"Trudno jest sercu tłumaczyć na wiersze...", Sówka55
"Trudno jest sercu tłumaczyć na wiersze...", Sówka55
Sówka55 Sówka55
513
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 57

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 17

 

Rozdział LVI

"Sztuka i Naród", gdzie jesteście, Poeci tamtych dni...

"Uprising:Warszawo, walcz!"

(szkoda, że Sabaton tylko śpiewa, a nie kręci filmów,

na pewno powstałby wtedy film o Powstaniu Warszawskim)

 

"Znaleźliśmy pogrzeb w piątek rano Jadwiga".

Córka zawiadamia Matkę o ekshumacji Syna, a Jej młodszego Brata.

Ten piątek to 3 października, rano, bo o 9.30. Nabożeństwo żałobne w kościele O.O. Kapucynów przy Miodowej. Rok – 1947. Czy na niebie były wtedy chmury?

Od 16 sierpnia `44, kiedy zginął wraz z "Toporem", strzelcem Gajcym, poetą i przyjacielem, pod murami pięciopiętrowej nieodbudowanej po wojnie kamienicyWeldta przy ul. Przejazd 3/5/7 (wtedy Starówka, dziś to Muranów, dokładnie - Kino Muranów, które podobno stoi w tym miejscu...) minęły ponad trzy lata.

Dowódca drużyny szturmowo-wypadowej (Grupa "Północ" - odcinek "Kuba" – Zgrupowanie "Sosna-Róg" – batalion "Gozdawa", "Chrobry I, Dywizjon Motorowy Obszaru Warszawskiego AK), plutonowy podchorąży Leon Zdzisław Stroiński, ps. "Marek Chmura", to o Nim myślę...

I trzymam pod łapką opracowaną przez Hannę Zofię Etemadi, a wydaną w 2011 r. przez Wydawnictwo Norbertinum w Lublinie książkę "Leon Zdzisław Stroiński ps. "Chmura". Portret poety". Z okładki śmiałymi oczyma bystro patrzy na mnie Poeta. Patrzy, choć od tak dawna nie żyje.

Gdyby nie tamta straszna chwila, podłożone celnie ładunki wybuchowe (w Powstańczych Biogramach MPW wspomniana jest "bliżej nieznana broń Taifungerät", której prawdopodobnie użyli tego dnia niemieccy saperzy, zachowały się relacje, że Powstańcy słyszeli odgłosy zaminowywania piwnic i meldowali o swych podejrzeniach dowódcy, kapitanowi "Nałęczowi", ale On Ich meldunek zlekceważył), gdyby nie ten straszny błysk, krzyk, popiół, kurz i dławiąca ciemność, mógłby żyć. Dzisiaj miałby tylko 91 lat, nawet nie, dziewięćdziesiąt i pół.

Nie ma Poety, nie ma Człowieka. Uczuć, marzeń, pragnień, wszystko się rozpłynęło, to, co materialne, uchwytne, ciepłe, z rytmem pulsu pod skórą, z krwią krążącą w żyjących tkankach. Uleciało w niebyt, w przestrzeń, w kosmos, tu i teraz, tam i wtedy, przestało istnieć w takim wymiarze, który nam, żyjącym, jest, był, dostępny. Nie ma Człowieka, tak jak nie ma, tak jak zabrakło Ich wszystkich, Tych, co wtedy zginęli, na wojnie, w Powstaniu... Kolumbów z oceanu burz, Kolumbów "z rodu Anhellich".

Kluczowe słowo: wojna. Czy to wszystko tłumaczy? Ból, cierpienie, krzywdę i śmierć?

Nie, to słowo nie tłumaczy niczego.

Nie ma Poety, nie ma Człowieka. Ocalały wiersze, nieliczne. Ocalała pożółkła kartka, telegram wysłany po ekshumacji, parę słów, które krzyczą.

Kartka trwalsza niż ludzkie życie. Papier mocniejszy niż ludzkie ciało.

Dowód dwóch lat poszukiwań, dwóch lat wiedzy, której nie chce się wierzyć, dwóch lat wiary, nie opartej o żadne logiczne przesłanki, dwóch lat nadziei trwalszej nad zwątpienie, bo podsycanej, żywiącej się i karmionej miłością.

3 października 1947. "...pogrzeb w piątek rano"...

Jedyna pociecha, że gubernator Ludwig Fischer, kat Warszawy, od pół roku już nie żył. Aresztowany po zakończeniu wojny, trafił z powrotem do Polski. Najwyższy Trybunał Narodowy, który sądził zresztą tylko w siedmiu podobnych procesach (skazując w ich trakcie 49 niemieckich zbrodniarzy wojennych, głównie na śmierć, choć nie tylko, okupacyjnego starostę warszawskiego Ludwiga Leista skazano na 8 lat wiezienia, odsiedział karę w Barczewie, jednego Niemca uniewinniono) - potem wyroki w takich sprawach wydawały już sądy powszechne - uznał Fischera za winnego, został on skazany na karę śmierci i stracony 8 marca 1947 roku.

Nie wiem, czy wyraził skruchę. No cóż, jak mówił Heine, trzeba wybaczać swoim wrogom, ale nie wcześniej, niż zawisną na gałęzi. Fischer na pewno czytał Heinego.

Ja, Kot Polski, też czytałem i uważam, że wybaczać nie muszę. I nie wybaczam.

Mam nadzieję, że 16 sierpnia, w dzień śmierci Zdzisława Stroińskiego publiczna telewizja pokaże film Hanny Zofii Etemadi "Ślady - Leon Zdzisław Stroiński", a poseł do polskiego parlamentu, który wybuch Powstania Warszawskiego umieścił w roku 1988, obejrzy go również, a może nawet zajrzy do opracowanej przez tę samą Autorkę książki.

Mama przeczytała mi dane ankiety przeprowadzonej na temat daty wybuchu Powstania i opublikowanej przez TNS OBOP. Otóż: "59% ankietowanych nie ma żadnych skojarzeń z tą datą, dokładną datę wybuchu Powstania potrafi wskazać 36% badanych (...). W grupie wiekowej powyżej 40 roku życia i z wyższym wykształceniem datę Powstania potrafi wskazać 63% badanych". Badanie dotyczy Polaków en masse,  w Warszawie, jak twierdzi Jan Ołdakowski, wiedza na temat Powstania jest znacząco wyższa.

Dobre i to. Miau!...

Dziś jest 25 lipca. Sześćdziesiąt lat temu ci, co mieli w Powstaniu zginąć, żyli i z nadzieją wyglądali rychłego końca wojny. Zbliżał się, jak się wydawało, szybkimi krokami, a właściwie głośnymi pomrukami radzieckiej artylerii z praskiej strony Wisły.

25 lipca, choć nasilenie odwrotu przypada na dni 22-24, tuż po zamachu na Hitlera, wydawało się jeszcze, że Niemcy lada moment w panice uciekną z Warszawy. Dzień, dwa dni później złudzenia zaczęły pryskać, w pośpiechu wracali policjanci i przedstawiciele wrogiej administracji, znów pojawili się Fischer (27 lipca wydał słynną proklamację nakazującą 100 tysiącom mężczyzn zgłosić się do sypania wałów i budowania fortyfikacji) i Leist, przybywały znakomicie uzbrojone oddziały dywizji spadochronowo-pancernej Herman Goering oraz pancernej dywizji SS Wiking.

27 lipca "Monter" przed 19. wydał rozkaz mobilizacji, co prawda dzień później przez "Bora" odwołany, ale de facto wzruszający lawinę, bo (potencjalnie) dekonspirujący całą warszawską AK.

Zresztą i tak Powstanie wybuchnąć musiało... Musiało, bo, tak jak pod Monte Cassino, "od śmierci silniejszy był gniew".

Słuszny gniew, dodam.

Ten gniew ogarnia mnie też na myśl, co robimy z pamięcią Powstania, co pozwalamy robić z naszą historią. W wolnej Polsce nie powstał film o Powstaniu, choć powstały scenariusze, twórcom najlepszych nagrody 10 listopada 2006 roku wręczył śp. Prezydent Lech Kaczyński. Prezydent nie żyje, filmu o Powstaniu nie ma. Czekamy, aż filmy o Powstaniu i "bandytach z AK" zaczną kręcić Niemcy. Bo tak jakoś na naszych oczach wszystko się zmienia... Zmienia się historia, wydawałoby się zamknięta, kto inny zaczyna odgrywać w niej role czarnych charakterów, a dla wielu, w tym części mieszkańców Warszawy, wydaje się normalne, że 1 sierpnia pewna krzykliwa piosenkarka zza oceanu śpiewać będzie – i to nie powstańcze piosenki, nie - na Narodowym Stadionie. Zresztą zapewne nieświadoma, że na drugim brzegu Wisły, na Powązkach i na Woli, i w tysiącu innych "uświęconych krwią Polaków" miejsc w Warszawie, dopalać się wtedy będą płomyki samotnych zniczy.

I że niezależnie od tego, ile tych światełek 1 sierpnia w Warszawie zapłonie, i tak będzie ich mniej niż dusz tych, których mękę i śmierć będą one upamiętniać.

"...pług wojny połamał sierpnie jasnych lat

zostały daleko obce

krew coraz bliżej

w ruinach wiary wiatr się nocą łzawi

a z serc za wcześnie pokrzywdzonych chłopców

nienawiść

czarny kwiat

na grobach Anhellich więdnący miast krzyży."

(Leon Zdzisław Stroiński, "Ród Anhellich").

 

W swoim wierszu Autor postawił tylko kropkę, innych znaków przestankowych brak. Jak w nekrologu wysłanym przez Siostrę.

Kropka.Tragiczny point   final.

A przecież mógłby jeszcze żyć. Miałby – tylko – lat dziewięćdziesiąt.

Choć po wojnie, zabity strzałem w tył głowy, mógłby też bezimiennie spoczywać na Łączce.

"Szukamy serca – bierzemy w rękę", to już kto inny, też poeta, Baczyński, i "Pokolenie".

 

To pokolenie.

 

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości