Mamy tylko siebie – reklamuje w TV p. premier swą politykę miłości. I sugeruje, by kochać nie tylko jego i Platformę, ale i bliżniego swego. To miałoby doprowadzić do cudownego rozmnożenia narodu.
Naród ograniczył ten naturalny proces martwiąc tym p. premiera, który nawykł już do troski nawet o przyszłe pokolenia. Prawdziwy ojciec narodu musi o to dbać. Ale i naród musi.
Oto do kochania się zmusza m.in. p. T. Lis, zwany redaktorem. W 52 numerze „Newsweeka” panisko zażądało: „Musimy się, w imię patriotyzmu Polski (…) kochać dużo i skutecznie.” Zastrzega przy tym przebiegle, iż nie jest prostakiem, bo nie chodzi mu o prostackie namawianie kobiet do rodzenia.
I Bogu dzięki, że pookrągłostołowym gwiazdom polityki polskiej nie chodzi o prostackie apele do kobiet. A o co? P. Lis rozrzewnia się,że generał Jaruzelski „nie pomoże już narodowi” jak przed 31 laty, kiedy to wprowadzjąc stan wojenny i godzinę policyjną niechcący skłonił naród do działalności prokreacyjnej”.
Oj szkoda, panie Lisie. Nadziei na pomoc narodowi nie ma już żadnej. A ponieważ nadziei nie widać, w roku 2013 nadal w siłę będą rosły: „Newsweek”, „Wprost”, „Polityka”, (najwyższy czas reaktywować „Trybunę Ludu”, by naród miał lepszy kontakt z partią). Zaś opinię publiczną nadal beda kształtować: T. Lis, J. Żakowski, J. Paradowska, M. Olejnik (ze S. Niesiołowskim)T. Wołek (z przerwami na zdejmowanie ciężarów z klaty pana premiera)
Ich jedynie słuszne racje wzmacniać będzie zespół doradców prezydenta pod przewodnictwem prof. Nalęcza.A co się stanie z „drugą stroną?” Każdy przedstawiciel opozycji założy własną gazetę lub portal. I zaszywszy się jeszcze głebiej niż położone są „Hybrydy”, będzie poszukiwał własnych milośników. Czyli – nolens volens – przyczyni się do umacniania w narodzie polityki miłości. Bo w Polsce od 67 lat wszystko co dla narodu wazne, dzieje się niechcący.
