„Nie wiadomo, w jakim humorze był podczas tego wydarzenia [wręczania rosyjskiego obywatelstwa Gerardowi Depardieu – przyp. s3k] prezydent Rosji, ale moim zdaniem musiał być w znakomitym. Musiał mieć niezłą zabawę. Musiał się po prostu śmiać z Francuzów do rozpuku.” – zauważa senator pracujący (przynajmniej na salonie24.pl) – Jan Filip Libicki, w swoim wpisie „Putin śmieje się z Francuzów”.
„A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? (…) Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego.”, można by zarecytować p. senatorowi z PO. Osobiście wydaje mi się, że rosyjski prezydent wtedy śmieje się do samego rozpuku, gdy widzi działania swoich pożytecznych stronników, tutaj nad Wisłą. Putin prędzej naśmiewa się z ludzi pokroju Jana Filipa Libickiego, niż z rządców Francji, czy innego kraju UE.
Prezydent FR obecnie, podobnie jak caryca Katarzyna II przed wiekami, przy pomocy polskich jurgieltników i oczywistych ignorantów, poszerza spektrum swoich wpływów. Jeśli senator Libicki uważa, że zamieszanie z obywatelstwem Gerarda Depardieu jest zabawne, to jak w takiej sytuacji zmierzyć stopień rozbawienia tą groteską, jaką od prawie trzech lat przyszło nazywać się w Polsce „wyjaśnianiem przyczyn katastrofy smoleńskiej”? Dzisiaj rosyjski prezydent, a wówczas premier, regularnie upokarza państwo polskie, polskiego premiera jak i cały rząd, włączając w to człowieka, piastującego urząd prezydenta, z którym to senator J.F. Libicki kroczył razem w marszu jedności moralno – politycznej 11 listopada ub.r.
Putin poprzez katastrofę smoleńską potraktował nas, jako międzynarodowy twór jednorazowego użytku, z którym już „po fakcie” można zrobić dosłownie wszystko, przy ogólnemu zadowoleniu jego rządców. Co śmieszniejsze, Libicki jest dzisiaj tam, gdzie ludzie, którzy od 10 kwietnia 2010r. nieustannie wprawiają rosyjskiego prezydenta w doskonały humor; senator RP zabawia Putina do rozpuku, że się tak wyrażę - osobiście.
I to właśnie taka sytuacja o wiele bardziej zadowala i weseli obecnego władcę Kremla. Wystarczy bowiem wspomnieć, że Polska, to kraj, od którego rozpoczęło się poniżanie sowieckiej Rosji i demontowanie systemu komunistycznego; to kraj, w którym klasa robotnicza zbuntowała się przeciwko władzy robotniczej, oddając się w opiekę zwalczanemu przez bolszewizm od dziesięcioleci Kościołowi. Putin to wysoki funkcjonariusz tamtego właśnie reżymu, który jego upadek odczuł jako osobistą zniewagę. Przypomnijmy, że jako jeden z nielicznych przywódców światowych nie pojawił się w kwietniu 2005r. na pogrzebie Jana Pawła II. To również człowiek, który Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prowadzącego politykę wypierania Rosji z „bliskiej zagranicy”, uważał za swojego osobistego wroga.
Władimir Putin widząc Polskę dzisiaj, w trzy lata po spacyfikowaniu jej polityki wschodniej, osiem lat po śmierci papieża grzebiącego komunizm i w pół roku po objęcia kremlowskiego urzędu w wieczyste użytkowanie, patrząc jak znamienitych pożytecznych polityków ma po swojej stronie w polskim obozie władzy, może spokojnie szydzić z nas dalej, ze swoim cynicznym, czekistowskim uśmieszkiem na twarzy.
I tylko przykro, że to nie tylko jemu jest przy tej okazji wesoło.