Iza ma udawać świętą (wieje przed burzą).
Iza ma udawać świętą (wieje przed burzą).
Sosenka Sosenka
745
BLOG

O burzy przed ciszą wyborczą

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

O  burzy na szlaku przypominam sobie, gdy wraca temat: co lepsze - polar, jakieś -texy czy zwykła bawełna lub wełna. Ja wolę zwykłe flanele i wełny, sztuczność polaru wyczuwam, zanim go ubiorę. A w ogóle najczęściej jest mi obojętne, czy zmoknę, czy nie, byleby było wesoło. Kiedy robiłyśmy z Izą powyższą fotografię, kończyłyśmy właśnie wyprawę "Zaklinacz deszczu". Chronił mnie wtedy żółty, posklejany taśmą klejącą płaszcz z zakopiańskiego kiosku, Izę - pomarańczowy odpowiednik tego wynalazku. Adam pewnie nie miał akurat żadnej kurtki, bo akurat fotografował jakieś groby, więc po co miałby dodatkowo krępować sobie ruchy.

I beznadzieja na pustej szosie, gdy ani roweru, ani autobusu. Przystanek PKS, który chroni tylko przed tym, by woda nie lała się na łeb. Siedzi się między płyawjącymi śmieciami i z nudów czyta ogłoszenia o kredytach i dożynkach. Mokrusieńką szosę w Bieszczadach przeszłyśmy pod parasolami z olbrzymich liści łopianiu, kłaniając się wszystkim napotkanym kierowcom. Trochę gorzej, gdy zamiast nóg ma się wtedy rower, tylko czasem można przytulić się w kruchcie jakiegoś kościółka. Ale jak się postaramy, to mamy: u Niego dla wędrowców jest zawsze otwarte.

Kiedyś burza złapała nas w Nowej Rudzie, u podnóża Gór Sowich. Ulicami, które tam idą skośnie w dół, spływały brunatne strugi. Schroniliśmy się we trójkę w jakiejś starej bramie, gdzie wdarł się potok wody. Ciekawe zjawisko, drobne strużki powolutku wdzierające się w wyrwy między starymi, przedwojennymi płytkami, a w końcu rozlewające się w bajoro. Oprócz burzy w bramie jest też burza obserwowana z perspektywy ruin. Sucha piwnica jakiegoś pałacu, tj. sucha, bo wywietrzona dzięki temu, że nie ma już drzwi, a innych otworów, ile tylko chcesz. Czasem urządzamy tam sobie drugie śniadanie. Piaskowego koloru, kruszejące mury co i rusz barwią się na stalowy błękit, ale do środka nie wpada żaden strumień.

W Beskidzie Sądeckim pioruny waliły, aż echo niosło się po lesie, ale gęste liście buków zatrzymywały wodę. Szłyśmy sobie z koleżanką bezpiecznie, prawie że suche. Miny nam zrzedły dopiero, gdy na jakimś drzewie znalazłyśmy tabliczkę upamiętniającą ofiarę uderzenia pioruna. Zdarzało nam się też przetrwać burzę na cmentarzu(patrz też fotografia): kaplice cmentarne mają zazwyczaj dach na progiem i tam można się schronić. No, a nie ma bardziej rozłożystych konarów niż na cmentarzu. Tylko kiedy niebo zasnuwa się ołowianymi chmurami i szumi ulewa, a między grobami snują się postacie w pelerynach, ludzie reagują z niepokojem. Kiedy ktoś z nas moknie, siadamy na jakimś kawałku betonu lub na kłodzie drzewa i wyciągamy resztę herbaty. Spocony podkoszulek odkleja się od ciała i między fraki a skórę wpada podmuch zimnego powietrza. Za chwilę język parzy się wrzątkiem, no i siedzimy tak między epoką lodowcową a Saharą. Palce u stóp zaczerwienione z zimna, ale serce skacze jak odmłodniałe. A kiedy czujka, która wciąż lata z aparatem i robi zdjęcia w eszczu, przylatuje, patrzy z pogardą na skulone postacie i mówi drwiąco: "alez już nie pada", wieszamy płachty folii na zroszonych wodą rowerach. Folia paruje i parujemy my.

Tak sobie dzisiaj myślałam, pedałując wciąz jeszcze w sandałach na bosych nogach. Na następną burzę jeszcze poczekam. Teraz na ulicach czuć zapach drewna kominkowego, pierogów i starego tłuszczu. Nowa pora roku.

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości