Jest mi smutno, Sówka55
Jest mi smutno, Sówka55
Sówka55 Sówka55
529
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 46

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 22

 

Rozdział XLV

Uprzedzam: bardzo smutny.

Jest wiosna, wiec chciałbym być optymistyczny, a w tym tygodniu nie umiem.

Żyjemy przy Rue Morgue, choć tak wielu nie chce o tym wiedzieć.

Może będzie lepiej, gdy już będzie zielono...

 

Zresztą nie wszystko, co zielone, dobrze mi się kojarzy, na przykład Zielona Wieża w Tower, świadek siedmiu egzekucji w latach 1483-1601, to przecież nie jest miejsce budzące optymistyczne odczucia. Choć czekający w niej na śmierć skazańcy podobno mogli się czuć wyróżnieni, bo umierali w samotności, bez udziału ryczącej gawiedzi, która towarzyszyła zwykle dokonywanym w Tower egzekucjom, zapewne miało to dla nich jakieś znaczenie, a może już było im wszystko jedno.

Zupełnie przypadkowo sięgnąłem wczoraj po książkę o Tudorach – jak się okazuje akurat w rocznicę śmierci Elżbiety, Elżbiety I Wielkiej, 24 marca 1603 roku. To między innymi jej matkę ścięto w Zielonej Wieży w maju 1536, na zewnątrz było zielono, ale nieszczęsna kólowa, ścięta mieczem za wiarołomstwo i czary, rozkwitającej wiosny nie widziała. Aż trudno uwierzyć, że z rozkazu Elżbiety w tym samym miejscu wykonano po latach wyrok na jej faworycie i dalekim krewnym Robercie Devereux, w historii zapamiętanym jako Essex (drugi hrabia Essex dokładnie), za zdradę, której się dopuścił. Elżbieta zapewne kochała Essexa, po jego śmierci zapadła na neurastenię, która nigdy jej już nie opuściła. Umarła zresztą dwa lata później. Nawet Dionizettiego poruszył tragiczny los Essexa, uczynił go bohaterem swej opery. Podobnie jak Annę Boleyn, Marię Stuart i samą Elżbietę.

Ach, jak to miłość przeplata się ze zdradą i śmiercią, wszystko jedno, kto zdradza, czy skazany czy skazujący (Anna Boleyn i Katarzyna Howard padły ofiarą przecież nie własnych win, ale zdrady ze strony wszechmocnego męża Henryka VIII, który wydał na nie wyrok), czy podłożem jest wina, czy kaprys. Polityka miłości ma długie cienie, i nie są to cienie łagodne, wielu pada jej ofiarą, choć pewną pociechą jest, że historia nie bywa dla głoszących taką politykę łaskawa.

"...szukamy wytchnienia w towarzystwie podobnych nam, nędznych jak my, bezsilnych jak my; nie pomogą nam; umiera się samemu”, to Pascal, Myśli, 351. Umiera się samemu...

To ten tydzień ekshumacji i pogrzebów tak mnie nastroił smutkiem, żalem, współczuciem, zresztą są to uczucia, które czuję od blisko dwóch lat i które stale mi, gdy myślę o Katastrofie Smoleńskiej, towarzyszą. Tak jak mojej Mamie.

Ból i bunt. Nic nowego nie przychodzi mi zresztą do łepka, więc powiem parę słów o tym, o czym stale myślę: że od dwóch lat żyjemy w nowej epoce. Niestety, to epoka narodowej nieprzyzwoitości.

Jak napisał mój ulubiony pisarz i gentleman, dwa w jednym, a to wcale tak często się nie zdarza, John Galsworthy w przedmowie do "Białej małpy" (1924), próbując nazwać czasy, w których przyszło mu żyć, zdefiniować ich ukrytego ducha, dominantę swej epoki: "leci [ona, epoka] tak szybko, że nie sposób ująć jej jako całości; można ją co najwyżej chwytać jak migawkę, kiedy pędzi naprzód, ku swej przyszłości, nie wiedząc jednak, gdzie i kiedy ta przyszłość się wypełni i jaka będzie".

Cóż my możemy powiedzieć o naszych czasach, o naszych czasach "tu i teraz" blisko dziewięćdziesiąt lat później? Na pewno jedno: gdy chcemy naszą epokę "chwytać jak migawkę", ogarnia nas zgroza.

Epoka "leci" jak latawiec w niedawno wymyślonym, a już jakoś dyskretnie zagubionym europejskim logo Polski, płynie do przodu w niezatrzymanym pędzie, nie znamy jej końca, ale możemy nazwać jej początek. XX wiek według wielu historyków rozpoczęły "sierpniowe salwy", wybuch I wojny światowej, naiwnie nazywanej podczas postępujących po niej dwóch dekad wojną wielką. Patrząc z kolei na początek naszego, XXI wieku, przesuwamy go najczęściej z 1 stycznia 2001 o 254 dni dalej - dla wielu z nas obecne stulecie lęków i zagrożeń otworzyła tragedia bliźniaczych wież World Trade Center.

Tak zaczęło się stulecie, ale czy wiek i epoka to to samo, te same ramy (i rany) otwierają je i kończą?

Miau!

Ale to tylko impresje na marginesie, bo główny wątek moich rozważań prowadzi mnie gdzie indziej. Więc teraz do niego wracam.

Jak każdy i jak zawsze nikt z nas nie zna przyszłości, nie wiemy "gdzie i kiedy się wypełni", jak mówił Galsworthy, ale możemy zastanawiać się, kiedy epoka, która jest, która trwa, w której my teraz jesteśmy, się zaczęła, możemy znaleźć i ustalić punkt, od którego nic już nie będzie takie, jak było, a więc punkt startu, nie wieku, ale epoki.

Epoki narodowej nieprzyzwoitości.

Zaczęła się wcześniej, ale jej punktem kulminacyjnym, tym, który zmienił wszystko, była katastrofa pod Smoleńskiem.

Katastrofa Smoleńska.

Jestem Kotem, nie mnie rozstrząsać, co ją spowodowało, kto i za co ponosi odpowiedzialność, kto zawinił świadomie, a kto i w imię czego swoich obowiązków zaniedbał. Ale wiem jedno, to, co stało się później, jest nieprzyzwoite, jest narodowym brakiem przyzwoitości.

A podobno "warto być przyzwoitym", śmiechu warte! A naprawdę nie śmiechu, ale płaczu i oburzenia, bólu i goryczy. I wstydu za tych, co sami wstydu nie mają.

Myślę sobie, co mogą czuć Rodziny, wiedząc w jakich warunkach i w jaki sposób pochowano Ich Bliskich, jak potraktowano Ich szczątki, jak obchodzono się z Nimi...

Majestat śmierci, najbardziej przecież zdawałoby się oczywisty szacunek dla nieżyjących, świadomość tajemnicy istnienia, dusza ludzka w okruchu wieczności, solidarność z Tymi, których fizycznie już nie ma, a których obecność dalej czujemy... dlaczego to wszystko, co powinno być oczywiste, dla tak wielu oczywiste nie jest, bo dotyczy przeciwników politycznych, ba, wrogów, wobec których odczuwa się tylko wszechogarniającą niechęć lub nienawiść.

Niechęć i nienawiść, które rodzą pogardę. Pogardę wobec Tych, którzy nie mogą sami się bronić, i wobec Tych, którzy cierpią wciąż i którzy na zawsze już pozostaną osieroceni, wobec Rodzin. To Ich tragedia dotknęła najbardziej, to Oni, pokrzywdzeni, krzywdzeni są nadal, wiedząc, jak potraktowano Ich Zmarłych, co robi się ze śledztwem, jak nikt za nic nie odpowiada, za winy i za kłamstwa nikt nie bierze odpowiedzialności, nie czuje wstydu, kpi ze śmierci i z cudzego cierpienia.

Ja Myszulek Kot nie mogę tego zrozumieć, nie mogę się z tym pogodzić. Więc od dwóch lat nic już dla mnie nie będzie takie same...

Zacząłem od dramatów elżbietańskich, to dramatem elżbietańskim skończę. Jak mówi Makbet, władca (mormaer) prowincji Morain po zabójstwie swego kuzyna, króla Szkocji z dynastii Fergusa, Dunkana I (akt II, scena III, przekład Józefa Paszkowskiego):

 

"Gdybym był umarł godzinę

Przed tym wypadkiem, zamknąłbym był piękny

Okres żywota. Nie ma od tej pory

Nic szanownego na tym świecie; wszystko

Jest tylko blichtrem; wielkość, świętość znikły,

Scedzone wino życia, same tylko

Męty zostały w tym lochu marności".

 

...There’s nothing serious in mortality,

All is but toys; renown and grace is dead,

The wine of life is drawn, and the mere lees

Is left this vault to brag of...

 

Dla nas zaczyna się wiosna, dla Nich kwiaty rosną tylko na grobach. Wszyscy podlegamy prawom bytu, ale nadrzędnym naszym prawem jest prawo do przyzwoitości, prawo do prawdy.

Miau!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości