszała ją na stołówce, mówiąc: „No! Szybciej, ty Downie!”. Patrycja przyznaje, że czasami pyta mamę, po co ją urodziła. Ale tak generalnie to bardzo siebie lubi i jest szczęśliwa z powodu kochanej mamy i siostry, która z nią jeździ na kolonie, bo we dwie jest raźniej.

 

W drodze na szczyt Jaworzyny Krynickiej dwóch szesnastolatków pomaga Patrycji. Jeden niesie plecak, drugi trzyma za rękę, trochę ciągnie pod górę. We troje rozmawia między sobą. Patrycja na początku trochę się bała zaufać takim łysym chłopakom, ale Pani Agnieszka powiedziała, że śmiało może to zrobić. Na koniec trasy, gdy szczyt udało się zdobyć, Patrycja pięknie podziękowała i obiecała chłopcom laurki. Sama by nie doszła. Ktoś pomógł i dała radę. Ktoś za to dostał wiele pochwał, które upewniły go, że warto podać rękę. Poczuł, że może coś zrobić, zmienić.

 

W drodze powrotnej do Olsztyna, mimo zarezerwowanych dwóch wagonów, tak wyraźnego podziału jak na początku, nie było. Śmiech? Owszem. Wyśmiewanie? Nie. Czy Paulina i dwie pozostałe dziewczyny, które po ucieczce o północy przywiozła do ośrodka policja, będą mogły pojechać na kolonie za rok?

 

Dostały tę szansę. A osoby, które całe społeczeństwo na czele z instytucjami, które mają zastępować dom, szufladkuje jako „młodych recydywistów”, potrafią doceniać dane im szanse, jak nikt inny.  

rudowlosa
O mnie rudowlosa

jestem ruda, przez którą już dwunastu uwierzyło w cuda. jestem ładna i cwana, mam haka na każdego pana.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości