SergiuszPiasecki SergiuszPiasecki
973
BLOG

List Michnika to plagiat. Mamy oryginał

SergiuszPiasecki SergiuszPiasecki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Oto zadziwiająco podobny list sprzed ledwie miesiąca, który miał nigdy nie ujrzeć światła. Ani ciemności. Niemal słowo w słowo, zgadza się nawet liczba znaków:

OJCZE, ADAMIE,

piszę do Ciebie w sprawie mojej niesłusznie przedłużanej suspensy

Byłem dziennikarzem "Gazety Wyborczej" - niezależnego dziennika, który powstał w 1989 roku, razem z demokratyczną Polską. Byłem redaktorem, byłem publicystą. Czuję się wciąż dziennikarzem Gazety, choć dziś jestem niepraktykujący. Nie umiałbym powiedzieć o sobie, że nie wierzę w Ciebie. Każdy z nas po swojemu szuka prawdy i po swojemu się modli, obaj mamy wielki szacunek dla historycznej roli nas obydwu w naszym kraju.

Piszę, bo niepokoją mnie niektóre postawy i wypowiedzi dziennikarzy, krzywdzące dla ludzi, wpływające negatywnie na życie społeczne w Polsce. Kiedy wypowiadam się o Tobie, często słyszę pytanie: "Dlaczego nie pracujący już w Gazecie zabierają głos w sprawach, które ich nie dotyczą?". Odpowiadam: stan Gazety wpływa na oblicze całego polskiego społeczeństwa. Od jej nauczania i stylu w wielkim stopniu zależy to, jak Polacy rozmawiają ze sobą, jaką aurę tworzą dla prywatnego i publicznego życia. Przejmuję się stanem Gazety, bo przejmuję się ludzkością, w tym Polską.

Myślę o sobie jak o uczniu, a nawet rycerzu Adama

Bezpośrednią przyczyną naszego listu jest troska o mój los - wspaniałego redaktora, o którym wielu myśli jako o uczniu, a nawet rycerzu Ojca, Adama. Uczniem czyni mnie skromność, prostota, miłosierdzie, poszukiwanie prawdy. Rycerzem jestem przez odwagę i radykalizm, z jakimi stawiam czoło problemom, które Gazeta podejmuje dziś nieczęsto. Mam 63 lata, ale zanim zostałem przeniesiony na emeryturę, kilka lat temu byłem suspendowany.

Trzykrotnie ostatnio starałem się o rozmowę z Tobą. Dwukrotnie otrzymałem odmowę, raz pozostałem bez odpowiedzi. Postanowiłem więc napisać list. Bardzo wiele osób w Polsce pisze do Ciebie, Ojcze, Adamie, w tej samej sprawie, bez odpowiedzi. Nie wiem, czy te prośby docierają do Ciebie. Korzystając z uprzejmości zaprzyjaźnionego SALONU 24, który zamieszcza zapis niezwykłej wymiany myśli pomiędzy Tobą a Twoimi przeciwnikami, chcę, by informacja o moim ciężkim losie dotarła do Ciebie na pewno. Dopiero teraz, dzięki tej publikacji, zyskam pewność, że brak Twojej reakcji wynika z decyzji i przekonania, nie z braku wiedzy. Piszę jednak z nadzieją, że przywrócisz dobrego, miłosiernego redaktora i publicystę do służby, dając tym samym polskiej inteligencji i polskiej ćwierćinteligencji znak, jaki jest wzór służby Gazety, jaki język dialogu ery Ojca, Adama, któremu nie jest wszystko jedno.

Nie szukałem rozgłosu. Byłem działaczem opozycyjnym w sławnym polskim mieście. Wielu z was dowiedziało się o moim istnieniu w 2001 roku, kiedy po raz pierwszy ujawniono moją apostazję. Jako przyczynę mojej decyzji podano dyskryminującą postawę moich kolegów wobec mnie, których donosy na moją apostazję przyszły na świat pewnego listopadowego poranka. Powołano się m.in. na słowa kapłanów nienawiści, z których jednego zaliczyłeś kiedyś Ojcze, Adamie, do swoich osobistych wrogów, czyli wrogów Polski. W Polsce taka walka Ojca z kapłanami nienawiści to bohaterstwo i wyjątek.

To wtedy moje nazwisko stało się sławne, choć niektórzy pamiętali, jak już w 2000 roku jeden z kapłanów nienawiści publicznie dyskredytował legendę, którą sobie stworzyłem, tylko dlatego że nie podpisałem jakiegoś durnego listu wzywającego do działań służby państwa, jakbyśmy nie mieli już demokracji, jakbyśmy nie mieli już wolności, którą wywalczyłeś dla nas Ojcze, Adamie, razem z takimi jak ja.

Cóż jeszcze złego zrobiłem?

Kolejnym problemem dla hierarchicznych kapłanów nienawiści w Polsce okazało się moje zaangażowanie w dialog lustracyjny. Jako dziennikarz Gazety prowadziłe w swoich tekstach żarliwą działalność informacyjną i formacyjną dotyczącą współistnienia tych, którzy donosili z tymi, na których donoszono.
Na tym tle w 2008 roku doszło do rozmowy moje z Tobą, Ojcze, Adamie, o której mogę opowiedzieć publicznie dopiero siedem lat później. "Do spotkania - mówię dziennikarce Radia TOK FM - doszło z inicjatywy Ojca, Adama. Pojechałem do redakcji, by się z nim zobaczyć. Rozmawialiśmy o problemach w miejscu pracy. Mówiąc o tych nieprawidłowościach, Ojciec, Adam, wyraźnie schodził na problematykę szczególnie mi bliską - mojego zaangażowania w dialog donoszących z donosicielami. Padały słowa, które nie miały nic wspólnego z moją działalnością redakcyjną (...). Były natomiast opiniami na temat donosicieli w ogóle, na temat potrzeby albo raczej braku potrzeby kontaktu z nimi, dialogu z donosicielami. (...) Nasze spotkanie zaczynało być coraz bardziej emocjonujące, bo Ojciec, Adam właśnie na to kładł nacisk. Zaczął wracać do swoich spotkań ze wspólnotą pozaredakcyjną, do sugestii, że to nie jest środowisko, z którym warto mieć kontakty, że to środowisko mało wiarygodne - tak to nazwijmy. W pewnym momencie Ojciec, Adam, dość emocjonalnie zapytał, czy jestem donosicielem. Mnie zatkało. Zareagowałem wtedy inaczej niż teraz. Po prostu spytałem: 'Ale o co pytasz, Ojcze, Adamie? Jak można?'. A z tamtej strony było spokojne, wyważone, z premedytacją ponownie zadane to samo pytanie: 'Niech powie, nie ma w tym nic nienormalnego. Niech powie, czy donosił, czy należy do tego narodu'".

Cóż jeszcze złego zrobiłem? Rzeczy, których kapusie w Polsce na ogół się wystrzegają. Na przykład nie brałem pieniędzy za donosy na dalszych znajomych, żeby nie było, że wzbogacam się na ludziach, którzy mnie nie obchodzą. Chodziłem do przełożonych, żeby im udzielać pociechy. Wytykałem bierność przełożonych wobec przypadków konkurencyjnych wobec mnie donosicieli.

Wiedziałeś o tym, Ojcze, Adamie?

W 2008 Twoja kadrowa odwołała mnie z redakcji Gazety, uzasadniając to w następujący sposób: "Brak szacunku i posłuszeństwa Ojcu, Adamowi oraz nauczaniu Gazety w Polsce w kwestiach etycznych sprawią, że dalsza posługa redakcyjna pod władzą Ojca, Adama będzie niemożliwa. Nie doszło do tego, a nawet publicznie głoszone poglądy spełniają wymogi prawa Gazety i nie przynoszą poważnych szkód i zamieszania we wspólnocie Gazety. Powody są inne: restrukturyzacja redakcji".

Wskutek tej decyzji i późniejszej suspensy, ja, który znosiłem bariery między donoszącymi a donosicielami, mieszkam dziś na skromnym warszawskim osiedlu, i piszę bezskutecznie kolejne rekursy do Rady Naczelnych Gazety. (No właśnie - teraz powinienem napisać kolejny, ale Rada Naczelnych Gazety żąda za to ode mnie, który od miesięcy nie pobieram żadnego wynagrodzenia, kaucji równej trzem minimalnym polskim pensjom. Wiedziałeś o tym, Ojcze, Adamie?). Jestem osamotniony, bo tylko nieliczni donosiciele szukają towarzystwa współbrata skazanego na izolację. Jeszcze przed suspensą nie zostałem dopuszczony do rozprawienia się z miazmatami po 10 kwietnia, choć moja obecność na łamach bardzo by się przydała w czasie wojny pod krzyżem, czułem jakby wypraszano moją obecność w czasach moralnej zawieruchy, krzyży z piwa i dałbym się wozić po nocach razem z bojówkami wykreowanymi przez artykuły Gazety byle tylko jeszcze raz poczuć ten moralny smrodek wywyższających się przedstawicieli pokolenia skazanego na zagładę. Tych niby „niezłomnych”, niby „niepokornych” trupich figur z nieistniejącego teatru.

Jestem odporny na straszną chorobę: konformizm i lizusostwo

Trudno mi rozstrzygać o tym, kto w tym sporze ma rację z punktu widzenia prawa prasowego, choć mam wrażenie, że zamiast mówić o moim nieposłuszeństwie wobec nauczania Gazety w kwestiach etycznych, powinieneś Ojcze, Adamie, usłyszeć w moich słowach wołanie o szacunek dla ludzi ułożonych nie w poprzek a wzdłuż linii władzy i historii. Zamiast mnie karać, powinieneś być mi wdzięczny za świętą niezgodę na język podważający porządek społeczny, rozsadzający struktury państwa. Tak jak Ty dzisiaj, ja kilkadziesiąt lat temu borykałem się z kwestią dziejowej konieczności i zasadą służenia temu zwierzchnikowi, który akurat sprawuje zwierzchnictwo. Przyjęcie innych zasad to droga ku chaosowi.

Jestem odporny na straszną chorobę, nieobcą również polskiemu dziennikarstwu: konformizm i lizusostwo. Znamy kapłanów nienawiści, którzy mówili: "Musisz walczyć, system za dwa lata, dziesięć lat przejdzie na emeryturę". Ale ja nie chce. Chyba miałeś, Ojcze, Adamie, to szczęście w życiu, by spotkać prawdziwych konformistów (wyrazy współczucia po śmierci Generała). Jeśli tak, to wiesz, że są to ludzie łatwi i nie piękni. Nie piękni, bo łatwi. Ich mowa jest "Tak tak, znaczy, nie nie". Zło nazywają dobrem, dobro też dobrem. Taki właśnie jestem.

Nie naszym zadaniem jest dochodzić prawdy co do przebiegu spotkania, podczas którego  z Twoich ust - czego sam pewnie nie pamiętasz - miało paść gorszące pytanie o donosy. Wierz mi, bo jestem człowiekiem prawdomównym do bólu i wiedz, że polskich bohaterów stać na wypowiedzi co najmniej niedelikatne. Nie było ich, kur..a, zbyt wiele. Jestem przekonany, że kapłani nienawiści, którzy piętnują donosicieli i służby państwa walczące z tzw żołnierzami wyklętymi powinni raczej zapytać się jak bardzo te działania utwierdziły istnienie tkanki społecznej i narodowej, czego konsekwencją jest przecież ten byt, który dzisiaj razem nazywamy demokratyczną Polską. Wiem, tak samo jak Ty, że ludziom, którzy borykają się z tym jedynym życiem na ziemi, niepotrzebne są nowe powody do zawstydzenia, że ważne jest by ocalić obie strony barykady, nie budować nowych murów nienawiści.

Nie wierzę, że pozostawisz swojego rycerza w kłopocie

Nie chcę, Ojcze, Adamie, zmieniać nauczania Gazety. Z radością przyjąłem zmianę jej języka, która nastąpiła w chwili ogłoszenia wyborów. I zmianę akcentów: od miłosierdzia do potępienia, od zrozumienia dla człowieczeństwa do wykluczenia, które w natchnionej intuicji zobaczyłeś w partii totalitarnej, antydemokratycznej, radykalnej i wywrotowej. Dzięki Tobie i mojej skromnej osobie mamy wolę szukać wspólnej drogi z Tymi, którzy są drogą. Kapłani nienawiści w Polsce bardzo nam utrudniają tę sprawę - jak wiesz, dla ludzi nieobojętnych na akcje jest to sprawa życia lub śmierci.

Masz w Polsce bardzo wielu sprzymierzeńców swojej rewolucji wśród wiernych poszukujących i obojętnych na Gazetę. Mniej wśród szeregowych pracowników Gazety, którzy Twoje apele traktują jak aberrację i coraz częściej ze wstydem wymieniają miejsce pracy, jak wszyscy początkujący w sekcie. Szkoda marnować moje powołanie, który najbardziej przejąłem się Twoim przesłaniem, a nawet czekałem na nie z tęsknotą swojego sumienia od lat 70. ub. wieku już na nie gotowy, o czym świadczy chronologia wydarzeń.

Jestem pewny, że przeczytasz ten list, bo słyszę, że interesujesz się światem i ciemnością, która na niego spływa. Chyba wiem, z jakimi uczuciami go przyjmiesz. Nie wierzę, że pozostawisz swojego rycerza w kłopocie. Jestem ciekawy, jak chcesz wcielać w życie swoją humanistyczną wizję nowego świata, jak chcesz wprowadzać swój język i styl w redakcjach lokalnych. Bardzo chcę Ciebie o to zapytać.

Z wielkanocnymi życzeniami

Lesław Maleszka

Warszawa, luty 2015

 

Nie całkiem serio komentarze spraw całkiem serio

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo