11 listopada znów będzie dniem, w którym Polacy będą mogli dumnie spojrzeć na karty swojej historii i podziękować swoim pradziadkom za wolność, jaką dziś mamy.
Niestety dzień ten stanowi oręż w codziennej walce politycznej, społecznej i kulturowej. Na ulicach ścierać się będą dwie myśli: jedna, dla której każdy mówiący „niech żyje Polska” – uważany jest za nazistę
i druga, dla której śpiew i kolorowa chusta przewieszona na piersi świadczy o „chorobie” homoseksualnej.
Słuchając racji obu stron, gdzie każdy odnosi się do swojego antagonisty jako do tego, który jest złem największym, przeważa jednak brak argumentów i stereotypowe myślenie.
Kolorowa strona zawsze powoduje uśmiech na mojej twarzy, nie raz powinienem poczuć się nazistą, choćby dlatego że dumnie mówię o AK czy Józefie Piłsudskim, a wiadomo, że dla tego grona osób, AK jest to ugrupowanie faszystowskie (nie mówiąc o bezsensie Powstania Warszawskiego) a Marszałek Piłsudski mordował opozycję w zbrodniczych więzieniach. Ale nikt już nie wspomni o planie „Burza” i o tym, że owszem dochodziło do różnych z naszego punktu widzenia drastycznych zajść, np. w Berezie Kartuskiej, ale po pierwsze z mocy ustawy ówczesnego prezydenta Ignacego Mościckiego, a po drugie same drastyczne epizody miały miejsce już po śmierci samego Piłsudskiego... Nomen omen pierwszymi osadzonymi byli członkowie ugrupowania ONR.
Zaś strona nazwijmy to nacjonalistyczna, bądź nacjonalizująca swoją pewnością porównań i swojego rodzaju niedojrzałością rozróżniania odcieni ludzkich oryginalności, choćby się zaklinała na samego ich guru Dmowskiego to i tak znów zapędzi się w kozi róg, przez garstki niesubordynowanych osobników, którzy i tak wykrzyczą to, na co będą mieli ochotę (i wiadomo, pod jakim adresem).
Koniec końców, z mojego króciutkiego wstępu, który specjalnie był patetyczny i „z wąsem”, nachodzi mnie refleksja, że właśnie taka postawa zawsze będzie adekwatna i na miejscu. Lepiej wywiesić flagę za oknem i obejrzeć defiladę w telewizji. No chyba, że się ma małe dzieci, to wtedy można dyskretnie przemknąć ulicami Warszawy pod Grób Nieznanego Żołnierza (o ile dzieci będą wyrażały chęć, ale raczej tak).
Ja zostaje w domu, na defiladzie już kiedyś byłem...