Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk
331
BLOG

Anarchia lege artis

Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 

W artykule pt. „Wolność w świetle nowej teorii wyboru”, dostępnym (tutaj), dowiodłem, że człowiek jest absolutnie wolny w dążeniu do osiągnięcia wyznaczonego sobie celu oraz że każdy jego wybór wywołuje określone i nieodwołalne skutki, niekoniecznie zamierzone. Ten rodzaj wolności w decydowaniu o własnych zachowaniach, określany jako „wolność pozytywna” albo „wolność do czegoś”, zasadniczo różni się jednak od tego, co podkłada się dziś pod to pojęcie przy okazji nasilających się od pewnego czasu kampanii na rzecz zakazu dyskryminacji różnych większych i mniejszych grup osób, które manipulatorzy usiłują wywodzić z prawa człowieka do wolności. Sprawa ta pojawia się cyklicznie przy okazji kolejnych rewolucji wywoływanych przez lewackich naprawiaczy świata, począwszy od rewolucji francuskiej. Ostania jej odsłona to tzw. rewolucja obyczajowa z roku 1968 z jej hasłem: „zabrania się zabraniać”, wywołana przez anarchistyczną młodzież i popierana – a jakże – przez lewackich pseudointelektualistów z paryskiej Sorbony, która odżywa dziś na nowo w formie o wiele bardziej niebezpiecznej, bo w postaci przybierającego na sile – tym razem przebiegającego pokojowo – procesu tworzenia prawa zabraniającego jakiejkolwiek dyskryminacji. Tu także szermuje się podstawowymi prawami człowieka, wśród których na czoło wysuwana jest wolność nieskrępowanego żadnymi zakazami „realizowania siebie”, czyli postępowania według własnej woli bez oglądania się na jakiekolwiek normy moralne, etyczne i obyczajowe. Prawo to intepretowane jest przez manipulatorów z cenzusami naukowymi jako wolność pozytywna, czyli „wolność do czegoś”, przy czym traktuje się tę wolność jako coś, co człowiekowi należy się od innych, i w związku z tym musi być chronione przez stanowione prawo, aby sankcją karną wymusić akceptację takiej wolności. Już samo zestawienie tych dwóch pojęć, jakimi są wolność i przymus prawny, w konstrukcji myślowej w taki sposób, że to drugie ma wymuszać istnienie pierwszego, wskazuje na głębokie upośledzenie nauk społecznych i prawnych w tej kwestii.
Jak dowiodłem we wspomnianym artykule, wolność pozytywna, czyli „wolność do czegoś”, to absolutna i obiektywnie istniejąca wolność wyboru celu własnego zachowania, która oznacza m.in., że każdy może w sensie dosłownym wybrać zarówno przestępstwo i różne niegodziwości, jak i drogę postępowania zgodnie z prawem lub/i nakazami etyki i moralności. Jest to absolutna i niezależna od niczyjej woli i przyzwolenia wolność wyboru. Bandyci, złodzieje, nierządnicy, oszuści, pedofile i zboczeńcy wszelkiego autoramentu zawsze byli i są w swoich wyborach absolutnie wolni i nikt nie jest w stanie przeciwstawić się ich woli folgowania własnym upodobaniom i popędom. Nie oznacza to jednak, że są wolni od skutków podejmowanych przez siebie wyborów, w szczególności zaś skutków negatywnych. Nikt nie jest wolny od skutków istnienia wolności pozytywnej, ponieważ taki rodzaj wolności nie istnieje, niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie. Dokonując jakiegokolwiek wyboru, tym samym wywołujemy nieodwołalne skutki, zarówno zamierzone, jak i niezamierzone, które są zawsze jakąś wypadkową decyzji osoby dokonującej wyboru oraz decyzji innych osób, a także tzw. siły wyższej. Takie jest obiektywne prawo wolności wyboru.
Wiedząc, że podejmowane decyzje wywołują różnorakie skutki zarówno dla samego decydenta, jak i dla osób postronnych, każdy powinien fakt ten uwzględniać i postępować tak, aby skutki jego decyzji nie wyrządzały szkody innym, lub w jakikolwiek sposób ograniczały możliwości korzystania z wolności przez innych w jego otoczeniu. Dopóki więc ktoś korzysta z dobrodziejstw wolności pozytywnej w taki sposób, że nie łamie przestrzeganych przez innych norm i nie szkodzi im swym postępowaniem, dopóty nic mu z ich strony nie grozi, przy oczywistym założeniu, że wszyscy tak właśnie postępują. Taka wolność sprzyja rozwojowi każdej społeczności i wychodzi wszystkim na dobre, nikogo przy tym do niczego nie przymuszając. Komu nie odpowiadają ograniczenia wolności obowiązujące w danej społeczności, ma absolutne prawo rezygnacji z bycia jej członkiem, ponosząc oczywiście wszelkie konsekwencje takiego kroku. Konsekwencją zaś pozostania jest konieczność przestrzegania zasad. Tak wygląda sprawa wolności pozytywnej, czyli „wolności do czegoś”, która – jak wspomniano – jest wolnością absolutną. Wolność pozytywna, w ramach której wszyscy przestrzegają ustalonych reguł, nie jest dla nikogo ciężarem.
Problem pojawia się zawsze wtedy, gdy ktoś korzysta ze swojej wolności w sposób sprzeczny w podaną wyżej zasadą, to znaczy wtedy, gdy jego wybory wyrządzają szkody osobom postronnym lub też w jakikolwiek sposób naruszają ich wolność. W takich wypadkach konieczna jest interwencja, która spowoduje, że zamachowiec zostanie najpierw pouczony o tym, że naruszył wolność innych i powinien takich działań zaniechać, a gdy to nie pomoże – zostanie w jakiś sposób przywołany do porządku lub wyrzucony ze społeczności, której prawa naruszył. Do tego służą normy, procedury i sankcje prawa zwyczajowego lub/i stanowionego przez państwo. Mają one za zadanie stać na straży wolności wszystkich członków danej społeczności, chroniąc ich przez niewłaściwym korzystaniem z wolności przez niektórych. Celem prawa nie jest zatem (może raczej – nie powinno być) narzucanie komukolwiek, jak ma postępować, co wybierać bądź na co się godzić, lecz jedynie zapewniać, aby wolność jednej osoby nie ograniczała wolności innej. Takie używanie prawa nie oznacza dyskryminacji ani ograniczania wolności kogokolwiek.
Każda społeczność ma zatem niezbywalne prawo wybierać i popierać takie formy postępowania i normy współżycia jej członków, jakie gwarantują trwanie i rozwój tej społeczności, a odrzucać i zwalczać te, które grożą jej dezintegracją. Jest to oczywisty warunek istnienia każdej społeczności. I tak jak normalne społeczności nie akceptują oszustów, złodziei, bandytów i morderców, stosując wobec nich prawo, naturalne lub stanowione, tak samo mają niezbywalne prawo nie akceptować odmieńców, którzy chcą narzucić im swoje normy moralne (albo brak tych norm), jeżeli prowadzą one do rozkładu tej społeczności. Nigdzie nie ma obowiązku, aby ci, którzy norm danej społeczności nie akceptują, pozostawali jej członkami. Jeżeli jednak wybierają życie w ramach lub w bezpośrednim otoczeniu takiej społeczności i ostentacyjnie łamią obowiązujące tam normy moralne, religijne lub/i obyczajowe, to muszą się liczyć z konsekwencjami takiego wyboru, wśród których ostracyzm należy zazwyczaj do łagodnych form nacisku na takich osobników. Nie ma on przy tym nic wspólnego z dyskryminacją rozumianą jako pozbawienie prawa do wolności, a jest jedynie formą obrony przed zamachem na własne prawa.
Nikt złodzieja, bandyty lub mordercy nie dyskryminuje, zakazując mu kradzieży, rabunku oraz mordowania innych. Społeczność mówi im jedynie, że kradzież, rabunek i morderstwo nie są przez nią tolerowane, i jeżeli przekroczą normę „nie kradnij”, „nie zabijaj” itp., poniosą karę. Nikt nie dyskryminuje pedofila lub innego zboczeńca, zakazując mu uprawiania i propagowania tego, co nie mieści się w normach obyczajowych normalnej społeczności. Społeczność mówi jedynie, że nie będzie godzić się na postępowanie niezgodne z takimi normami i w razie ich przekroczenia będzie stosować jakieś sankcje. Takie postępowanie jest całkowicie zgodne i z istotą, i z duchem wolności pozytywnej.
Absolutna wolność pozytywna nie ma jednak nic wspólnego z tym, co dzisiejsi manipulatorzy usiłują przemycić pod tym pojęciem. Oni bowiem nazywają wolnością roszczenie sobie przez pewne grupy, stanowiące w każdym społeczeństwie margines nieprzekraczający 5% populacji, prawa do tego, aby narzucać innym pod przymusem prawnym konieczność akceptowania tego, co jest niezgodne z wolą przygniatającej większości lub co jest sprzeczne z wyznawanymi przez nią wartościami i normami współżycia społecznego. Wolnością nazywają arogancką postawę nieliczenia się w swoim postępowaniu z nikim i z niczym. Dla realizacji swojej nieskrępowanej wolności domagają się prawa do bezkarnego łamania wszelkich zasad i norm współżycia, które pozwalają innym korzystać w pełni z ich wolności. Domagają się likwidacji norm etycznych i moralnych, które od wieków wyróżniały człowieka spośród innych istot żywych. Żądają tym samym de facto nie tyle zrównania człowieka ze zwierzętami, ile uczynienia z niego istoty o wiele niższej i bardziej przerażającej. Zwierzęta bowiem nie kierują się w swoim postępowaniu nienawiścią, okrucieństwem, wyuzdaniem, oszustwem, kłamstwem, pomówieniem i innymi przejawami tzw. uczuć wyższych (sic!), a jedynym złem, jakie wyrządzają innym, jest szybkie pozbawienie ich życia w celu zaspokojenia głodu warunkującego przeżycie. Natomiast pozbawiony zewnętrznych hamulców wynikających z zasad etycznych i moralnych człowiek może zadawać ból i cierpienie na wiele sposobów, czyniąc życie innych niekończącym się koszmarem.
To, co dzieje się dzisiaj z prawem w tzw. cywilizowanym świecie zachodnim, do którego z taką determinacją chcemy należeć, jest w gruncie rzeczy podstępnym i podłym zamachem na podstawowe prawo człowieka, jakim jest korzystanie z dobrodziejstw posiadanej obiektywnie wolności pozytywnej. Podstępnym i podłym dlatego, że zamach ów odbywa się właśnie pod hasłami zapewnienia prawa do wolności.
Zauważmy ów niuans: wolność istnieje w sensie obiektywnym i nie potrzeba żadnego prawa, które by dekretowało jej istnienie, wymaga ona jedynie, aby prawo chroniło przed zamachem ze strony tych, którzy czynią z wolności użytek na szkodę innych. Tymczasem manipulatorzy chcą za pomocą stanowionego prawa uczynić coś dokładnie przeciwnego; chcą przymusem prawnym uniemożliwić korzystanie z wolności dla dobra własnego lub wspólnego.
Narzucić innym własne normy, może tylko ten, kto albo sam zdobędzie władzę polityczną, albo też uzyska na nią na tyle silny wpływ, aby własne normy postępowania przekuć na obowiązujące prawo. A to właśnie dzieje się dzisiaj z normami obyczajowymi i prawnymi, które władza polityczna narzuca społeczeństwu pod wpływem nielicznych, ale wpływowych odmieńców wspieranych przez niektóre tzw. autorytety naukowe, i – co najgorsze – czyni to pod płaszczykiem demokracji, czyli ustroju, w którym z definicji liczy się głos większości. Myląc wolność ze swawolą i anarchią, przymusza większość za pomocą stanowionego prawa do godzenia się na normy postępowania całkowicie sprzeczne z normami postępowania większości, które prowadzą wprost do całkowitej dezintegracji tradycyjnych społeczności grup i warstw społecznych opartych na wyznawanych przez nie normach etycznych, moralnych, kulturowych. Nie oznacza to wprawdzie ograniczenia wolności do niegodzenia się większości z nieuznawanymi przez nią normami, bo jest to formalnie niemożliwe, ale prowadzi do stopniowej dezintegracji społeczności opartych na normach, których przestrzeganie służyło dobru wszystkich ich członków, a które teraz stają się niezgodne z prawem.
Tak oto niepostrzeżenie z narzędzia ochrony przed nadużywaniem wolności, czyli narzędzia zapewniającego praworządność, prawo zostało przekształcone w narzędzie zapewniające nieskrępowany postęp anarchii. Czy naprawdę chcemy się na to godzić?

Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny). Tam uzyskany doktorat i habilitacja z zakresu finansów międzynarodowych. Przez pewien czas, do 2006 roku, kierownik Katedry Bankowości AE w Krakowie. Współzałożyciel i przez 9 lat rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Bochni. W latach 2006-2014 profesor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Aktualnie profesor nadzwyczajny Wydziału Zamiejscowego w Bochni Staropolskiej Szkoły Wyższej w Kielcach. Inicjator nowej dyscypliny naukowej, jaką jest Ekonomia personalistyczna. Publikacje dostępne na stronie www.szewczyk.net.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie