Sosenka Sosenka
546
BLOG

Nu, pagadi, czyli TLK w odcinkach

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Wstęp

Już tydzień temu na podjeździe pod Węgielsztynem coś mi nieładnie chrupnęło w kolanie. Teraz, jak wracałam od Ufkowa do stacji w Giżycku, pokonałam wprawdzie 12 km przez pagórki, ale w 1/3 drogi musiałam profilaktycznie wprosić się z jucznym rowerem do autobusu. Kierowca popatrzył niechętnie: „A to kolegi nie ma?”. Następny, który sądzi, że bez „kolegi” noie dam sobie rady! A z tymi „kolegami” na trasie to ja miałam dotąd głównie kłopoty, a bo po co się męczyć, a bo przecież można podjechać, a nie bądź taka samodzielna, ple,ple, ple. (Z jednym wszakże wyjątkiem, ale to inżynier). – A co, wolicie zarobić na 2 biletach na raz?\! – warknęłam. – A nie, nie, ja myślałem o moim koledze z firmy, który też zabiera rowerzystów… - powiedział z nadzieją, że się nie zdecyduję. Wreszcie mój rower wylądował w środku, a uroczy rudzielec przytrzymywał go swoją ciężką łapą całą drogę. Ja w tym czasie poprawiałam fryzurę.

Odcinek 1.

W Giżycku dowiedziałam się, że to nie cały, bezpośredni pociąg jedzie stąd do Wrocławia, tylko jeden wagon w składzie. Do Wrocławia nie ma już stąd żadnego bezpośredniego pociągu, a na stacji tłum, z jakąś cholerną kolonią włącznie, i wszyscy właśnie tam. Czekamy, czekamy. Na pierwszy pociąg za późno, na drugi za wcześnie. Wieje wilgotny wiatr, nawet jezioro się złości, zimno jak cholera. Głośnik na peronie coś zachromolił – jak zwykle, nie słychać, co mówi. Niewiele myśląc, wsiadałam w to, co akurat przyjechało. – Tuooo paniii jedzii nie tyjm pouciągiem – zaśpiewała mi zaraz młoda konduktorka.– To TLK, duożo droższy. Proszy wysiąść w Kętrzynii i pouczekać na swóuj Regio.

W Kętrzynie głośnik całkiem przytomnie powiedział, że ten mój Regio z Ełku ma opóźnienie 70 minut. Chwilę później „zwiększył” je do 200 minut. W poczekalni zawrzało. Parę bab i jeden wąsal, którzy dotąd stali nad kasjerką jak kat nad skazańcem, utworzyło komitet wojenny. – To ja jadę autem do Poznania! – obwieścił pan. – A? A mogę z panem? – zaśpiewała chuda blondyna. – A pewnie! - odpowiedział ów błogodsławiony między niewiastami. Sama nie wierzyłam trickom z reklam, ale to prawda, Drug paniusia -  w trzy sekundy oczy jej zalśniły, zmarszczki się wygładziły, a uszy stanęły jak u królika: A ja?! – zaśpiewała.  – A niech pani jedzie. – A ja? – jęknęłam. Na co blondyna strzeliła wzrokiem w mój rower, a następnie w wąsala: „A JAK DUŻY MA PAN SAMOCHÓD?”. Niestety, to pytanie zostało zignoro3wane. Komitet kolejkowy zwarł szeregi i ostentacyjnie począł oddawać swoje niewykorzystane bilety. Wkrótce zostałam w poczekalni sama. Chciałam udać się na zwiedzanie miasta, ale zaraz się okazało, że ładując się do wagonu w Giżycku, rozwaliłam hamulec w przednim kole. Zanim naprawiłam, rozpętała się ulewa.

Odc. 2.

Deszcz ustał, a dzwony uroczyście biły (na „12”) w całym mieście, gdy pociąg z Ełku wtaczał się na kętrzyńską stację. Składał się z szynobusa podpiętego do tradycyjnego wagonu. Oczywiście, ja wpakowałam się do szyno., bo tam łatwiej wejść z rowerem. Ale to jednak był błąd. Bowiem ów wagon to był akurat ten jeden wagon, który miał jechać do samego Wrocławia (tylko w Olsztunie podpinali go do innego składu). Winę za tę pochopną decyzję ponosi durny bilet, z którego nic nie rozumiałam. Najpierw dowiaduję się w kasie, że mam bezpośredni wagon do domu, a na BILECIE wyraźnie „stoi” przesiadka w Olsztynie.

W szyno.pani konduktor przeflancowała mi bilet Olsztyn - Wrocław na Icka. Miałam nim odjechać z Olsztyna 2 godziny później, niż odjeżdżał planowy Regio, bo przecież żaden normalny maszynista nie był już w stanie czekać na wagon opóźniony 200 minut. Z przecieków wynikało, że to lokomotywa się zepsuła za Ełkiem. – 20 lat jeżdżę na tej trasie – mówiła jedna Stara Baba do drugiej – a pierwszy raz jadę z Ełku do Olsztyna 6 godzin. Na koniec w naszej nowoczesnej Pesie zacięły się drzwi. Konduktorka przyciskała i przyciskała guzik, w końcu wrzasnęła w stronę kabiny: „Zbyyyszeeek! Drzwiiii!!!”. Maszynista nic. „No Zbyyyyszeeek, otwieraj!”. W końcu ktoś się wkurzył i zastosował wersję awaryjną. Tośmy wyszli na olsztyński peron. Przypomniała mi się opowieść jakiejś dziewczyny z Mazur. Ponoć jak się chce kogoś tutaj obrazić, to się mu mówi: „Ty, dziecko z Ełku”. Z powodu szpitala dla psychicznie chorych.

Odcinek 3.

Na stacji w Olsztynie przestałam się śmiać, gdy - dość już zmęczona - o mało nie spadłam z rowerem ze schodów. Dotarłam w końcu do WC, skierowano mnie do toalety dla niepełnosprawnych, jak zawsze, kiedy targam ze sobą rower.

Wróciłam na peron, a tam już stoi obiecany pociąg do domu. Pognałam z rowerem na jego koniec. – Proszę do ostatniego wagonu – powiedział ponuro konduktor. – To jak to nie koniec, to co to jest? – jęknęłam. – To jest czoło składu, ale jeszcze bez lokomotywy – wyjaśnił zagadkę. Noi, to wróciłam na przeciwległy koniec. W drodze, od dwóch rowerzystów dowiedziałam się, że w rozkładzie jest wagon dla rowerów, ale tutaj oczywiście NIE MA. Konduktor kazał mi wejść do ostatniego wagonu. Ale ostatni to była jedynka!  – Tu jeszcze będzie doczepiony jeden wagon – powiedział mi cieć w żółtej kamizelce – ale będzie zajęty. Pani nie może tam wsiąść. – To gdzie ja mam wsiąść, do cholery?! – wrzasnęłam. Znowu to samo: odsyłanie z 20 kg bagażu od Annasza do Kajfasza, od zamkniętego wagonu do wagonu-widma. W końcu podczepili ten osławiony „zajęty” wagon, a był to ten sam, cośmy wlekli za sobą z Kętrzyna. Jak zawsze, jakiś miły dżentelmen pomógł mi wciągnąć pojazd do środka.

W tym samym czasie na peron wtaczała się turystyczna grupa 5-osobowej rodziny. Dzieci od 5 do 15 lat, mama, tata – wilk, przewodnik, silny, energiczny, taki, co swoich ustawia po kątach, a obcemu da w ryj, jak zaatakuje któreś z jego stada. Oni też wracali z wyprawy i chcieli umieścić swoje rowery w wagonie. – Tu nie wolno! – ryknął konduktor. – Jak nie wolno, to gdzie ja mam je dać?! – wrzasnął Wilk Przewodnik. – To niech tamten młody pan [gimnazjalista] schowa swój rower do przedziału. Gimnazjalista posłusznie cofnął swój pojazd z korytarza do środka. – Nie wolno trzymać rowerów w przedziale! – zawył wtedy drugi konduktor. Gimnazjalista wyjechał rowerem z powrotem. – To gdzie ja mam się spakować? – warknął Wilk Przewodnik Stada. – Do korytarza, tylko Gimnazjalista musi zabrac rower… - No, dokąd? – zapytał zdezorientowany chłopak. – Do przedziału! – konduktor pokazał palcem kierunek. – Ale pan przed chwilą mi mówił, że tam nie wolno z rowerem! – zauważył kędzierzawy chłopina.

I wtedy Wilk nie wytrzymał, wpienił się. I o mało nie poszło na pięści!

Odc. 4.

Konduktor zaczął grzmieć, że jego nic nie obchodzi, rowery mają zniknąć z korytarza, z wagonu, z przedziału, nieważne, że w rozkładzie SĄ miejsca dla rowerów, a my zapłaciliśmy. Wilk Przewodnik Stada poczerwieniał, najeżył się, a że chłop postawny, nie taki wiór i niuniek jak różni zniewieściali panowie w reklamach szamponów, i wycedził: „Nie da się? Ja panu pokażę, że się da!”. Jego stado, w te dyrdy ustawione jak wojsko, sprawnie podawało sobie elementy bagażu i rowerów, aż ich oraz nasze rowery stanęły razem w ciasnym przejściu w szeregu. I do tego jeden na drugim, piętrowo. Trzeba to było widzieć – majstersztyk! „A niech was bankructwo i Deutsche Bahn!!!” – zaklął do konduktora i siarczyście Wilk Przewodnik Stada. Z przedziały wyjrzał uprzejmie Gimnazjalista. „Chce pani zobaczyć, jak jechaliśmy w tamtą stronę?” – zapytał i pokazał mały aparacik. Na zdjęciu widniały rowery podwieszone na półkach z bagażem za pomocą gumowej taśmy i dyndające tuż nad podłogą. Ponoć inne sztuki stały na siedzeniach zabezpieczonych gazetami, ale te zdjęcia miały kiepską jakość. Zobaczyłam tylko wisielce, pomysłowe wielce.

Kaniec fiłma

Przeklinający Wilk i jego stado wysiedli w Jabłonowie Pomorskim. Zostałam sama między ostatnią szybą pociągu a WC, oczywiście. Przed moimi oczami przesunęły się dwie małpy, które postanowiły palić papierosy w pociągu. Małpa w Czarnym dostała ode mnie na pożegnanie taką uprzejmość, że już się tu więcej nie pokazała. A ja do samego Wrocławia pełniłam funkcję strażniczki trzech rowerów oraz punktu informacyjnego, "czy WC zajęte?". Takie uroki siedzenia na szlaku tranzytowym.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości