tatarczuch tatarczuch
808
BLOG

Przygody Jana Husa czyli droga Gęsi na stos

tatarczuch tatarczuch Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

    Wbrew różnym histerykom, nie znamy dokładnej daty przyjścia na świat człowieka, którego postawa spowodowała w XV wieku wojny w całej środkowej Europie. Jan Hus, czyli Jan Hus vel Gęś urodził się w 1369 lub 1370 roku w dobrej czeskiej katolickiej rodzinie. Miejsce jego urodzenia – mały domek w Husineczu koło Prachatic – było otoczone czcią wszystkich wyznawców husytyzmu (czyli gęsiarzy mówiąc kolokwialnie). Była to jednak tylko mistyfikacja jego zwolenników, którzy potrzebowali w XIX wieku „obrazowych” argumentów wspomagających tworzenie się narodu czeskiego. Badania Josefa Pekara udowodniły, że Hus vel Gęś nie urodził się w pięknym, małym domku czeskim niedaleko Prachatic, a w Husineczu pod Kleczanami. Tam jednak nie zachował się żaden budynek ...nadający się na miejsce pielgrzymek. Ponieważ w niewielkiej wiosce nie było szkoły, Hus vel Gęś najprawdopodobniej uczęszczał do niej w Pradze, gdzie osiągnął wyniki pozwalające mu na kontynuację nauki na Uniwersytecie Karola IV. Był to wtedy najlepszy uniwersytet w środkowej Europie. Propaganda husycka i komunistyczna rozpisywała się o niezwykłym umyśle Jana Husa, jego nieprzeciętnych zdolnościach, które rzekomo miały go wynieść na najwyższe stanowiska naukowe. Analiza jego wyników osiąganych na studiach pokazuje raczej, że był przeciętnym uczniem, któremu z trudem przychodziła nauka. Święcenia kapłańskie dawały mu możliwość dalszej kariery, ponieważ niwelowały niskie pochodzenie. Ostatnie z nich przyjął przed Wielkanocą 1400 r. Dzięki protekcji wpływowego abp. Zbynka, rozpoczął się dla Gęsi okres błyskotliwej kariery i dostatniego życia. Jeszcze w 1400 r. został mianowany kaznodzieją kościoła św. Michała w Pradze, a w dwa lata później kaznodzieją Kaplicy Betlejemskiej, wówczas jednego z najnowszych i większych kościołów Pragi. Poza tym Jan Hus vel Gęś piastował godność dziekana fakultetu artystycznego, a później rektora uniwersytetu w latach 1402-1403 i 1409-1410. Tymczasem został jeszcze spowiednikiem królowej Zofii i kaznodzieją synodalnym. Wiódł nie tylko pracowite życie, ale również bardzo dostatnie. Beneficjum z Kaplicy Betlejemskiej było bardzo wysokie, do tego zaopatrzenie z tytułu pracy na uniwersytecie i zaopatrzenie kaznodziei synodalnego dawało mu ni mniej, ni więcej tylko 60 kop groszy rocznie. Na próżno szukać wzmianek na ten temat w apologetycznych biografiach poświęconych Husowi. Przyczyna leży w postulowanym przez niego ubóstwie Kościoła. Głosił potrzebę rezygnacji z dóbr ziemskich przez Kościół, głosił powrót do Kościoła ubogiego, ale sam nie wyrzekł się ani swoich dochodów, ani godności, ani beneficjów...

     Na Uniwersytecie Karola IV Janek zetknął się z poglądami angielskiego heretyka Johna Wyclifa, które w środowiskach intelektualnych ówczesnej Pragi były bardzo modne. John Wyclif, właściwie John Wig-Löw, urodził się ok. 1320 r. w rodzinie żydowskich konwertytów z hrabstwa Yorkshire. Chorobliwie ambitny, jako proboszcz Lutterwirth starał się o godność biskupa Wighorn, która została mu odmówiona przez papieża Urbana V. Urażony Wyclif wraz z garstką zwolenników wystąpił przeciw Kościołowi, otrzymując poparcie możnego, zadufanego w sobie regenta, hrabiego Lancaster, obrażonego na Kościół, ponieważ ten nie chciał podporządkować się jego planom politycznym. Księgi Wyclifa dotarły do Czech jeszcze za jego życia (zm. 1384 r.), w związku ze ślubem czeskiej księżniczki Anny z królem Anglii Ryszardem II w 1382 r. Dla Gęsi potępione poglądy angielskiego heretyka stały się głównym credo dalszego życia. Zafascynowany poglądami Wyclifa Jan Hus vel Gęś rozpoczął głoszenie ich na uniwersytecie, zyskując zwolenników wśród czeskich studentów. Doprowadziło to do wybuchu konfliktu pomiędzy Czechami a Niemcami na uczelni w 1408 r. Tezy Husa vel Gęsi, uzupełnione o heretyckie poglądy Niemca Jana Hubnera, wywołały sprzeciw niemieckich wykładowców oraz studentów z Pragi, którzy przy pomocy normalnej w XV wieku procedury uniwersyteckiej chcieli przegłosować zakaz głoszenia „wycklifizmu”. Niemcy dysponowali trzema głosami na uczelni (saskim, bawarskim i polskim) przeciw jednemu – czeskiemu. Sytuacja Husa vel Gęsi była przesądzona... ale… uzyskał poparcie pisarza królewskiego Mikulasza Augustina, któremu udało się wpłynąć na króla Wacława. Przekonano króla, że należy odebrać Niemcom trzy głosy, a przekazać je Czechom, bo są w „demokratycznej” większości, ponieważ w Paryżu Francuzi mają trzy głosy. 18 kwietnia 1409 r. król Wacław odebrał nacjom przywileje Karola IV, przekazując je tylko Czechom, na mocy dekretu w Kutnej Górze. Hus vel Gęś był uratowany, gdyż jego zwolennicy posiadali od tego momentu przewagę nad prawowiernymi katolikami. Ale była to katastrofa dla praskiego uniwersytetu, który opuścili liczni naukowcy znajdujący się w konflikcie z Husem. Część z nich zasiliła odnowioną przez św. Jadwigę Akademię Krakowską, doprowadzając do jej ponownego rozkwitu. Studenci z Polski, Śląska, Moraw, a także z krajów niemieckich wybierali studia w Wiedniu, Erfurcie, Heidelbergu czy Krakowie. Uczelnia, z której był tak dumny cesarz Karol IV, znalazła się w kryzysie. Bardzo często propaganda husycka przedstawiała opisywany konflikt jako starcie narodowościowe. Hus vel Gęś miał być przywódcą antyniemieckiego ruchu w Czechach. Jednak walka „o trzy głosy” w rzeczywistości była konfliktem religijnym zwolenników Husa (głównie Czechów, ale również Niemców!) z wiernymi Kościołowi katolikami (Niemcami, Polakami, ale także Czechami!). Zwycięstwo na Uniwersytecie Karola IV napełniło Husa vel Gęś przekonaniem, że może głosić swoje tezy nie tylko z uniwersyteckiej katedry, ale również z ambony.

      W tym samym roku, w którym rozgrywały się ważne wydarzenia na uczelni, zaniepokojony rozszerzaniem się poglądów kacerskich w Pradze, wystąpił przeciwko Husowi jego wcześniejszy dobrodziej abp Zbynek – ten sam, dzięki któremu Hus vel Gęś uzyskał wszystkie swoje zaszczyty i godności. Heretyk na czele swoich zwolenników bezpardonowo zaatakował arcybiskupa. W Pradze wybuchły zamieszki, do których przyłączyli się przeciwnicy władzy Luksemburgów nad Czechami. Skarga abp. Zbynka zbiegła się z protestem mistrzów uniwersytetu praskiego u papieża Grzegorza XII, który upoważnił arcybiskupa do potępienia Husa i zażądał od króla zażegnania konfliktu i likwidacji herezji. 20 maja 1408 r. ówczesna elita naukowa Królestwa Czech (ponad 1200 osób) jednomyślnie potępiła 45 artykułów głoszonych przez Gęś i jego zwolenników. Poparcie dla Husa vel Gęsi wcale nie było takie powszechne, jak przedstawiają to prace gloryfikujące husytyzm. Potępienie wcale nie zraziło Husa, czeski historyk Jan Sedlak w jego biografii cytuje fragmenty kazań, w których swoje potępienie nazwał on dziełem szatana, papieża antychrystem, arcybiskupa faryzeuszem, a siebie przyrównywał do Chrystusa. Na razie Hus vel Gęś był panem uniwersytetu.

    Sytuacja papiestwa w tym czasie ulegała niestety pogorszeniu. Aby zażegnać gorszącą dwuwładzę, kardynałowie zarządzili zwołanie soboru w Pizie, na który miał przybyć papież Grzegorz XII i antypapież Benedykt XIII. Po długich naradach sobór pozbawił władzy obu papieży jako schizmatyków i powierzył pieczę nad Kościołem abp. Mediolanu Philargiemu, który przyjął imię Aleksandra V. Sobór z 1409 r. pogłębił chaos, z papieży dwóch zrobiło się trzech (papież Grzegorz XII, antypapież Benedykt XIII i nowy antypapież Aleksander V). Wierności prawowitemu następcy św. Piotra dochowała duża część Italii i Rzeszy. Europa podzieliła się, zachodziło już słońce chrześcijańskiego uniwersalizmu. Odpowiedzialność za losy Kościoła spoczęła już nie pierwszy raz na cesarzu, którym od 1410 r. był pomysłodawca zwołania soboru w Konstancji Zygmunt Luksemburczyk.

    Czechy (tak jak i Polska w tym czasie) znalazły się w obrębie wpływów kurii Aleksandra V, który zażądał od abp. Zbynka złożenia raportu z sytuacji w kraju. Owocem przesłania papieżowi spisu tez Husa było wydanie zakazu głoszenia przez niego kazań pod karą ekskomuniki i spalenie w Pradze w czerwcu 1410 r. książek Wyclifa. Hus vel Gęś odwołał się do antypapieża Jana XXIII, następcy zmarłego Aleksandra V. Jan XXIII powołał Husa przed swój sąd, przed którym nigdy nie stanął. Słał mu natomiast niezwykle pokorne listy, zapewniając o swoim poparciu, o swojej prawowierności i miłości, jaką otacza Ojca Świętego. Jan odpowiedział groźbą ekskomuniki w razie niewypełnienia poleceń. Hus vel Gęś powoli tracił oparcie w uczelni i sprzyjających mu do niedawna kręgach politycznych. Pozostała „ulica”... i właśnie ona dała Husowi potrzebne poparcie w dalszych działaniach. Zwolennicy heretyka rozpoczęli rozruchy, polała się krew. Zorganizowano „procesję”, w czasie której spalono zwoje papieru symbolizujące papieskie bulle. Czeski historyk Jan Palacky, którego nie można oskarżyć o stronniczość, tak opisuje Husa vel Gęś: „nieobyczajna śmiałość, nieustępliwość, bezwzględność dla przeciwników, widoczna dla oka łasość na poważanie i sławę u ludu...”. Jan XXIII nałożył na Pragę interdykt, dopóki przebywać w niej będzie Hus vel Gęś. Król Wacław IV, izolujący się do tej pory od narastającego konfliktu, nakazał sprawcy tego zamieszania opuszczenie Pragi. Ale sytuacja uspokoiła się tylko na kilka tygodni, bo Hus vel Gęś osiadłszy pod Pragą w dalszym ciągu oddziaływał na nastroje ulicy. Król, który chciał rozwiązać problem po dobroci, zwołał na 6 lutego 1413 r. synod, który miał zająć się tą sprawą. Zwolennicy herezjarchy, Hieronim z Pragi, Maciej Knyna i Stanisław ze Znojma przybyli na synod doskonale przygotowani i nie tylko nie odwołali poglądów heretyckich, ale oskarżyli o odstępstwo hierarchię. Ojciec Metelka CSsR pisze, że w tym momencie nastąpiło formalne odłączenie Husa i jego zwolenników od Kościoła. Na Pragę po raz kolejny nałożony został interdykt, Hus vel Gęś zaś nadal głosił kazania i podburzał do kolejnych rozruchów. Król przeszedł do bardziej zdecydowanego działania, winnych rozruchów osądził, a głównego wichrzyciela wygnał z Pragi. „Miszcz Jan” znalazł schronienie u szlachcica z Usti na zamku Kozi Hrad, zwanym Taborem. Szybkimi krokami zbliżał się czas ostatecznej konfrontacji.

   Zygmunt Luksemburczyk zwołał na 1 listopada 1414 r. sobór do miasta Konstancja. Celem soboru miało być zakończenie trójpapiestwa i rozpoczęcie reformy wewnątrzkościelnej. Idea soboru cieszyła się zasłużonym zainteresowaniem wszystkich państw Europy. Zygmunt zadecydował, że w Konstancji rozpatrzona zostanie również kwestia wyclifizmu głoszonego w Czechach przez Jana Husa vel Gęś. Na rozwiązaniu sprawy zależało także królowi Wacławowi, który nakazał Husowi vel Gęś udanie się do Konstancji. „Miszcz Jan”, któremu grunt palił się pod nogami, starał się za wszelką cenę znaleźć potwierdzenie swojej prawowierności, co udało mu się wymóc na chwiejnym, upominanym przez Jana XXIII następcy na praskim tronie arcybiskupim, Konradzie z Vechty. Z drugiej strony napisał list do prażan, obiecując wytrwanie w tej nauce, którą im głosił w kazaniach i za którą z radością umrze, jeśli trzeba. Zygmunt obiecał zaopatrzyć Husa na drogę w list żelazny.

    „Miszcz Jan”wyruszył do Konstancji w październiku 1414 r. Jako że kancelaria nie wystawiła na czas listu żelaznego, cesarz przydzielił mu obstawę złożoną z kilku czeskich rycerzy (m.in. Jana z Chluma). Obawy o bezpieczeństwo heretyka były bezpodstawne, w Konstancji nie został aresztowany, cieszył się pełną swobodą, przez jakiś czas mógł odprawiać Mszę św., mógł też bez przeszkód przyjmować gości. Mieszkał w Konstancji na swój koszt u wdowy Fidy. Dopiero wtedy otrzymał sławny list żelazny od cesarza.

    Pomimo wielu ważnych spraw na soborze już 28 listopada rozpoczęto przygotowania do sądu inkwizycyjnego. Wraz z jego rozpoczęciem, według przepisów prawa kanonicznego, osoba oskarżona miała przebywać w areszcie. „Miszcz Jan” trafił najpierw do pałacu biskupiego, potem do domu kantora katedralnego, później do klasztoru dominikanów, w końcu do franciszkanów w Konstancji. Wokół opisywanych wydarzeń narosła niebywała „mitologia”, podsycana z jednej strony przez ignorantów, z drugiej zaś przez historyków antykatolickich. Prawdziwy obraz znajdujemy w korespondencji Husa wysyłanej przez cały ten czas do rycerza Jana z Chluma. Cela Husa była taką samą celą klasztorną, w jakiej mieszkali zakonnicy; „Miszcz Jan” posiadał „swojego” zakonnika do posług, co świadczy o tym, iż był traktowany w klasztorze raczej jako gość niż więzień; miał prawo do pisania listów, przyjmowania gości, posiadania wbrew regule klasztornej poduszek i ciepłej pierzyny. Kiedy zachorował, Jan XXIII posłał mu swojego osobistego lekarza. „Miszcz Jan”w czasie badania tez Wyclifa „szedł w zaparte” twierdząc, że nie jest wyclifistą, ale prawowiernym katolikiem. Wyparł się wszystkiego, co spowodowało wściekłość niektórych jego zwolenników. Jan z Chluma zarzucał mu nawet, że tak łatwo wyparł się „prawdy Bożej”. Gdyby „Miszcz Jan”w czasie dalszego procesu postępował w podobny sposób, niechybnie uratowałby życie – tym bardziej, że cesarz przychylał się do zwolnienia go i przeprowadzenia dalszego dochodzenia w Czechach. Ale nastąpił dość dziwny zwrot... Nadszedł czas badania poglądów samego Jana Husa vel Gęś. Kanclerz paryskiej Sorbony Gerson i mistrz uniwersytetu praskiego Palecz przygotowali spis wypowiedzi Husa w oparciu o jego dzieło Tractatus de Ecclesia (Traktat o Kościele) i głoszone kazania, składający się z ponad trzydziestu zdań sprzecznych z nauką Magisterium. „Miszcz Jan” zaatakował, podważając ich prawdziwość, twierdząc, że zostały sfałszowane i wypaczają jego poglądy. Pisał: „niektóre fragmenty sam napisałem i głosiłem, twierdziłem, że są prawdziwe, ale niektóre jednak zostały wymyślone przez nieprzyjaciół, tam przydając, tu ubarwiając”. Argumentacja ta stała się podstawą oskarżania Kościoła o prześladowanie i uśmiercenie niewinnego człowieka, której echa pobrzmiewają w modernistycznych uzasadnieniach rehabilitacji Husa. „Miszcz Jan” grał na zwłokę, licząc na fiasko Soboru, który przecież za główny swój cel postawił sobie zażegnanie gorszącego podziału władzy papieskiej. Całkiem jednak pogrzebał swoje nadzieje w momencie, kiedy przechwycono w Czechach jego list do prażan, w którym napisał, że „otrzyma pozwolenie na publiczne wysłuchanie tylko wtedy, gdy zapłaci sługom Antychrysta 2000 dukatów”. „Miszcz Jan” z wielkim wstydem musiał przyznać przed Ojcami Soborowymi, że był autorem listu...

    4 maja 1415 r. Sobór potępił poglądy Johna Wyclifa. Husa przeniesiono z klasztoru do pobliskiego zamku bp. Konstancji w Gottlieben, wkrótce po odczytaniu mu zarzutów. Zareagował wymijająco, nie przyznał się do winy, twierdził, że dowody są spreparowane, domagał się możliwości wygłoszenia obszernego wykładu i pojednania. Z drugiej strony w liście do swoich przyjaciół sam przyznawał, że nie był szczery i uczciwy w rozmowie z przedstawicielami Soboru, podsumowując to słowami: „Bóg Wszechmogący dał mi dziś serce stateczne i niebojaźliwe”. Mimo wszystko Sobór i trybunał przez Sobór powołany liczył na skruchę heretyka. Husa odwiedzał dominikanin Jan Falkenberg, z którym więzień rozmawiał przez cały czas pobytu w klasztorze dominikanów. On również na specjalne życzenie Husa był jego ostatnim spowiednikiem przed śmiercią. 7 i 8 czerwca podsądny miał rozmowę z Piotrem kard. de Ailly i Franciszkiem kard. Zabarellą, którzy z prawdziwym zatroskaniem starali się namówić Husa do odwołania poglądów. Nie odniosło to jednak żadnego skutku. Oskarżony trwał w uporze, żądając w imię Boga i swojej świadomości pouczenia z Pisma św. i „z rozumu”, w czym jego poglądy są sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Czyżby rektor uniwersytetu w Pradze był aż tak nieświadomy?... „Miszcz Jan” otrzymał pouczenie, zawierające również żądanie uznania błędów, przyrzeczenia, że nie będzie ich głosił w przyszłości, publicznego ich odwołania i uczenia ich przeciwności, czyli nauki Kościoła katolickiego. Następnie otrzymał miesiąc na przemyślenie żądań. Zygmunt Luksemburczyk osobiście starał się przekonać zaślepionego heretyka, aby nie gubił samego siebie. 5 czerwca kardynałowie Zabarella i de Ailly wraz z sześcioma Ojcami Soboru przybyli przekonać więźnia o bezsensowności trwania w uporze i przedstawić mu nową formułę odwołania. Głosiła ona, że „Miszcz Jan” „poglądów tych nigdy nie głosił, a nawet gdyby to uczynił, to byłby postępował nagannie, bo uznaje je za błędne i potwierdza pod przysięgą, że w przyszłości ich nie chce głosić”. Na większy kompromis Kościół nie mógł już pójść, bo sprzeniewierzyłby się „powszechnie uznanym prawom Kościoła – tępienia herezji i heretyków” (o. Guilleux). Był to gest dobrej woli, ponieważ sam „Miszcz Jan” był poniekąd autorem tych słów. „Miszcz Jan” jednak odmówił... i na nic się zdało sprowadzenie z rozkazu Zygmunta na zamek jego przyjaciół Jana z Chluma i Vaclava z Dube, czy osobista wizyta księcia Ludwika Bawarskiego. Jak pisze Warren H. Carroll, „Miszcz Jan” był coraz bardziej zatwardziały, w rozmowach bluźnił, nie słuchał życzliwych sobie ludzi. 6 czerwca 1415 r. w katedrze odbyła się ceremonia publicznego wyklęcia Jana Husa jako zatwardziałego heretyka, który sprzeniewierzył się swojemu stanowi duchownemu; uznano go za szerzyciela herezji Wyclifa, zdegradowano i zobowiązano wszystkich do spalenia jego książek. Oskarżony został wezwany przed ołtarzem po raz ostatni do odstąpienia od herezji, ale nic nie odpowiedział. Po tym zdjęto z niego szaty duchowne, zgolono tonsurę i po obleczeniu w pokutne szaty włożono na głowę czapkę z przedstawieniem diabła, połykającego dusze potępieńców z napisem: „Hic est haeresiarcha!”. Sobór orzekł, że od tej chwili nie ma z Husem nic wspólnego. Właściwie na tym można by zakończyć smutną historię Jana Husa, ponieważ od tego momentu znajdował się on w mocy władzy świeckiej. Ale z finałem tej całej sprawy łączą się największe oskarżenia miotane pod adresem Kościoła.

     Kościół nie spalił Husa na stosie. Prawo kanoniczne również w średniowieczu nie przewidywało kary śmierci.W najcięższych przypadkach, dotyczących zwłaszcza heretyków, którzy byli duchownymi, heretyków zatwardziałych lub szczególnie niebezpiecznych przekazywano władzy świeckiej – prawu świeckiemu, które za takie przestępstwa przewidywało karę śmierci przez spalenie. Dla władzy świeckiej herezja była groźnym przestępstwem, które zazwyczaj pociągało za sobą niebezpieczne konsekwencje społeczne i polityczne, stąd surowość rozprawiania się z kacerzami. Jeśli uświadomimy sobie ogrom zniszczeń w całej Europie Środkowej, jaki był udziałem husytów, spalone miasta, zamki, zniszczone klasztory, splądrowane kościoły, głód, który szedł za oddziałami taborytów, czy okrucieństwo „rozmodlonego” żołdactwa husyckiego w Czechach, na Morawach, na Pomorzu, na Śląsku i w Niemczech, to śmierć Husa przestaje przerażać. Warto przypomnieć sobie bezwzględność przywódcy husyckiego, ślepego Jana Żiżki, mordującego duchownych i katolików, którzy nie chcieli wyrzec się Wiary, uderzeniem czekana w czaszkę (twierdzi się nawet, że nosił „naszyjnik” z nosów i uszu księży i zakonników).

    Zatwardziałość Husa znalazła swój koniec na stosie. Oddany w ręce elektora Palatynatu, został przekazany władzom miasta Konstancji i tego samego dnia (6 lipca 1415 r.) przed zachodem słońca spalony... Prochy wsypano do Renu. W tym czasie przedstawiciel polskiego Kościoła na soborze, abp Mikołaj Trąba odprawił w katedrze „solenną sumę”. Papież Leon X pisał o Husie: „Wieluż-to wykładało szkodliwsze jeszcze zasady, ale żaden nie był tak krnąbrnym i niepohamowanym jak Hus, a błędy te powiodły go na rusztowanie”.

     Kościół nie złamał gwarancji danych Husowi przez cesarza Zygmunta Luksemburczyka. Ten fałszywy zarzut powtarzany był z wielką lubością przez protestantów, posiłkujących się rzekomo wypowiedzianym przez Sobór zdaniem, że „heretykom żadnej wiary dochowywać nie trzeba”. Nie występuje ono jednak w jakimkolwiek dokumencie Soboru czy źródle dotyczącym wydarzeń z 1414-1415 r. i stanowi wymysł protestanckiego historyka Gieselera, pragnącego usprawiedliwić niestawienie się Lutra przed sądem kościelnym. Badający ten problem o. Guilleux jednoznacznie stwierdza, że cesarz zastosował normalną w tych czasach procedurę względem osoby podejrzanej o ciężkie przestępstwo, która miała stanąć przed sądem i złożyć wyjaśnienia. List-glejt, który chronił Husa w czasie drogi do Konstancji (jako, że list nie dotarł na czas, przydzielono eskortę), miał zapewnić również spokój w samej Konstancji, aż do rozstrzygnięcia sprawy. „Miszcz Jan” miał całkowitą pewność, że w razie udowodnienia herezji kara go nie minie. Pisał: „Jeśli mnie [Sobór] o jaki błąd przekona, a dowiedzie, żem uczył rzeczy z wiarą niezgodnych, nie odmówię poddania się wszelkim karom, na heretyków ustanowionym”. Nie było to jedyne stwierdzenie Husa, posiada ono potwierdzenie w stwierdzeniach Jana z Chluma. Podobnie Zygmunt Luksemburczyk przestrzegając Husa przed obstawaniem przy herezji, miał powiedzieć: „Zamiast potakiwać twoim błędom, raczej sam stos twój podpalę. Jeśli więc chcesz ich bronić, pamiętaj, że Sobór ma władzę i prawa, według których postąpi z tobą”. Stosunek samego Soboru do kwestii listu żelaznego możemy poznać z odpowiedzi udzielonej Hieronimowi z Pragi, uczniowi Husa, który prosił Sobór o list żelazny. Otrzymał w odpowiedzi: „Sobór, o ile to odeń zależy i podług wymagań wiary prawdziwej, udziela ci listu żelaznego, aby cię uchronić od wszelkiej przemocy, z zachowaniem wszakże praw sprawiedliwości, salva semper iustitia”. Gdyby uznano Hieronima heretykiem, zażądanoby od niego wyrzeczenia się błędów lub osądzono by go. Tak też się stało... List żelazny nie miał chronić przed sprawiedliwą karą. Jan XXIII powiedział w czasie Soboru: „Gdyby nawet Hus zabił mego własnego brata, jeszczebym nie dopuścił, aby mu się stała jakaś krzywda w Konstancji”.

    Jak widać, Kościół nie ponosi moralnej winy za śmierć Husa. Postępował w jego kwestii delikatnie, starając się nawrócić heretyka, zwlekał z wydaniem wyroku skazującego i przekazaniem podsądnego w ręce władzy świeckiej. W związku z tym rodzi się pytanie, dlaczego Kościół katolicki w osobie następcy św. Piotra, następcy Grzegorza XII i Marcina V przeprasza za śmierć Jana Husa? 

tatarczuch
O mnie tatarczuch

Jeźli dłużej na to zezwolimy, i obojętnem patrzeć będziemy okiem na to znieważanie dziejów starożytnych naszego narodu; utracimy na koniec całkowicie historyą narodową, a nowi dziejopisowie w siebie tylko nam wierzyć rozkażą - Tadeusz Wolański

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura