Sophia Stajkova Sophia Stajkova
840
BLOG

"Ciacho" czyli pierdnięcie (niekoniecznie artystyczne)

Sophia Stajkova Sophia Stajkova Kultura Obserwuj notkę 20

Tytułem wstępu: będą brzydkie wyrazy.

Nie wiem co mnie podkusiło; hasło reklamowe, że to najlepsza polska komedia, nazwisko reżysera, który zrobił genialnego „Pitbulla” czy może gwarancja artyzmu skoro gra w tym filmie Stenka. Nie wiem co, ale wybrałam się do kina na „Ciacho” Patryka Vegi. Z zasady nie czytam recenzji przed obejrzeniem filmu, więc nie miał mnie kto ostrzec. A jest przed czym. „Ciacho” to najgorszy film, jaki zdarzyło mi się oglądać, a wierzcie mi, jestem zaprawionym w bojach kinomanem.

Właściwie to nie wiem co o filmie napisać. „Ciacho” nie jest bowiem ani śmieszne, ani tragi-śmieszne ani głupio śmieszne. „Ciacho” jest po prostu dnem absolutnym, filmem, który mógł nakręcić na przykład namiętny czytelnik metek cenowych uważający się przez to za intelektualistę, a z pewnością nie reżyser mający na swoim koncie przyzwoite dokonania.

Głupia czy banalna fabuła nie jest w kinie niczym nadzwyczajnym – bądź co bądź wiele filmów, nawet oskarowych, nie trzyma fabularnie kupy. Tymczasem kupy, i to dosłownie, trzyma się fabuła „Ciacha”. Dowcip analny bowiem tudzież gówniany zdecydowanie króluje na ekranie. Scenarzysta tego wybitnego dzieła wyszedł chyba z założenia, że poniesie maluczkim kaganek oświaty i z misją obalania tabu w polskim kinie dotyczącą sexu analnego i ekstrermentów przystąpił dziarsko do dzieła. I tak każdy z bohaterów tkwi w gównie. W takież bagno na własne życzenie wpakowała się główna bohaterka filmu Basia (Marta Żmuda-Trzebiatowska), która chcąc zdobyć awans postanowiła zorganizować akcję przejęcia narkotyków od Ciasnego Wieśka (Wojciech Mecwaldowski), którego pseudonim, a jakże, ma związek z czterema literami. Z tegoż bagna starają się ją wyciągnąć trzej bracia. Dawid (Tomasz Karolak) uwielbia sex analny, ale jego narzeczona nie rozumie dlaczego kazał jej wyjąć pierścionek zaręczynowy z tyłka, więc tkwi w swoim piekiełku szukając takiej co go zrozumie. Karolek (Paweł Małaszyński) – ma gówniane życie, jest małomówny, nie ma dziewczyny i w policji go nie chcą, chłopina z niego poczciwy, ale przygłupi, więc nie przeszkadza mu to tarzać się w psich odchodach. Krzyś (Marcin Bosak) ma przesrane życie (co zresztą dopiero uświadomi sobie srając przez sen na nocnik): zaradną, zarabiającą na dom żonę, nieznośne i okrutne bliźniaki więc jedyne o czym marzy to święty spokój. Uwaga – opisy postaci proszę potraktować dosłownie, nie ma tu żadnych chorych metafor, dokładnie o tych przypadkach jest ten film. Dodatkiem do ekipy jest zły narzeczony Jan (Tomasz Kot), który potrzebuje wspomnianych narkotyków do zarobienia kasy, potrzebnej mu do ugłaskania rosyjskiej mafii. Galerię postaci uzupełniają dwaj pomagierzy policjanta Jana, jeden głupszy od drugiego, żona Krzysia (Joanna Liszowska), na której postać scenarzysta nie zwrócił baczniejszej uwagi, komendant policji zaliczający wpadki na wizji (Cezary Żak w dziwnym tupecie) idiotka pani prawnik (Marieta Żukowska) – schemat grzecznej dziewczynki ze szkółki niedzielnej oraz niewyżyta seksualnie i analnie pani psycholog (Danuta Stenka). Wybitną role w filmie odegrał także gwiazdor Internetu: Krzysztof Kononowicz dukający z kartki swoją dwuzdaniową rolę.

Te wszystkie stwory przebiegające przez ekran wygłaszają jakieś idiotyczne kwestie, robią głupie miny, a to wszystko przy hałasie przebrzmiałych przebojów i wielokrotnie użytego zwolnionego tempa obrazu. Slapstick śmieszył w przypadku Flipa i Flapa, postaci Vegi mogą co najwyżej wywołać spazmatyczny rechot. Jeśli tak ma wyglądać „wreszcie prawdziwa polska komedia” to ja dziękuję i proszę o zwrot za bilet.

Jedyny plus filmu to kilka scen z kategorii efektów specjalnych: pościg za więźniarką, który trwa 10 minut i ten faktycznie warto obejrzeć. Ale to wszystko co warte obejrzenia w „Ciachu”.

Krzysztof Kłopotowski wiele lat temu jako pierwszy w Polsce użył określenia artystyczne pierdnięcie (amerykańskie: artsy fartsy), ale „Ciacho” to tylko pierdnięcie i to zdecydowanie nie artystyczne aczkolwiek trzymające się dziarsko siedzenia.

Na koniec o samopoczuciu: opadły mi ręce, opadły mi nogi, ba - nawet biust poddał się grawitacji. Żenada, dno i wodorosty panie Vega!

Mam poczucie, że żyję nie w swojej ojczyźnie, ale w nieznanych przestrzeniach kosmosu, którego reguły wymykają się wszelkim oczywistym zasadom. No i logice.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura