Sosenka Sosenka
529
BLOG

Trzebnica, kibole i Pisie Pole

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Szynonus odjechał bez Adama.

Koniec świata!

Iza, Zuzia i ja szybko i wygodnie dotarłyśmy do Trzebnicy. Adam, kiedy już zakończył swoją ostrą dyskusję z drogówką, wsiadł na rower i wyruszył na dwóch kółkach. 25 km pod górę.  W tym czasie my, baby, czekałyśmy i odsiadywały swoje na trzebnickiej stacji.

Zuzia znalazła sobie w poczekalni koleżankę, małą dziewczynkę w wózku, pilnowaną przez mamę i babcię. Podeszła ostrożnie - dziewczynka miała w rączce cukierki. Zuzia cukierków nie wzięła, bo jej nie pozwoliłam. Ale stała i nie spuszczała z nich oczu. Widząc wzrok sępika, wbity w słodycze, dziewczynka odwróciła się do swojej mamy:
- Moje ci-ci!
- Tak, twoje - uspokoiła mama. (Zuzia ani drgnie).
- Mmmójwóziek - kurczowo chwyciła się krawędzi (Zuzia wbija wzrok w cukierki).
- Ależ twój, przecież Zuzia przyjechała tu swoim.
Nastała sekunda ciszy. "O co tej Zuźce chodzi?!" - dziewczynka straciła głowę:
- Moja mamusia! Buuuuuuuuuuuuuuuuu!

Adam dojechał do nas koło 13. W naszych łachmanach turystycznych plażowaliśmy  w rynku, na widoku jakichś gości weselnych. Iza wąchała szampon, który sobie kupiłam, a że leżała przy tym na ławce, wyglądała, jakby faktycznie popijała wodę brzozową. Przechodzący obok łagodny staruszek uśmiechał się do nas. Słońce grzało, Iza zasypiała. Zegar ratuszowy wybijał kolejną godzinę. Ja zdążyłam zjeść wszystko, co miałam w swoim plecaku.- Która jest godzina? - zapytała wreszcie IZa - O, jest dopiero... O CHOLERA, JEST 14.30! - zachłysnęłam się. Ruszyliśmy niechętnie, kawalkadą złożoną z wózka, roweru i jednego tragarza.

Omyłkowo wybrana trasa, nie wokół Trzebnicy (już byśmy nie zdążyli na szynobus powrotny), tylko do Obornik Śląskich, była naszą felix culpa. Zupełnie pusty szlak, tuż za sadami, zryliśmy i stratowali wózkiek i rowerem, gubiąc po drodze butelkę z Zuzi soczkiem. Istna dżungla na pagórkach. Dalej już było sielsko-anielsko. Wędrowaliśmy przez zielone wzgórza, w poszumie pszczół tłumnie okupujących kwiaty rzepaku, przez wioseczki śpiące w upalnym zapachu bzu, białego i liliowego. 

Już mdłe bydło szuka cienia i ciekącego strumienia
A pasterze chodząc za niem, budzą echo swoim graniem

To była jedna z naszych najpiękniejszych tras. Choć bez pałacu, bez śniadania na cmentarzu i... bez biegu do ostatniego pociągu. Ciemnozielone cienie dębów i lip prowadziły nas do Obornik. Zuzia stała w wózku, wyglądając ponad budkę. W swojej czapeczce z rogami, odstającymi jak skrzydełka, wyglądała jak mały Merkury albo mały wódz, prowadzący rydwan do boju.

Kuraszków. Ostatni rzut oka ze wzgórza: Wrocław w dole przypominał liliową kreskę, nad którą - jak dziwna piramida - górowały promieniście rozchodzące się liny Mostu Rędzińskiego. Pachniały sosny, a ptaki śpiewały jak oszalałe. Wilgi w lesie, a w polu skowronki. Na obornickiej stacji sprytne kosy spacerowały po lśniących szynach. My zorganizowaliśmy sobie wtedy kuchnię polową i wciągnęliśmy resztę bułek oraz mandarynki.

Wrocław. I znowu trzeba otworzyć uszy na inne dźwięki, nos na inny zapach - co z kolei nie było aż tak trudne, gdyż Zuzia, którą niosłam, miała już w pieluszce pokaźny zapas i bagaż. A zaraz w ciemnej czeluści tunelu poniosły się chóralne śpiewy, nie całkiem, według mnie, trzeźwe: "...ty matole... twój rząd... kibole!". Aha. Zaraz też natknęłam się na grupę zbirów w szalikach "Śląska", podążających od strony ulicy.  Iza mówiła, że stację Psie Pole, którąśmy mijały rano, ktoś przemalował kiedyś na Pisie Pole.- Moim zdaniem - skomentowała Iza - nieprzypadkowo. Absurd. No tak, to już faktycznie musi być Wrocław.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości