Media skrzętnie przemilczały fakt, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia zaprosił do Pałacu Elizejskiego kilkunastu młodych księży. Wydał dla nich uroczystą kolację, która miała trwać trzy kwadranse, a przeciągnęła się do ponad dwóch godzin.
Nie było to tylko świąteczne spotkanie. I gospodarz i zaproszeni goście nie unikali tematów takich, jak wychowanie młodzieży i otwieranie przed nią szans na przyszłość, szacunek dla chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej oraz zaangażowanie państwa w obronę praw chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Na koniec prezydent zachęcił kapłanów, aby częściej i odważniej zabierali głos w sprawach publicznych. – „Nie schodźcie do katakumb! Mówcie do całego społeczeństwa, a nie tylko do swoich wiernych, to wszystko, co macie do powiedzenia. W czasach, kiedy we wszystkim odwołujemy się do zdania ekspertów, dlaczego mieliby być pozbawieni prawa głosu ci, którzy bronią religii?” – powiedział prezydent Sarkozy.
Obszerną relację z tego wydarzenia opublikował francuski dziennik „Le Figaro”. Była ona pozbawiona antyklerykalizmu. Wytknięto natomiast Sarkozy`emu, że nieraz już zawiódł oczekiwania katolickiego elektoratu chociaż i tak jego stosunek do Kościoła jest dużo lepszy niż jego poprzedników. Właśnie on sprawił, że wprost mówi się o roli Kościoła w kulturze narodowej i w życiu społecznym. To we Francji państwo i samorządy, chociaż konstytucyjnie laickie, w całości pokrywają koszt utrzymania wszystkich zabytkowych świątyń, włącznie z ich sprzątaniem i wymianą żarówek! Państwo wypłaca pensje nie tylko kapelanom szpitalnym, więziennym i wojskowym, ale również nauczycielom katolickich szkół i uczelni, gwarantuje odliczenie darowizn na cele kościelne od podatku, a stowarzyszeniom katolickim otwiera dostęp do państwowych dotacji.
Skąd takie nastawienie do Kościoła w kraju uważanym za wolny od „chrześcijańskich zabobonów’? Nie wynika to z osobistych przekonań prezydenta Sarkozy`ego, bo trudno powiedzieć, że to wzór katolika, ale z poczucia realizmu. Katolicy we Francji sprawili, że trzeba się z nimi liczyć. Po latach wypychania ich z życia publicznego, nauczyli się występować w sposób zorganizowany w sprawach, które ich dotyczą.
A u nas? Spotkanie prezydenta z kapłanami byłoby dzisiaj nie do pomyślenia. Nasi politycy wsparci „jedynie słusznymi” mediami pozwalają sobie na szczucie ludzi przeciwko hierarchom, duchowieństwu i Kościołowi, na bezkarne szarganie tego, co dla katolików święte.
Dlaczego tak się dzieje? Winni są sami katolicy, bo dali się podzielić i zmusić do milczenia o swojej wierze.
Przecież teraz publiczne przyznanie się do katolicyzmu jest niestosowne. Temat wiary jest dzisiaj większym tabu niż seks. Czy jest iskierka nadziei na poprawę tej sytuacji? Wobec ofensywy laicyzmu i antyklerykalizmu katolicy powinni zapomnieć o tym, co dzieli i dostrzec potrzebę katolickiej solidarności. Trzeba wziąć przykład Francji. W ważnym sprawach zacząć mówić jednym głosem i pokazać, że nowoczesność nie musi być antychrześcijańska. Może wtedy nas katolicki – podobno – prezydent zorganizuje podobne spotkanie i nie będzie się wstydził zachęcać księży do zabierali głos w sprawach publicznych. Może wtedy nikt nie odważy się uważać katolików, a zwłaszcza duchowieństwa za obywateli drugiej kategorii i zaganiać do kruchty.