Przede mną wiosna, Sówka55
Przede mną wiosna, Sówka55
Sówka55 Sówka55
777
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 49

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 45

Rozdział XLVIII

Przed nami wiosna, ta prawdziwa.

Rozdział o niczym, bo przerywam myślenie. Myślenie nic dobrego Kotu nie przynosi.

W Warszawie kwitną flagi, a ptaki śpiewają.

 

Obserwowałem dzisiaj z okna pączki magnolii, długo. Liczyłem na to, że urosną w oczach (Mopcia, która na jednym z dwóch naszych zachodnich okien zrobiła sobie punkt obserwacyjny, powiedziała po wczorajszej burzy, że teraz to już wszystko będzie rosło w oczach – nie rośnie!), i ze smutkiem stwierdzam, że od miesiąca pączki nie powiększyły się ani o jeden nanomilimetr. Cóż jaki rząd, taka wiosna, stwierdzam z całą odpowiedzialnością, choć nie będę rozwijać tego tematu, bo postanowiłem sobie raz napisać coś od serca, a nie od rozumu (a jak myślę rozumem – powiedzmy: rozumkiem, wiem, że dziesięciokilogramowy Kot ma łepek mniejszy niż taki na przykład Tygrys, więc i rozum w tym łepku musi być proporcjonalny - staję się gorzki, gorzki jak czekolada gorzka).

I równie jak czekolada gorzka czarny. Od czarnych myśli.

A przecież futerko mam błękitne, więc powinienem być raczej słodki jak migdały, mam na myśli te specjalne: niebieskie migdały, debiut Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej.

Więc będę pisać sercem, "Wziąwszy następnie za rymów dewizę: jeżeli gryzę co – to sercem gryzę".

Miau. Gryzę... Zaraz, zaraz... Czy o to mi chodziło!?? O serce tak, ale o gryzienie, chyba nie... Mam być przecież łagodny, rozmarzony i... bezmyślny. Bezmyślny, o tak, Koty inteligentne są nierozumiane, Kot powinien mruczeć, nie myśleć, i być zadowolony.

Ale   "...nie lękajcie się mojéj goryczy!

Dalibóg! nie wiem sam, skąd mi się wzięła;
Długo po świecie, pielgrzym tajemniczy,
Chodziłem farby zbierając do dzieła,
A teraz moja muza strof nie liczy,
Lecz złe i dobre gwiazdy siać zaczęła;
Komu za kołnierz spadnie przez przypadek
Syrius rzucony przez nią lub Niedźwiadek..."
"Komu za kołnierz spadnie podkoszulek, wiadomo - z pychy, jej imię Myszulek"!
To Mopik, jak zwykle próbuje sobie ze mnie zadrwić. Koty szczekają, a karawana jedzie dalej, powiedziałem do Niego, ale już nie słyszał, mnie zarzuca pychę, że się stroję w piórka Kota Poety Romantycznego, a sam na wszelki wypadek umyka jak niepyszny. Najwyżej pacnąłbym Go łapką, phi.
Więc będę słodki, nie gorzki, będę gryźć sercem, nie rozumem, a pytany jak Panna Młoda w "Weselu", co tam puka u mnie pod futerkiem (gorsetu nie noszę, bo figurę mam doskonałą i nie muszę jej poprawiać), odpowiem: a to wiosna właśnie.Wiosna właśnie...
Tylko gdzie ona jest!???
Jakieś oznaki wiosny wszakże są. Mama widziała Rusałkę Pawika koło naszych drzwi wejściowych, przedstawił się Jej, uniósł kapelusza i poleciał dalej. Jeden. A Motyli o tej porze roku, pod koniec kwietnia, powinno być więcej. Niejedna dziurka w firankach, tajemniczo zakłócająca zwykłą symetrię ich rysunku, powstała z powodu wędrownych Motyli, gdy wpadały na wiosnę w nasze kusząco zapraszające okna. Zanim Mama pomogła się Im wyplątać, udawało nam się zręcznym pazurkiem stworzyć w firankach (i w zasłonach, nie boję się prawdy) pełne fantazji ażury, niestety, choć sama w sobie była to miła zabawa, Motyle rzadko kiedy dawały nam się do niej namówić, zwykle wylatywały na zewnątrz, nie podając nam nawet łapki. Musnęły skrzydłem, spojrzały w przelocie, i już ich nie było.
Motyle nie chcą się bawić z Kotami, a szkoda.
Muchy też jakoś nie, ostatnią Muchę w naszym Domu widziałem w atlasie entomologicznym, no i w telewizji naturalnie.
Miało nie być o rządzie, powiedziała Mopcia, uosobienie dobroci i wdzięku, Mopcia-do-rany- przyłóż (do rany, nie do Żaby bo rana, ranae,  to Żaba, pamiętam z lekcji łaciny).
Żab w naszym ogródku nie ma, bo nikt nie był bohaterem w naszym domu i nie wybudował oczka wodnego, jak zrobił to jakiś bliżej mi nieznany pan Adam ze "sklepu dekoracyjno-budowlanego", jeśli dobrze jego imię zapamiętałam.
Pana Adama akurat zresztą lubię, bo nawet jeśli oczka nie zrobił, a tylko w reklamie tak twierdzi (sam zresztą nie mówi słowa, więc tym bardziej widać, ze to Człowiek uczciwy), to w namowach do zrobienia czegoś przydatnego Ptakom, Żabom i Kotom w ogrodzie doprawdy nie ma nic złego.
No właśnie, to taka reklama niegroźna, bo aksjologicznie neutralna. A nawet pozytywnie zachęcająca do bohaterstwa, może na małą skalę, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. W czasach spokoju i pokoju bohater położy podłogę, naprawi kran, zrobi oczko wodne (wszystko to ważne, trudno z ideą takiej pracy u podstaw polemizować, nawet Kot Romantyk woli umyć łapki – przed jedzeniem, wtedy łapki trzeba myć obowiązkowo – pod zreperowanym kranem niż romantycznie zrywającym się do lotu Żurawiem w starej studni, zwłaszcza jeśli robi to kilka razy dziennie), a w czasach wojny (która nam na szczęście nie grozi, dlatego naszą niepotrzebną armię redukujemy do kompanii reprezentacyjnych i grup rekonstrukcyjnych, te ostatnie przestraszyły nawet niedawno anty-anty-faszystów na ulicach Warszawy), a więc w czasie wojny, która nam nie grozi, ale jeśli się jednak wydarzy, to bohater zrobi, co do niego należy. Weźmie w rękę "bagnet na broń" i wypłoszy z naszych granic wroga.
Bo bohater to bohater, już samo to miano zobowiązuje.
Cieszę się więc, patrząc na te reklamy wzywające do bohaterstwa, bo one przekonują mnie, że duch w narodzie nie ginie, a nawet że odwaga i bohaterstwo są dobrze widziane. No bo promowane są w reklamie na pewno nieprzypadkowo.
Jeśliby nie były oficjalnie promowane, to telewizje, które je nadają, nie dostałyby przecież koncesji.
Lubię w reklamach to samo, co w życiu: prawdę i bohaterstwo. Obie te wartości występują także w reklamach lekarstw. W przypadku lekarstw chodzi mi o klauzulę, że "mogą zaszkodzić", jeśli zażyje się je w sposób nieodpowiedni, bez przestudiowania dołączonej do nich ulotki, czytelnej wyłącznie dla specjalistów, i bez porady lekarza i aptekarza. Na pewno jest to prawda, bohaterstwo jest natomiast w domyśle – jeśli zażyjesz wszystko to, co ci reklamodawcy polecają, musisz być bohaterem. W swoim domu i w swoim życiu.
Ale ja bym tu bohaterem nie był.
Lubię też reklamy środka przeciw plamom (płyn Pinkertona się doń nie umywa, tu Oskar Wilde cytując Owidiusza, miał stuprocentową rację, życie naśladuje sztukę), jak byłem młodszy, myślałem, że to środek na sumienia, ale Mama wytłumaczyła mi, że sumień nie wybiela się tak łatwo. Szkoda, byłoby wielu amatorów. "Vanishing Point", film Sarafiana z 71 roku, oglądałem z Mamą i w ekran telewizora za każdym razem patrzę z pewnym zdziwieniem, bo w myślach pojawia mi się w tym kontekście biały dodge, a nie płyn lub proszek.
To zresztą reklama, która informuje o tym i obiecuje dokładnie to, co obiecać może i powinna: oczekiwany efekt. Czy można tak powiedzieć o reklamach banków? Nie wnikam w ich prawdziwość, dziwi mnie natomiast dewaluacja znanych twarzy, które się w takich reklamach pojawiają, a zwłaszcza jednej twarzy, aktora, który już nie jest aktorem, ale tylko celebrytą o dużym nazwisku. Reklamy banków bywają dowcipne, bywają sympatyczne, bywają dobrymi aktorskimi etiudami, ale w tym akurat przypadku dla mnie są po prostu smutne. Dla pieniędzy można za pieniędzmi pełzać czy brać udział w słabych pseudo-quizach, wszystko można.
Twarze do wynajęcia, życia do wynajęcia. Wydawałoby się, że to nieważne, ale jeśli aktor, którego się kiedyś ceniło, tak lekceważy własny wizerunek i własne słowa, gotów powiedzieć wszystko bez cienia odpowiedzialności, to wpisuje się automatycznie, a nawet promuje czy współtworzy toksyczną aurę szkodliwej beztroski, lekceważenia wartości i norm, niefrasobliwości zarówno wobec prawdy, jak i wobec własnych słuchaczy czy widzów.
Aktor dezawuuje prawdę i zdrowy rozsądek. Dziennikarz zataja to, co istotne, przekręca lub kłamie, ze stu tysięcy robi dwadzieścia, a ze spokojnych ludzi wyrażających swoje poglądy zgodnie z prawami demokratycznego państwa wyjącą tłuszczę. Polityk przywiązuje się do przyczyn katastrofy, które dawno zostały odrzucone, a wyrazicieli opinii dla niego niewygodnych sytuuje na antypodach... Wszystko wolno, wszystko możliwe, jeśli tylko jest się po właściwej stronie...
Właściwej?!
Miałem nie być rozgoryczony, miałem być optymistyczny, miałem pisać o wiośnie.
Jest cieplej, może nie w pełni zielono, ale wiosna jest, a wiosny w wiośnie będzie z każdym dniem coraz więcej. Jest dobrze, będzie lepiej. Ptaki śpiewają, choć nawet forsycje nie obudziły się w pełni z zimowego snu. Kwiatów mało, ale za to na ulicach kwitną sztandary, kwiecień jest ich pełny.
"Biało-krwawy,
krwawo-biały, lniany
Opatrunku, który zwiesz się: sztandar,
Coś się z wielkim krwotokiem uporał!
Wiatr rozwija ten dokument rany,

Wznosi w górę bohaterski bandaż,

Tę pamiątkę,

Ten dług

I ten morał".
To nie "niebieskie migdały", ale też Pawlikowska-Jasnorzewska. I "Barwy narodowe".
Tak nam "z wiosny słońcem" Warszawa flagami zakwitła "jak przed świata końcem, jakieś oczekiwanie tęskne i radośne"....
Więc czym tu się martwić? Miau!


 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości