seaman seaman
5550
BLOG

Trzy oblicza makiawelizmu i jedno wielkie nieporozumienie

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 61

Jeśli chodzi o okoliczności porozumienia wynegocjowanego w Kijowie przez ministra Sikorskiego z niewielką pomocą jego przyjaciół z Niemiec i Francji, to mamy trzy podstawowe wersje i kilka pobocznych wątków. Opowieści te różnią się zasadniczo i fundamentalnie, szczególnie jeśli chodzi o zamierzony cel, jednak mają także wspólny mianownik. A mianowicie taki, że w każdej wersji żadna ze stron nie traktowała poważnie swojego podpisu i nie miała zamiaru porozumienia dotrzymać, przy czym ten fakt znały wszystkie strony biorące udział w operacji.

Wersje podstawowe, czyli ministra Sikorskiego, prezydenta Janukowycza oraz przywódców ukraińskiej opozycji są niebywale makiaweliczne, żeby nie powiedzieć diaboliczne. Zacznijmy może od prezentacji Sikorskiego, bo po pierwsze bliższa ciału koszula, a poza tym jest najbardziej znana dzięki peregrynacji ministra po redakcjach i studiach telewizyjnych. Generalnie minister pojechał do Kijowa na prośbę wysokiego komisarz Unii ds. zagranicznych, czyli pani Catherine Ashton. Sam Sikorski by na to nie wpadł, aby tam jechać, bo od dawna uważał, że na Ukrainie poważni politycy nie mają czego szukać. Trudno, jak tam się już wystrzelają, to sytuacja siłą rzeczy się ustabilizuje i wtedy się pojedzie – myślał sobie zapewne minister Sikorski.

Pani Ashton zatem musiała najpierw Sikorskiego przekonać, że jego przekonania na temat powagi własnej osoby są mylne, co jej się nadspodziewanie dobrze udało. Wtedy na spółkę z Sikorskim obmyślili skomplikowany plan, jak pozbyć się Janukowycza, żeby wilk był syty i owca cała, czyli żeby Janukowycz się nażarł, a opozycja ocalała. Pani Ashton jest w tym dobra, wystarczy na nią popatrzeć, żeby wiedzieć, iż jest wręcz diabelsko chytra, gdyż w żaden inny sposób nie mogłaby zrobić kariery, jaką zrobiła. Nie ma po prostu innej możliwości. W chytrym planie wysokiej komisarz chodziło o to, żeby zarówno Janukowycz, jak i opozycja myśleli, że to oni tu grają role rozgrywających, a nie spostrzegli, że tymczasem Sikorski ich wodzi za nosy jak tresowane niedźwiedzie.

W tym celu Sikorski dobrał dwóch kolegów ministrów dla przysporzenia sobie jeszcze większej powagi niż jego własna (chociaż to się wydaje niemożliwe) i kiedy liczba ofiar krwawego Janukowycza już dobrze przekroczyła setkę, Unia uznała, że coś jest nie w porządku z prawami człowieka na Ukrainie. Wtedy nadszedł czas do działania dla Sikorskiego. Makiaweliczny zamysł polegał na tym, że Janukowycz po masakrze znalazł się w sytuacji bez wyjścia – nie mógł już się cofnąć, a na ucieczkę do przodu nie pozwoliłaby mu opozycja.

Zatem Sikorski z panią Ashton postanowili dać mu szansę – nakłonią go do podpisania porozumienia z opozycją, co pozwoli mu udać się w jakieś ustronne miejsce w glorii i powadze urzędującego prezydenta, który przed chwilą wynegocjował pokojowe porozumienie z Unią Europejską. Rzecz jasna nikt, ani Janukowycz, ani opozycja nie mogli tego wiedzieć, gdyż na pewno ktoś by puścił farbę i cała misterna intryga na nic. Jak opowiada Sikorski w zaprzyjaźnionych telewizjach, cały czas utrzymywał kontakt z sekretarzem generalnym NATO. Nie wiadomo co prawda, na czym ten kontakt polegał i po co w ogóle Sikorski go utrzymywał, skoro sam był na Ukrainie, a sekretarz NATO w Brukseli, czy gdzie tam. Skąd sekretarz NATO miał wiedzieć więcej, niż ludzie na miejscu? No, ale jako że przewertowałem kiedyś epopeję agenta Jacka Ryana (Tom Clancy), więc wiem na pewno w czym rzecz i ujawnię, gdy dojdę do wersji Janukowycza.

Z tej konieczności zachowania rzeczy w tajemnicy bierze się oczywiście brutalny nacisk Sikorskiego na opozycję, czyli Jacyniuka, Kliczkę i tego trzeciego, którego nazwiska nigdy nie mogę spamiętać. Z charakteru bowiem Sikorski jest gołąbkiem pokoju i nigdy by nikomu nie groził śmiercią, gdyby nie stan wyższej dyplomatycznej konieczności. To było celowe zagranie, żeby uwiarygodnić plan. Zresztą planu nie znali z tych samych względów ministrowie z Niemiec i Francji, żeby się nie wygadali na jakimś bankiecie po pijaku. Zdaniem Sikorskiego, gdyby opozycja nie podpisała porozumienia, to Janukowycz by się wzmocnił i został na urzędzie, a skoro podpisała, to on się osłabił i uciekł. Czyli według Sikorskiego los Janukowycza był w rękach opozycji.

No i dla postronnego obserwatora wszystko rozegrało się według godnego Talleyranda podstępu pani Ashton i Sikorskiego – Janukowycz podpisał umowę ze śpiewem na ustach, opozycja ciężko wystraszona także parafowała umowę, której tak samo jak Janukowycz nie zamierzała dotrzymywać, o czym za chwilę. Za godzinę satrapy już nie było w Kijowie, a naród mógł zacząć swobodnie budować demokrację, co prawda sterowaną, lecz wiadomo, że nic lepszego do tej pory na świecie nie wymyślono.

I teraz dochodzimy do wersji Janukowycza, która zawiera przede wszystkim to podobieństwo z opowieścią Sikorskiego, że on także nie wierzył w moc tego porozumienia i to jeszcze wcześniej nie wierzył niż Sikorski pomyślał, że on nie wierzy. Janukowycz mianowicie zamyślił sobie, że podpisze byle co z Sikorskim, byle to mu prolongowało jego nietykalność, choćby tylko na chwilę. On bowiem już wcześniej wiedział, że ostatecznie przegra prezydenturę w tej walce, chociaż nie miał kontaktu z sekretarzem generalnym NATO, a nawet gdyby miał, to na nic, gdyż nie zna angielskiego. Jednak ponieważ od dzieciństwa władał rosyjskim, to miał kontakt z Putinem i Putin mu powiedział, że już po herbacie. Janukowyczowi daleko do wyrafinowanego makiawelizmu Unii Europejskiej, ale jest ruskim parobczakiem, a taki może przechytrzyć nawet diabła, co wiemy z ruskich bajek. Zresztą to widać po jego rezydencji pokazanej w internecie – ta chałupa jest wyjęta żywcem z ruskiej bajki, wręcz z życzenia spełnionego przez złotą rybkę. Ja to akurat wiem, bo w dzieciństwie przewertowałem całego Kryłowa.

A mieć kontakt z Putinem, to oznacza mieć dokładnie to samo, co miał Sikorski z sekretarzem generalnym NATO. Oni mają bowiem taką umowę z Rosją, że Rosja ma status obserwatora w NATO, co jest bardzo praktyczne dla Rosji, bo nie ma nic lepszego niż mieć obserwatora we wrogim obozie. Tak więc, kiedy w NATO dzieje się coś dla Putina niezrozumiałego, to on dzwoni do tamtego sekretarza i pyta się go, co jest do jasnej cholery grane i dlaczego on nic o tym nie wie?! Wtedy oni go uprzejmie o wszystkim informują, gdyż pacta sunt servanda. W drugą stronę to nie działa, ponieważ w Rosji nie znają alfabetu łacińskiego, więc nawet nie wiedzą, że powinni respektować łacińskie porzekadła. Zatem obie strony miały w gruncie rzeczy kontakty z tym samym źródłem i Sikorski nie ma powodu by się chwalić kontaktem z sekretarzem NATO, nie brak sekretarzy na tym świecie.

W takim układzie Janukowycz wiedząc, to co wie Sikorski, a mianowicie, że powinien jak najszybciej podpisać porozumienie i zmykać, gdzie woda czysta i trawa zielona, troszkę się dla niepoznaki z Sikorskim potargował, pohandryczył i ponarzekał, a jego żona w tym czasie pakowała do czemodanów ikony, samowary, złote klamki i inne cenne drobiazgi. I kiedy już wszystko było spakowane, konta bankowe opróżnione, helikoptery rozgrzane, a pieniądze przetransferowane na Bermudy, Seszele, czy gdzie tam, to on podpisał kwit Sikorskiemu i za godzinę ślad po nim zaginął. I wtedy NATO dało sygnał Sikorskiemu, żeby ogłosił sukces negocjacji z krwawym Janukowyczem.

W innej natomiast sytuacji byli opozycjoniści Jacyniuk, Kliczko i ten trzeci, którego nazwiska za chiny nie mogę zapamiętać. Oni przede wszystkim od początku wiedzieli, że żadne porozumienie z Janukowyczem nie będzie przez naród respektowane, choćby je rekomendowały największe światowe autorytety moralne z ministrem Bartoszewskim na czele, prezydentem Obamą w środku i Dalaj Lamą na dokładkę. Od początku nie było szans. I chociaż Jaceniuk, Kliczko i ten trzeci nie mieli kontaktu z sekretarzem generalnym NATO ani z Putinem, to przecież wiedzieli swoje, lecz musieli udawać ciężko przestraszonych groźbami Sikorskiego, że przez nich wzmocni się Janukowycz i im wszystkim łby poucina co do jednego. Najtrudniej udawać przestraszonego przychodziło Kliczce, który ma taką posturę i aparycję, że sam jeden mógłby śmiertelnie wystraszyć cały batalion ministrów spraw zagranicznych. Ale jakoś ten strach odegrali ku wielkiemu ukontentowaniu Unii, NATO, Putina i ministra Sikorskiego, który również wypadł całkiem dobrze w swojej roli.

Tak więc widzimy, że mieliśmy do czynienia z niesłychanie skomplikowaną i wielopłaszczyznową intrygą, w której wątki i fabuły zachodziły czasem na siebie, czasem się rozmijały, często przeplatały. Za jednym dnem kryło się drugie i trzecie i następne, za jedną siną dalą następowała druga sina dal; jedna opowieść przykrywała inną, a z tej przykrywki wyrastała równie misterna historia. Zupełnie jak w tym „Rękopisie znalezionym w Saragossie” przez hrabiego Potockiego, co chwalebnie świadczy o sztuce dyplomacji, również polskiej.

Cóż, pozostaje tylko dopowiedzieć, jaką rolę w tym wszystkim odegrali ludzie z kijowskiego majdanu. Otóż w świetle wersji ministra Sikorskiego jasno widać, że w stosunku do tak makiawelicznego porozumienia, ten cały Majdan to jest jedno wielkie nieporozumienie. 

 
seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka