Myszulek w złowrogim cieniu historii, Sówka55
Myszulek w złowrogim cieniu historii, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1017
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 45

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 67

 

Rozdział XLIV

i rok XLIV (ale p.n.e.): Idus Martii.

W Idy Marcowe dokonywano przeglądu wojsk,

ja przeglądam myśli, cudze i własne

 

 

Idy i po polsku, i po łacinie występują tylko w liczbie mnogiej, plurale tantum. Jest jednak i Ida w liczbie pojedynczej: w mitologii imię to nosi nimfa, która wychowywała małego Zeusa (przepraszam, dla Cezara raczej Jowisza). Inne źródła podają, iż jest to imię pochodzenia germańskiego i oznacza: "pracę, czyn". Prawie Irzykowski: czyn i słowo.

Mamy więc zbrodnię, mamy pracę, mamy słowo i czyn.

"Bawisz się słowami, Myszulku, a przecież o śmierć tu chodzi. Reformatora? Tyrana? To mniejsza, o śmierć człowieka, którego zasztyletowano", powiedziała poważna bardzo Myszunia.

No właśnie, w połowie poświęconego Marsowi miesiąca organizowane były w Rzymie przeglądy wojsk, 15 marca w 44 roku p.n.e. w portyku teatru Pompejusza spiskowcy zamordowali Cezara. W domu czekała na niego Kalpurnia, w ogrodach za Tybrem Kleopatra, obie kochające, do żadnej już nie wrócił. Zabiło go 23 ciosami sztyletów grono politycznych przeciwników, wśród nich Brutus, syn Serwilli, może też i Cezara, bo z Serwillą łączyła go wieloletnia serdeczna zażyłość, której tajemnicy i głębi próbowali dociec współcześni i potomni, w tym Swetoniusz. Tajemnicy Poliszynela, dodam ahistorycznie, bo nie wszystkim przyjaciółkom darowuje się perły wartości sześciu milionów sestercji, a wart tyle naszyjnik Cezar podarował Serwilli w roku 59, po powrocie z Hiszpanii Dalszej, gdzie jako propretor wzbogacił się, zarządzając dwiema prowincjami.

Jak pisze Jacek Bocheński w swoim "Boskim Juliuszu", perły te ("na pewno niezwykłej urody", dodała z westchnieniem Myszunia, niepoprawnie estetyczna romantyczka) służyły zapewne odnowieniu wcześniej zadzierzgniętych bliskich uczuciowych więzi, wspomnieniem których (tu będę dyskretny, tu będę eufemistyczny) były ostatnie słowa gasnącego Cezara do wbijającego weń sztylet Brutusa, "I Ty, Dziecko", według relacji greckich, a "Et tu, Brute, contra me", rzymskich.

Co powiedział (co pomyślał) Brutus, nie wiemy, z relacji tych, którzy miejsce zbrodni widzieli, wyłania się obraz niesłychanie krwawy, mnie do tego obrazu, do tego dusznego theatrum (rozumianego dosłownie i w przenośni), które sobie ze zgrozą wyobrażam, pasują słowa Makbeta: "kto by się był spodziewał tyle krwi w tym starcu!" (akt V, scena I, w tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego).

W tym starcu... Cezar miał w momencie śmierci lat 56 (lub 58 według innych źródeł), młodszy ("ciut", mówi Mama) był od mojej Mamy! A sam "starzec" Dunkan (Duncan), którego zabójstwo Makbet (Macbeth) sobie tymi słowy przypomina – lat 39.

Ja mam zaś lat osiem i pół! Miau, jestem zatem Kotem Felliniego!

Spośród zamachowców, którzy w Idy Marcowe dokonali swego krwawego czynu, wierząc, że robią to przeciw tyranii, więc dla dobra Rzymu, żaden nie umarł śmiercią naturalną. Jest w tym, nie waham się użyć tego określenia, pewna bolesna sprawiedliwość. I nauka poprzez stulecia – zbrodnia zostaje, zostanie ukarana.

Do tego jak cierń uwiera sumienie skrytobójców.

Czy Markowi Juniuszowi Brutusowi, Gajuszowi Kasjuszowi Longinusowi, Tiliuszowi Cymbrze, Publiuszowi Serwiliuszowi Kasce i tym innym, których nazwisk nawet nie poznałem, czy im się ta zbrodnia śniła? Czym było sumienie w tych czasach, gdy łatwo (hm....) umierało się samemu i zabijało wrogów łatwo? A przynajmniej nam się teraz,  że to było dla nich łatwiejsze niż dla nas, wydaje. "Nie śpieszę się, ale też nie będę się ociągał, postaram się tylko, by mi było do ostatka wesoło", mówi przecież Petroniusz Winicjuszowi ("Quo vadis", r. XXX).

A sumienie?

"Jestli to sztylet, co przed sobą widzę,

Z zwróconą ku mej dłoni rękojeścią?

Pójdź, niech cię ujmę! Nie mam cię, a jednak

Ciągle cię widzę. Fatalne widziadło!

Nie jestżeś ty dla zmysłu dotykania,

Tylko dla zmysłu widzenia dostępny?

Jestżeś sztyletem tylko wyobraźni?

Rozpalonego tylko mózgu tworem?

Widzę cię jednak tak samo wyraźnie

Jako ten, który właśnie wydobywam.

Ty mi wskazujesz jak przewodnik drogę,

Którą iść miałem; takiego też miałem

Użyć narzędzia. Albo mój wzrok błaznem

Jest w porównaniu z resztą moich zmysłów,

Albo jest więcej wart niż wszystkie razem.

Ciągle cię widzę, a na twojej klindze

I rękojeści znamiona krwi, których

Pierwej nie było. Nie ma ich w istocie:

Moja to krwawa myśl jawi je oczom".

Zbrodnia na Rzymianinie Cezarze, a mnie wciąż Szkot Makbet przychodzi na myśl (tu akt II, scena I), hm, przecież "Juliusz Cezar" byłby tu właściwszy, ale Szekspir bohaterem swej rzymskiej tragedii uczynił raczej Brutusa, nie Cezara. No właśnie, ten sam schemat, w "Makbecie" Szekspir też wybiera nie Dunkana, lecz Makbeta.

No i w "Makbecie" więcej jest o naszej Rodzinie, wystarczy posłuchać Lady Makbet:

"Co ich uśpiło, to mnie ocuciło,

Co ich zniemogło, we mnie wzmogło siły.

Cóż to jest? Cicho! To puszczyk zahuczał,

Złowrogi ten stróż nocny, który groźnie

Woła dobranoc (...)

Słyszałam sowy krzyk i poświerk świerszcza".

 

(akt II, scena II, w tym samym tlumaczeniu).

 

Mama (przecież zwykła sowia Sówka), bywa, że krzyczy, a Piracik ćwierka jak Świerszcz, wszystko się zgadza.

I wszystko jest inaczej. Na szczęście.

"Myszulku, bawisz się słowami, bawisz cytatami, a jest tak, jak mówiła Myszunia: o śmierć tu chodzi, zadaną skrytobójczo. Śmierć jest zawsze poważna", powiedziała Mama z wyrzutem.

Niesłuszny to zarzut, bo ja jestem poważny. Życzyłbym Cezarowi, by posłuchał Kalpurnii, by posłuchał przestrzegającego go wieszczka, i w Idy Marcowe nie wyszedł wtedy z domu.

Ale też pamiętam choćby to, co Cezar zrobił w Galii, a więc in partibus infidelium, zresztą Galia nie do końca była wroga, ale na pewno miała być wroga zdaniem Cezara. To mu się po prostu opłacało. Bo wrogą Galię można było podbić, a udany podbój przekuć w głośne zwycięstwo. W sukces. W Galii, która była "omnis divisa in partes tres" (Belgowie, Akwitańczycy i Celtowie), Cezar zaczął od palenia mostów, najpierw na Rodanie, by uniemożliwić swobodne przemieszczanie się Helwetów ze starym wodzem Dywiko w poszukiwaniu bezpieczniejszych, nie zagrożonych przez Germanów siedzib. Czy musiał to robić? Czy interes Rzymu był tu zagrożony, to sprawa dyskusyjna. Za to mógł na tym zyskać sam Cezar, dlatego prowokował konflikty, brał zakładników, łamał obietnice, zabijał bez litości. Jak pisze Bocheński, Cezar "od samego początku zabiegał, żeby fakty były dostatecznie świetne, i to pod każdym względem. Już wtedy na wiosnę roku 58, gdy wkraczał do Galii, napotkał zasadniczą trudność: jak usprawiedliwić rzezie. Idzie bowiem o to, że w takich okolicznościach nie można uniknąć mordowania, gdyż jest to nie tylko sposób osiągnięcia zdobyczy, lecz poniekąd rzecz sama w sobie pożyteczna. Człowiek nabiera potęgi proporcjonalnie do liczby popełnionych zabójstw".

Miau...

Liczba popełnionych zabójstw doprowadziła po kilku latach krwawych walk, zrywanych sojuszy i kłamliwych przymierzy do ogólnogalijskiego powstania przeciw Cezarowi, którego kierownictwo objął równie jak Cezar zdeterminowany Wercyngetoryks, młody przywódca z ludu Arwernów ze Środkowej Galii. I tu rzezie Rzymianie zamienili w prawdziwe ludobójstwo, zakończone klęską buntowników pod wziętą głodem Alezją. Samego Wercyngetoryksa w klatce powieziono do Rzymu, a potem uduszono.

Galia poniosła niewyobrażalne straty, ponad milion ludzi zabito, ponad milion wzięto w niewolę. Co czuł Cezar, z którego rozkazów tylu ludzi zginęło, czy nie paliło go sumienie?

Zastanawia mnie łatwość, z jaką wydaje się wyrok na przeciwnika, na wroga. Łatwość niewidzenia w nim  istoty, która kogoś kocha, która cierpi, która ma marzenia, na którą ktoś czeka, za którą ktoś tęskni.

Cezar tę łatwość posiadał, podobnie jak posiedli ją spiskowcy wbijający w niego sztylety.

Cierpimy w imię wyższych racji, cierpimy w imię niższych racji. A zawsze w tle jest czyjaś żądza władzy, czyjaś arogancja, czyjaś nienawiść, czyjaś pogarda... I zderzone z nimi nasze szczęście lub tego szczęścia brak.

No właśnie szczęście...

"W zabiegach ludzkich jest przypływ i odpływ:
Pora przypływu stosownie schwytana

Wiedzie do szczęścia; kto oną opuszcza,

Ten podróż życia po mieliznach z biedą

Musi odbywać.."

("Juliusz Cezar", tłum. Józef Paszkowski, akt IV, scena III)

To słowa Brutusa do Kasjusza, tymi słowy Brutus namawia go do zamordowania Cezara.

W tym momencie dla Juliusza Cezara "fala przypływu" się kończy, nie będzie królem Rzymu, nie będzie bogiem. Ale, posługując się dalej słowami Brutusa, i jego samego "okręt zatonie", śmierć Cezara przyniesie śmierć jego zabójcom.

Aż mnie dreszcz przechodzi od tych rozważań.

Ale nie żałuję ani ludobójcy Cezara, ani skrytobójców, którzy go zabili.

I jednocześnie jakoś żałuję ich wszystkich...
 

***
 

Minęły Idy Marcowe.

Po Juliuszu Cezarze, synu Gajusza Juliusza Cezara Starszego i Aurelii Kotty nikt już nie płacze.

Kotta... KOT TY? Est modus in rebus...

Miau!

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości