„Sensacyjny sondaż. Gdyby wybory odbyły się dziś…” – rozbrzmiewa nagłówek na Interii. Klikamy w zawartość i faktycznie… W dniach 22 – 24 października (czyli m.w. na środku zeszłego tygodnia) TNS dla „Wiadomości TVP” przeprowadził badania, z których wynika że partia Donalda Tuska zyskała od ostatnich pomiarów aż 11% głosów (41%), w sytuacji w której główna siła opozycyjna (PiS) straciła aż 7% (32%). Peleton raczej bez mian; SLD – 11%, Ruch Palikota – 5%, PSL – 3%. Innymi słowy, Platforma odzyskała swój utracony w ostatnich dwóch latach elektorat. Jakieś zastrzeżenia?
Ktoś niezorientowany mógłby zakpić, że oto wydarzyły się sondażowe jaja. Wyglądałoby na to, że scena polityczna wróciła do kształtu z wyborów z 2007r. (proporcje każdego ugrupowania niemalże identyczne); sytuacja taka wskazywałaby na to, że na przełomie ostatnich dwóch tygodni wydarzyło się coś, co odczarowuje niekorzystny od ponad pół roku trend dla partii rządzącej. Tymczasem, żadne wydarzenia ze sceny politycznej nie uwiarygodniają takie zwyżki dla Platformy Obywatelskiej.
Trudno za powód do tryumfalizmu uznać wyniki referendum warszawskiego. Zmobilizowanie wszystkich dostępnych dywizji politycznych (w tym zastępów usłużnych dziennikarzy, przedstawicieli inteligencji i środowiska artystów), jak również wykorzystanie dla zbicia frekwencji podległego władzy aparatu urzędniczego – to wszystko pozwoliło raptem o dwa procenty zmniejszyć wymagane uczestnictwo warszawiaków w plebiscycie z 19 października. Rozkład głosów był również nieprzychylny dla wywodzącej się z PO prezydent. Poza tym, pierwsze zamiatane pod dywan przykrywki stołecznego ratusza zaczęły wychodzić na jaw już w kilka dni po referendum.
Nie wydarzyło się również nic takiego w bieżącej polityce ogólnokrajowej, co pomogłoby odpalić Platformie w górę. Konferencja smoleńska i uporczywie złośliwe jej relacjonowanie przez media wiodące mogło jedynie zewrzeć elektorat dwóch głównych, przeciwstawnych sił w kraju. Jak jednak pokazują badania szczegółowe, przepływ elektoratu pomiędzy PO a PiS w zasadzie nie istnieje (wyborcy PO odpływają, albo do Palikota, albo do Millera, albo w próżnię; PiS z kolei w zasadzie nie rozwidla się na nowy elektorat). Tymczasem badanie z wczoraj, wykonane przez TNS, sugerowałoby, że wyborcy Kaczyńskiego postanowili nagle i stadnie zasilić partię jego zajadłego nieprzyjaciela. Nie brzmi to wiarygodnie.
Zatem z wielką ostrożnością należy podejść do wyników wczorajszego badania. Prawidło głosi, że „jeden sondaż, to nie sondaż”. Ostatnie kilkadziesiąt sondaży, przeprowadzonych przez różne pracownie, na różnej próbie i przy dywersyfikacji metody, wskazują że PiS idzie do przodu. W opublikowanym 10 października przez rządowy CBOS (pracowni od zawsze przychylnej rządowi i zaniżającej wyniki partii Kaczyńskiego) wynikło, że PiS zyskało w ogólnym rozrachunku 5 punktów, wyprzedzając (drugi raz w historii badań tej sondażowni) PO stosunkiem głosów 28% do 22% (rządząca Platforma straciła od ostatniego badania 3 punkty procentowe).
Wydaje się zatem, że sondaż ten – zupełnie oderwany od rzeczywistości i nie mający oparcia w wydarzeniach – może być jednym z kolejnych z serii kreacyjnych. Podobnie jak w 2010r., tuż przed I turą przedterminowych wyborów prezydenckich „Gazeta Wyborcza” opublikowała prognozy, zgodnie z którymi Bronisław Komorowski wygrywać miał wyścig po prezydenturę już w pierwszym głosowaniu, gdy tymczasem w rzeczywistości zdobył on o 10% głosów mniej, niż przewidywały to zawyżone wyniki.