Patrzę na biały świat, Sówka55
Patrzę na biały świat, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1038
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 43

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 66

 

Rozdział XLII

Śnieg jest i znika, czy tak samo będzie z zimą?

Rozdział zaczyna się łagodnie,

ale - ostrzegam! - skończy się inaczej

 

Obudziliśmy się dzisiaj rano w świeżym śniegu, może nie całkiem dosłownie, bo śnieg był za oknem, a nie z nami w pościeli, ale był i wywołał w nas mieszane uczucia. Na tle niebieskiego, intensywnie niebieskiego nieba, prezentował się bardzo ładnie i pozornie niegroźnie, ale my, Koty, wiemy to instynktownie, że nie wszystko co ładne, jest też bezpieczne, choć może takie być (na przykład Psy, nie wszystkie ładne są dobrze wychowane i kulturalne, choć niektóre są – tu mam na myśli naszego Maksia). Śnieg właśnie taki jest, wygląda jak ciepła pierzynka, a jest zimny jak wieczna zmarzlina, przypomina łabędzi puch, ale kto pozwoli, by go ogarnął, zawiał i zasypał, może raczej zdobyć się na łabędzi śpiew, a nie odę do radości (chyba że ma ratujące życie przeciwlawinowe specjalne poduszki, w które powinni zaopatrzyć się wszyscy narciarze i wszystkie Kozice, Świstaki i inne Zwierzęta górskie).

Tym razem to był mały śnieg, więc może mu to spadnięcie u nas daruję. Maksio wrócił ze spaceru zupełnie czarny (bo jest czarny), a jak pada duży śnieg to Maksio wraca nim oblepiony i przypomina wtedy Psa Państwa Hallettów z obrazu Thomasa Gainsborough, który jest biały (Pies, nie obraz - jest biały, ładny, i ma o wiele bardziej naturalny wyraz pyszczka niż jego znudzeni i sztywni właściciele), co dowodzi małej inwazyjności tego śniegu i świadczy na jego (śniegu) korzyść.

Może więc i zima sobie – jak w przysłowiu, a są one mądrością narodów - pójdzie do morza? Najlepiej jakby poszła od razu do Aralskiego, bo u nas wędrówka zimy na północ może zwiastować powodzie, a tego nikomu bym nie życzył, o nie! A Morze Aralskie wysycha, biedna Amu-daria niknie w pustyni Kyzył-kum mimo że pod Beruni jeszcze tak była potężna, żal patrzeć, mówiła mi Mama.

Myślę sobie o zimie – bo jest wokół nas, ale i o Morzu Aralskim przy tej okazji, bo niedawno czytałem wspomnienia Aleksandra Topolskiego "Biez wodki. Moje wojenne przeżycia w Rosji", a tam o okrucieństwie zimy też sporo, choć o okrucieństwie ludzi i potworności systemu jeszcze więcej. Autor opisuje między innymi, jak podczas swojej wędrówki z Kirowa na południe w poszukiwaniu formującej się armii polskiej, gdzieś za Orskiem, w przejmująco zimnym grudniu 1941 roku (-40 stopni i przejmujący wiatr, obniżający i tak jeszcze tę niewyobrażalnie niską temperaturę) jego pociąg minął transport jeńców niemieckich wiezionych, a właściwie wożonych w te i we wte aż do zamarznięcia, w otwartych wagonach. Na platformach widać było zagłodzonych ludzi, rzadko kiedy w wojskowych płaszczach, na ostatniej - leżały zwłoki już zamarzniętych, jak pisze Topolski polewane wodą, by nie wypadły – liczba ciał musiała się zgadzać. My ich nie zapraszaliśmy, powiedział rosyjski kolejarz, no tak... Jeniec to nie człowiek, więzień to nie człowiek, zesłaniec to nie człowiek, uchodźca to nie człowiek, mało było ludzi na tej nieludzkiej ziemi.

"Drżyjcie wrogowie przed potęgą Rosyi i korzcie się przed nią" – ten napis z carskiego pomnika ku czci poległych pod Olszynką Grochowską żołnierzy rosyjskich feldmarszałka Dybicza postawiony przy ul. Terespolskiej (wtedy Pomnikowej) warto zapamietać. Podobnie jak i jego historię, mimo imponującej wysokości żeliwnego obelisku (10 metrów) polscy "buntowszczicy" zniszczyli go częściowogo podczas rewolucji 1905 roku, jak pisze w "Rzeczpospolitej" warsawianista Rafał Jabłoński, a wysadzili w powietrze całkowicie w roku 1916.

Różne są potęgi, niszczą ludzi, próbują zniszczyć narody, ale kruszą się pod swym ciężarem, padają same, odchodzą w cień. I w tym jest optymizm, optymizm bezduszny i okrutny, bo straconego życia bezlitosna historia nikomu nie oddaje, choć czasami (nie zawsze), po latach, ofiarom oddaje choć sprawiedliwość.

"A kto im łzy powróci?", miau!

1 marca mamy Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Nareszcie. Po tylu latach odmawiania praw zamęczonym i zamordowanym, a często najdzielniejszym z dzielnych (tak Napoleon nazwał po szarży na Samosierrę szwoleżerów Kozietulskiego, my, Koty Polskie, nie wyrzekamy i nie wyrzekniemy się polskości i dumy z polskości, o nie), Żołnierzom Wyklętym to miano się jak najbardziej należy, Ich rodziny, Ich późni Wnukowie, a często jeszcze Ich Dzieci doczekali się wreszcie moralnego zadośćuczynienia, uroczystych obchodów godnych pamięci bohaterów.

Na te obchody i na tę pamięć Żołnierze Wyklęci ze wszech miar zasłużyli.

I nie tylko Oni, bo - tak szukam w kalendarzu - czy mamy Dzień Więźnia Politycznego, taki Narodowy Dzień Pamięci Wyklętych Więźniów czasów stalinowskich (piszę małą literą, specjalnie, bo od tych czasów wielka litera sama ucieka ze wstrętem)? Przyznam, że nie wiem, i Mama nie wie. Może więc taki dzień jest, ale obchodzony cichutko, słabiutko, by za bardzo niczego i nikogo nie upamiętnić. Bo jeśliby się upamiętniło ofiary, to i o katach musiałoby być głośniej, a to już rzeczy i sprawy rozliczone, to już  passé, demodé...

Akurat...

Co niespodziewane, taki dzień jest w Rosji (Dzień Pamięci Ofiar Represji Politycznych,  День памяти жертв политических репрессий,  obchodzony od 1991 roku 30 października dla uczczenia wszystkich pomordowanych i prześladowanych z powodów politycznych w czasach Związku Sowieckiego). Ach, powody polityczne: jakie  polis,  taka polityka, hm... I taka sprawiedliwość.

Bo ze sprawiedliwością zawsze jest najgorzej, zwłaszcza gdy historia dzieli i uwiera dalej.

Jestem Kotem, więc mam dużo czasu na myślenie. Nie biegam do pracy, obowiązki domowe mam, nie ma co się skarżyć, skromne, i choć obok mnie wiele miękkich poduszek zachęca do spania, nie można przecież – i nie warto – spać ciągle. "I odwrotnie, czuwać bez przerwy też nie – dodał Mopik, jak zawsze wobec mnie prześmiewczo – bo, jak pisał Andrzej Mandalian, na ten właśnie temat:

Śpij, majorze,

świt niedaleko,

widzisz:

księżyc zaciągnął wartę;

szósty rok już nie śpi bezpieka,

strzegąc ziemi

panom wydartej."

Tyle Mopik, mój domowy wieczny oponent.

No właśnie, bezpieka nie spała...De mortuis aut bene aut nihil, nie przestaję się jednak dziwić, jak wielu twórców, grających głośno w tej mandalianowskiej "czerwonej orkiestrze" w latach stalinowskich, tak łatwo się ze swoich przekonań później rozgrzeszyło. Napisałam, napisałam, cóż z tego, jak tłumaczyła się niedawno zmarła noblistka.

Cóż z tego?!

No tak, świat toczył się zupełnie normalnie: jedni pisali wiersze, inni w tym czasie siedzieli w więzieniach, często z wyrokami śmierci. Za rzekomą zdradę, za szpiegostwo, jak Szymon Bolesta, alter ego Janusza Krasińskiego, jak tylu innych, jak Tata mojej Mamy. Dla poetów-pięknoduchów epoki stalinowskiej nie byli godni obrony ani nawet współczucia. Wrogom ludu współczucie, obrona czy zrozumienie się nie należało.

Dziwny jest ten nasz duch czasów, zawsze dla ofiar jakby mniej wyrozumiały. Wspominam powojennych więźniów politycznych, których oprawcy w spokoju pobierają wygodne emerytury, ale czy inaczej jest z tymi, którzy odpowiadają za stan wojenny? Za stan wojenny odpowiedział tylko Adam Słomka.

Jestem Kotem, piszę o Ludziach i o Zwierzętach, ale Zwierzęta zrozumieć mi łatwiej. Może więc ukojenie od niesprawiedliwości, ale i od śniegu przyniesie mi to, co lubią, co powinny lubić (tak sądzę) w zimie Zwierzęta: Biała Małpa, wszak symbol mądrości. Herbata   White Monkey  z okolic Fujian, podobno jak nic innego rozjaśnia myśli. Może wiec i ja coś wreszcie zrozumiem.

Ma zwijane ręcznie długie srebrzyste listki, orzechową nutę (tak przeczytałem w reklamowej ulotce), wyrafinowany smak i (cokolwiek miałoby to znaczyć) "puszystą fakturę".

Przecież jestem smakoszem i sybarytą, i jestem puszysty.

Tylko wciąż rozumiem tak mało, miau...


 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości