Myśleć i marzyć nie zawsze jest łatwo, Sówka55
Myśleć i marzyć nie zawsze jest łatwo, Sówka55
Sówka55 Sówka55
788
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 60

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 40

Rozdział LIX

Różne myśli o życiu

(niekoniecznie własnym)

chwilowo zmęczonego życiem

(własnym)

Myszulka, Kota Polskiego

 

Lato trwa nadal i nawet w nocy Kotom zewnętrznym łapki jeszcze nie marzną, i to jest optymistyczne (ale też, z powodu zbliżania się jesieni, co klekotem oznajmiają Bociany, a dzikie Gęsi kluczem, jest to optymizm nietrwały).

Jednak już cała reszta dla Kota, który czyta książki i gazety, porusza się po internecie, a do tego cały czas musi słuchać odgłosów remontu, wcale optymistyczna nie jest i zapewne długo nie będzie. Może nawet nigdy.

Myślę sobie na przykład na marginesie powszechnie znanych aktualiów o sądach niezawisłych i prokuraturach niezależnych, które to niezawisłość i niezależność są podobno (i powinny takie być) zdaniem niezawisłych i niezależnych od nich autorytetów sprawą delikatną. Sam jestem Kotem delikatnym - délicatesse des sentiments to dla Kota, Brata róży właściwość charakteru i osobowości wręcz nieodzowna – niemniej od wymiaru sprawiedliwości oczekiwałbym sprawiedliwości właśnie, delikatność pozostawiając Kotom i różom (mam tu na względzie Kotów i róż naturalne wewnętrzne i zewnętrzne piękno, bo na przykład w zakresie smaku - tu delikatności wymagam również od musów łososiowych i innych rozkoszy podniebienia; dodam: szczęśliwie jest ich sporo).

Wydaje mi się, że sądy i prokuratury, jeśli nikt nie sprawuje nad nimi kontroli (to uwaga ogólna, nie mam tu na myśli żadnego konkretnego kraju), mają ze sprawiedliwością i wolnością tyle wspólnego co taki na przykład Piotr Kropotkin z unikaniem przemocy. Czyli nic.

Z Kropotkinem jako piewcą przemocy jest zresztą pewien problem – problem dziecięcej naiwności, czy, patrząc na to inaczej, naiwności ucznia czarnoksiężnika, który nie rozumie wyzwolonych przez siebie demonów i nie potrafi ich okiełznać - jego komunoanarchizm był bowiem, jak sam uważał, li tylko altruistycznym wezwaniem do bezpłatnej dystrybucji dóbr między ludźmi. Cóż z tego, że miało to w zamierzeniu być altruistyczne! W praktyce owa bezpłatna dystrybucja opierała się na bezwzględnej przemocy, w jej imię zabierali słabszym lub zgoła bezbronnym mienie, a i coraz częściej życie, ci, którzy byli silniejsi, tym, co nie mogli się obronić. Rewolucyjna przemoc nie była tylko grabieżą czy rosnącą jak kula śniegowa spiralą grabieży, karmiła się okrucieństwem dla samego okrucieństwa, doprowadzała do bezprzykładnych mordów, a przy okazji do bezmyślnego niszczenia dla samego niszczenia - ludzi, ich majątku, nawet niewinnych niczemu w zawierusze wojny i konwulsjach rewolucji zwierząt – do ślepej i porażającej dewastacji, do bestiom nieznanego dotąd bestialstwa.

Jak na Wołyniu i Podolu tragiczną jesienią roku 1917, jak w roku 1918 tamże w budzącą strach wiosnę...

Tak mękę Konia Ibrahima ("importowany z Arabii, niejednokrotnie cytowany przez zagraniczne pisma sportowe jako najpiękniejszy okaz konia arabskiego w Europie") opisuje w autobiograficznej "Pożodze" Zofia Kossak-Szczucka: "Biały ogier, łagodny i słodki jak dziecko, przeczuł jarzmo i pogardził nim. Stanął koń wolny i ze swojej ziemi na pohańbienie iść nie chciał. Szablami go porąbali rozwścieczeni oporem żołdacy. Padł na granicy swego gniazda, niby skrwawiony płat śniegu, niby krzyk protestu duszy zwierzęcej przeciw okrucieństwom ludzkim, niby żywy symbol ostatków kultury i piękna, wdeptywanych w krwawe błoto obmierzłym obcasem" (Wydawnictwo Artus, Łódź 1990, s.194).

Ale Ibrahim miał szczęście: jego kaźń była krótka. W porównaniu z bezduszną rekwizycją klaczy od nowo narodzonych i niedorosłych łosząt... Miał szczęście... "Zabrano matki od źrebiąt, maleńkich, bezradnych. Kilka starszych pobiegło za matkami w ślad. Drobne ich kopytka utykały w ciężkim błocie, a żałosne rżenie niosło się po polach jak sierocy płacz dziecięcy. Na przestrzeni kilkunastu wiorst padły ze zmęczenia, a gasnące oczy z trwożną ciekawością patrzyły na podlatujące coraz bliżęj kruki. Młodsze – żołnierze zabijali na dziedzińcu, by w drodze nie były zawadą. Wtedy płacz-rżenie matek rozdzierało serce" (ibidem, s.193).

Nie mogę pisać, oczki mam pełne łez.

Jestżeś Człowieku królem stworzenia?! Byłżeś żołdaku, bolszewiku, chłopie z dziada pradziada na Rusi osiadły, ze Sławuty, z Łaszek, Skowródek, Werchniaków, Nowosielicy, Ohremowiec, Korytny, Malinic, Bujwołowców, Knyszyńców, byłżeś wtedy Człowiekiem?!

Niektórzy, nieliczni, byli...

Pierwsza wojna światowa, wielka wojna, rewolucja bolszewicka, później nazwana październikową, straszny czas, wydarzenia przez czyny późniejszych jeźdźców Apokalipsy niesłusznie odsunięte za zasłonę zapomnienia. Ziemia spływała krwią, a choć wydawało się, że większych cierpień i nieszczęść już sobie wyobrazić niepodobna, były to również także zapowiedzi i znaki tej nienawiści i tej hekatomby, co nadejść miały pokolenie później.

Bo nie ma przypadków, są tylko znaki, jak mawiał ks. Bozowski od Panien Wizytek. Często znaki spraw pozornie drobnych, a zwiastujących przyjście wydarzeń wielkich... Jak trudno uchwycić je in statu nascendi,  zobaczyć w pojedynczym fakcie lub nawet w sekwencji zdarzeń nadchodzącą epokę, która poprzednią zmiecie do szczętu i ze wszystkim zastąpi...

Ze wszystkim dobrym? Raczej we wszystkim złym.

"Choć przykro, trzeba cierpieć; choć boli, wybaczyć,

Skoro tylko kto umie rzecz dobrze tłumaczyć"...

Tak ze słowami biskupa Krasickiego wracam z Wołynia, ziemi bólu i łez, wracam do rzeczywistości Anno Domini  2012.

Mamy reklamy, które nikomu nie szkodzą. Polityków, którzy chcą dobrze (jakżeby mogło być inaczej!). Dziennikarzy, którzy obiektywnie przedstawiają rzeczywistość, objaśniając ją sine ira et studio  obywatelowi. Mamy niezawisłych sędziów, niezależnych prokuratorów, którzy się za tym pojedynczym obywatelem ujmą, by nie stała mu się we własnym kraju krzywda, by go nie oszukano i nie ograbiono. Czemuż więc narzekam, ja, Myszulek, czy dlatego tylko, że ze mnie wieczny malkontent?! Doprawdy znakomicie, że ich wszystkich, przedstawicieli każdej władzy, wolnych, niezależnych i sprawiedliwych mamy. Ale czy aby na pewno tak jest?!

Przecież pisał Monteskiusz w nieśmiertelnym swym dziele "O duchu praw" (w tłumaczeniu Boya): "Kiedy w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności, ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał. Nie ma również wolności, jeśli władza sądowa nie jest oddzielona od władzy prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolną, sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela" (Warszawa: 1957, s. 244).

Wszyscy to wiedzą, i nie przytaczałbym tych słów w ogóle, gdyby nie to, że lubię sobie samemu od czasu do czasu przypominać pewne prawdy podstawowe.

No cóż, niby wszystko się zgadza, podział władzy jest zagwarantowany i zachowany, ale jak bystrym oczkiem popatrzy się na świat rozciągający się tuż obok i raz jeszcze przeczyta te znane wszystkim słowa, jedno podsumowanie tylko ciśnie się na zdegustowany pyszczek:  pia desideria!

Nie ma wolności, jeśli władza sądowa nie jest oddzielona od władzy prawodawczej i wykonawczej, pisał słusznie w 1748 rokuCharles Louis de Secondat baron de la Brède i de Montesquieu w cytowanym passusie. Ale czy władza nie poddana żadnej kontroli nie zamienić się aby może w zwykłą anarchię? To mnie niepokoi. Czy tak samo, według tych samych przepisów i reguł traktowana jest owocowa Muszka jak Pająk Krzyżak? Średniej wielkości domowy Kot jak syberyjski Tygrys? Mały polski Cierniczek akwariowy jak Wielkopłetw Chiński, bałtycka Szprotka jak Rekin biznesu?

Mhm, śmiem wątpić.

Może Szprotkę potraktowano by inaczej.

Miau. Tak, miau.

Więc Szprotka tu nie jest reprezentatywna.

Władza sądownicza jest wolna, świetnie, tak być powinno. Ale czy ta wolność nie przeradza się czasem w faworyzującą jednych, a surową dla innych samowolę? Do tego nie każde oszustwo jest czynem karalnym...

Hm, muszę to sobie przemyśleć, "Wziętość" Krasickiego niech będzie dla mnie inspiracją:

"Był niejakiś pan Łukasz, co chciał wiele dostać.

Cóż on czynił? - Najsamprzód zmyślił sobie postać.

Chciał oszukać, oszukał, bo to nie są cuda,

I niezgrabne szalbierstwo częstokroć się uda,

A dopieroż gdy sztuczne. Patrzał Łukasz pilnie,

Jak to się drudzy wznoszą i zgadł nieomylnie.

Zgadł sekret. - A ten jaki? - Do możniejszych przystać,

Strzec się słabych, śmiać z cnoty, a z głupstwa korzystać"...

 

Do możniejszych przystać, miau, czy ja znowu nie skręcam na manowce malkontenctwa?!

Lepiej już ten mus łososiowy zjem sobie w kuchni, gdzie nie ma gazet, komputera, a i telewizora nie słychać. Tak zrobię. Pamięć o czasach złych i krzywdach nienaprawionych boli, myślenie o tym, co tu i teraz, boli, a jedzenie - nie.

Na szczęście.

Trudno być Kotem myślącym, ale Kotem myślącym i głodnym to już w ogóle nie warto.

Miau!


 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości