Skuba Skuba
1400
BLOG

Nieuctwo kota Schrödingera

Skuba Skuba Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 70

 

Ano, jak się coś łopowiada, to przystojnie jest łod początku zacząć. A zaczęło się jak przyszła łunia. Gdzieś daleko, daleko, musi pod Białymstokiem albo i jeszcze dalej, ktoś zrobił łunie. I nic. Dobrze. 

Miało się pod zasiewy, a tu znienacka wzywają do gminy na łogólne zebranie gospodarzy. No tom się w ślubny garnitur łustroił, krawatkę zadzierzgnął, świąteczne buty wcisnął, kobyłkę do fury zaprzągł i pojechał. Na zebraniu sam sołtys do wszystkich się łodezwał, rzekłszy że łunia przyszła już do naszej gminy, że nie możemy łod niej łodstawać i musimy się dopasować. Na to wstał niejaki Chrubcok Antoni z Zabużanów Mniejszych i gada, że jak się trza dopasować, to może być, ale on żadnej nowej kobity we gminie nie widział, a nawet jakby co, to bez łurazy, ale łon żonaty, żonkę kocha i pasować się z jakąś przybłędą nie zamiaruje. Zaraz potem Mruczny Wojciech z Gęsiłapów dodał, że siać trza i nie pora na figle z babami. Tu sołtys w górę zerknął, jakby na suficie co miał napisane, łoczami wywrócił i rzekł, że właśnie siać nie trza, bo ta łunia da nam pieniądze, żeby my nie siali. Mnie buty cisnęły, że nie daj Panie, to i nerwy mnie puścili, wstał żem i mówię, że jak nie posiejemy, to pieniędzy za zboże nie zarobimy. A sołtys na to, że łunia nam da więcej niż by my na zbożu zarobili. To niech daje, ja na to, a my posiejemy, zbierzemy, łomłócimy, sprzedamy i dwa razy zarobimy, a sołtys na to, że jak kto posieje, to mu łunia nic nie da, bo nie za zboże daje, ino za to żeby nie siać. Jeszcze ktoś spytał, skąd my łotręby dla świń weźmiemy, a sołtys, że i świń też już nie trzeba chować, bo łunia da nam więcej jak my świń nie będziemy chowali, niż by my za świnie zarobku wzięli, a robić koło nich nie ma potrzeby. Jeszcze sołtys dodał, że łunia głupia nie jest i nie tyle da pieniędzy ile by kto chciał nie zrobić, ino tyle ile by kto mógł nie zrobić. Przykładem, da cztery razy tyle temu co ma czterdzieści hektarów do nieobsiania, niż temu, co ma dziesięć, a i klasę ziemi też specjalnym dodatkiem uwzględni.

Przyszli od łuni pieniądze za te zboże com go nie posiał, za te kartofle com ich nie posadził, za te świnie com ich nie wyhodował, za to mleko com go nie łudoił, za te kapustę com jej nie zaflancował, a najwięcej mnie zapłacili za to, żem ten,… no,… odcofany czy jakoś tam, niby żebym się tymi pieniędzmi zanowocześnił,  żebym mógł więcej nie zrobić, niż nie zrobiłem. A tyle ich przyszło, żem zaraz kupił nówkę merca kompresora, a chłopaki z miasta przyczepili mi do chałupy talerz i w telewizorze pokazało się ze dwieście programów. No i w tym telewizorze, w jednym programie, jakoś tak dyskoświry czy podobnie, powiedzieli, że klasycznie już nie jest nowoczesne i trza myśleć kwantowo. Zaraz potem moja kobita znalazła sobie program, jakiś bigbrader, który mnie z gruntu zmierził, bo co to za ciekawość podglądać jak się kto z kim po kątach migdali, albo że się kto z kim wyzwiskami łobrzuca.  I już ani telewizora nie mam, ani kobity, bo przez babską ciekawość całe dnie i noce w bigbradera ino zagapiona. Mnie ino te kwanty we głowie się zostali, bo jak trza kwantowo, to należy się wiedzieć co to za bydle. Merca żem zapuścił, do powiatu pojechał, gracko przy empiku stanął i szukam. A tyle tam w tym empiku o kwantach książek nastawianych na półkach pod tabliczką „Nauka”, że aż mnie w łoczach pociemniało, bo tyle ło tym ludzie wiedzą, a ja taki głupi. Wziąłem wszystko i kiedy moja baba gapiła się w telewizor, to ja żem o kwantach czytał.

Z początku to ciężko było. Wzorów mrowie łogromne. Ale jak kto dziś zeznanie podatkowe sam łobliczyć poradzi, to sobie i wzory do czego potrzeba dopasuje. Na początek przyszło mi sprawdzić doświadczeniem rozumowanie Schrödingera. Pudłom nagotował, kota złapał, ale skąd było wziąć radioaktywny materiał i trujący gaz, że licznika Geigera i wyzwalacza do gazu nie wspomnę, bo łod kiedy się ruskie wynieśli, to nigdzie już materiału rozszczepialnego dostać nie idzie. No i, że mordowanie niewinnego zwierzęcia gazem też mnie się nie podobało, tom inaczej łobmyślił. Moja kobita więcej trzydzieści kubków herbaty dziennie pije, to średnio co pół godziny do wygódki lata, ale że jest łonym bigbraderem sterowana, to czasem lata co minutę, a czasem co godzinę, a taka jej babska złość, że ile razy ja muszę, to łona już tam siedzi, albo się przede mnie wpycha. Przyczepił ja sznurek łod klamki do zapadki w pudle, że jak łona drzwi łwygódki łotworzy, to zluzowany sznurek zwolni zapadkę i kot z pudła zbiegnie. Ja pójdę do drugiej izby i za pół godziny nie będzie mi wiadomo, czy kot w pudle, czy wolny.

Doświadczenie pokazało, że albo Schrödinger był idiota, albo nic o bożym świecie nie wiedział, a już na pewno łon niedobry był człowiek, żeby tak z żywym stworzeniem się łobchodzić, choćby tylko rozumowo. Kot się zestrachał, miauczał i pudło drapał, że ani przez chwilem nie pomyślał, że on wolny. Żal mi go było, alem mu też łobjaśnił, że te pół godziny w pudle to jego mała łofiara dla nauki. Watom ja sobie uszy zatkał żeby go nie słyszeć, ale wtedy przyleciała moja z wrzaskiem i wymysłami, że męczę stworzenie, no i z miejscam wiedział, że kot na wolności. Dopiero jakem wsadził kota w pudło, pudło ukrył w kącie w kuchni, żeby nie słyszała i nie widziała, a samem się zamknął na klucz w piwnicy z watą w uszach, tom pojął, że nie da się wiedzieć, czy kot w jeszcze pudle, czy już wolny. Takim sposobem ja sobie na umyśle przedstawił, że kot jest i w pudle, i wolny w tym samym momencie, i dopiero wyjęcie waty z uszów, wyjście z piwnicy i zajrzenie w pudło funkcję falową kota łamie. No w moim doświadczeniu, to już jakem drzwi od kuchni łotworzył, kot mnie się pod nogi wprysnął i sam swoją funkcje falową złamał, a przy okazji mnie łobojczyk, bo jego złamana funkcja moją funkcję naruszyła i nieszczęśliwiem o zlewozmywak walnął. Ale że było to akurat pod zbiór tej kapusty com jej nie zaflancował, to szkody w gospodarce nie wynikły. Ino kot się zbiesił i aby mnie gdzie zobaczy, zaraz zbiega, a jak w jakim kącie zdybany to parska, kły szczerzy i pazurami się niecnota zamierza. Taki nieuk i niewdzięcznik.

No, kwantować nie jest łatwo ani bezpiecznie, ale jak już się wie jak, to idzie przywyknąć. Uszy trza zatkać i oczy zawrzeć, a potem szybciutko mrugać i zatyczki w uszach wtykać i wytykać. Nie łazić przy tym, bo łatwo w co łbem przydzwonić albo gdzie wlecieć, chyba że wprawy się już nabierze i funkcję falową z łotoczeniem się zestroi. Żadną miarą nie kwantować jak jest do wypitki łokazja, bo gorzałkę łatwo rozlać, a wtedy kompania może się wnerwić i zrugać, albo manto spuścić. Przykładem, jakby kto chciał kwantować pannę młodą na jakim weselu, to pan młody podejrzenie mógłby zrobić, że coś z jego żonką miał, a wtedy to kaplica, a najmarniej szpital. Najlepiej kwantować na łuboczu, jak nikt nie widzi, żeby do czubków nie zabrali.

 

 

Skuba
O mnie Skuba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie