Tres faciunt collegium, Sówka55
Tres faciunt collegium, Sówka55
Sówka55 Sówka55
637
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 69

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 42

 

Rozdział LXVIII

Depresje przedwigilijne.
Depresja w Adwencie? Przecież Adwent to radosne oczekiwanie.

"Musimy grać w to, co gramy...",

czyli nowoczesna (i doczesna) teoria gier Myszulka, Kota

 

Mama od rana zmaga się z depresją. Twierdzi, że gdy nie ma liści na drzewach, to jakby i Jej trochę nie było. Ale drzewa mają nie tylko liście, mają gałęzie, pnie, korzenie, nawet bez liści czekają na lepszy czas. Trwają, bo czasami, jak nie można inaczej, to chociaż trzeba trwać. Nie raz bywało, że całe pokolenia trwały, przeczekując to, czego nie można było od razu zmienić, i w tym trwaniu przenosząc to wszystko, co trzeba (i warto) zachować dla naszych nastepców. Trwanie samo w sobie też jest cenne. Lepsze czasy przyjdą.

Nie ma liści, jest zimno, i choć święta Łucja, heroicznie próbując pokonać zmrok, ledwie tydzień temu zapalała swoje świece, to światła nadal brakuje. "Jak rano wychodzę z Maksiem na spacer, to jest zupełnie ciemno", skarży się Mama jak Dziecko. Maksio jest dzielniejszy i się nie skarży. I mądrzejszy od Mamy – po prostu nie chce wychodzić.

Ciemno i zimno! Trudno. To się przecież zmieni i to niebawem. Jak co roku Tata obiecał Mamie, że już od Wigilii dnia będzie przybywać. Obiecuje tak co roku i co roku tak jest ("I to jedyna obietnica Taty, którą Tata spełnia", dodała Mama z dziwną miną, Tata tego nie skomentował, bo jak zwykle był w pracy).

No więc trwajmy, trwajmy, aby przetrwać. Nie znaczy to wcale, że namawiam kogokolwiek, w tym moją Rodzinę, tylko do samego, biernego trwania. Ja, na przykład, planuję przetrwać zimę aktywnie, twórczo, śpiąc, myśląc i wspierając Mamę duchowo, także za pomocą mruczenia. Najlepiej robi się to wszystko na kaloryferze, nie jest wtedy w ogóle zimno, a ciemno też nie, bo Mama stale pali światła, ciesząc tym samym właścicieli koncernu energetycznego, który nam to światło, nie charytatywnie dodam, wiec nie musimy mieć wyrzutów sumienia za jego (koncernu) wysiłki, dostarcza.

Gdyby Mama leżała na kaloryferze, jak my, Koty, na pewno byłaby w lepszym nastroju. Ale jakoś nie przychodzi Jej to do głowy, mimo że służę Jej własnym przykładem, szkoda.

Co charakterystyczne, leżenie przy kaloryferze od razu przyszło do głowy Kotkom piwnicznym, mimo że kaloryfer zobaczyły pierwszy raz w życiu! One, takie przecież młode, mają wiecej instynktu samozachowawczego niż Mama, dawno zupełnie dorosła, i choć mieszkają w piwnicy, nie wyglądają też przy tym, jakby bały się zimowej depresji, ani tego, co może przynieść im los.

Z tego wyciągam wniosek, że mądrość nie zawsze przychodzi z wiekiem. Przynajmniej w przypadku naszej Mamy nie przyszła. Miau!

Taki na przykład Król Lear, był stary, a czy był mądry?! Najpierw postanowił rozsądnie:

"... stałem naszem jest postanowieniem,

Wyzwolić naszą starość z trosk i trudów,

na młodsze kładąc je barki..."

(akt I, scena I , "Król Lir" w przekładzie Józefa Paszkowskiego), a potem do realizacji swoich planów wybrał złe, a nie dobrą Córkę. To zupełnie jakby Mama spośród nas wszystkich zaczęła faworyzować akurat Piracika! Phi, na szczęście to niemożliwe, choćby dlatego, że Mama jest od Leara jednak nieco młodsza, ja z Gonerylą i Reganą nie mam nic wspólnego, a Mały Piracik nie jest Kordelią. No i od Leara Mama ma więcej Kotów, to pewne, bo czy Lear miał Koty, historia nie przekazała.

No tak, przykład Króla Leara wskazuje, że wielka literatura bywa bezradna wobec najpoważniejszych problemów współczesności, a analogie to nie wyroki losu.

Może to i lepiej.

Skoro wielką literaturę odkładam na półkę, sięgnę do literatury mniejszej i napiszę, co mnie od dłuższego czasu razi: "... musimy grać to, co gramy, a grając nie wiedzieć, że ktoś gra nami" (Eduardo Gudiño Kieffer, "Żeby cię lepiej zjeść", WL, 1973, s.52). Hm, przytoczyłem to zdanie, zapamiętane z dawno przeczytanej książki, choć nie bardzo rozumiem, co jego Autor miał na myśli. Ale wiem, co sam myślę: myślę, że słowo gra jest bardzo nadużywane. W różnych kontekstach i z różnych ust stale je słyszę. Mnie to przeszkadza.

Słyszę na przykład, że ktoś "gra śmiercią". Czy ci, co to mówią, słyszą, co sami powiedzieli?! Wzdragam się na samą myśl, jakie okrucieństwo i brak podstawowych uczuć kryje się za takim sformułowaniem. Każdy, kto utracił kogoś, kogo kochał, błaga los, by cofnął zły czas, odwrócił nieostrożną dłoń Atropos, by to, co się stało, nie stało się nigdy. Cierpi i tęskni, a prawa do cierpienia mu się odmawia, przeciwnie, słyszy, że to, co czuje, to "cyniczna" gra. "Gra śmiercią"!

O nie, ja na takie zastosowanie słowa gra nie zgodzę się nigdy!

Bo przecież nie Orfeusza czarującego grą na lirze (lub kitarze, mit tego nie precyzuje) Charona, Cerbera czy samego Hadesa mają ci nienawistnicy na myśli.

"...Ostrożnie stawiaj kroki

Po ludzkich stąpasz resztkach

Omijaj ton wysoki

Bo patos tu nie mieszka

Bo tu nie mieszka szczęście

Bo droga stąd – donikąd

A wrócić masz tą ścieżką

Z żyjącą Eurydyką

A ty masz dźwięków pięknem

Przekonać martwe dusze (...)

Ostrożnie stawiaj kroki
Bo w sobie masz swój Hades
I w sobie cień głęboki
I bezład razem z ładem
Wiem dobrze jak ci ciężko
Nie dzielić bólu z nikim
I wracać martwą ścieżką
Bez żywej Eurydyki
Ona się stąd nie ruszy
I cisza ją pogrzebie
Graj dalej Orfeuszu
Żeby przekonać siebie"

("Przechadzka z Orfeuszem", Jacek Kaczmarski, 1997)

Miau!Gdzie te czasy, gdy grało się na lirze, a choćby i na pianinie lub w tenisa, w brydża lub w piłkę, teraz grę coraz częściej ubiera się w kostium hipokryzji, a grają drużyny czarnych charakterów bez serca i duszy. "Może nie tylko charaktery, ale i podniebienia mają czarne", odezwała się zamyślona Mopcia.

"Bo nie ma cierpień i nie ma ohydy,

Nie ma niesławy i hańby, które by

Nas pośród nieszczęść pasma nie dotknęły",

mówi Antygona do Ismeny na początku poświęconego jej dramatu Sofoklesa (w przekładzie Kazimierza Morawskiego).

Mijają miesiące, a nie ma cierpień i nie ma ohydy... No tak.

"Pamiętasz przecież, Myszulku, rycerza Antoniusa Blocka z "Siódmej pieczęci" Bergmana i jego grę ze Śmiercią w szachy?", Myszunia na chwilę oderwała wzrok od Jemiołuszek siedzących na akacji przed domem. Przyleciały całą lotną i rozświergotaną watahą, a teraz na moment zastygły bez ruchu na wiotkich gałazkach.

A Antonius Block, no właśnie, grał ze Śmiercią, grał o życie, a właściwie o zrozumienie jego sensu, to była gra z prawdziwego zdarzenia, o najwyższą stawkę, o najwyższą wygraną i najwyższą przegraną, gra szlachetna, bo intencje graczy były jasne, a nie podstępna, cyniczna, dla pognębienia nawet nie przeciwnika, a wroga uknuta, "gra śmiercią".

Pamietam, z jaką ciekawością przeczytałem kiedyś ze starych zbiorów Mamy Rogera Caillois "Żywioł i ład" (PIW, seria "Plus minus nieskończoność", Warszawa 1973), tom poświęcony między innymi obecności gier w naszym życiu. Caillois wyodrębnia cztery ich rodzaje: agonistyczne - a więc oparte na współzawodnictwie (i szachy, i tenis się tu mieszczą), aleatoryczne - losowe, często związane z hazardem (Cezara  "alea iacta est",  a więc kości, a także choćby ruletka), ilinktyczne - wywołujące silne emocje i dla tych emocji podejmowane (na przykład skoki na motocyklach z zawiązanymi oczami, chciałoby się powiedzieć za Horacym: dokąd, ach dokąd szaleńcy pędzicie -  "que, que scelenti ruitis",  Mopciu - nie ujmując tym szaleńcom odwagi i umiejętności) i ostatnie, mimetyczne - naśladujące lub odtwarzające rzeczywistość, a więc wszelkie widowiska, w których pojawiają się, właśnie:grają, aktorzy.

Do tych czterech kategorii w mojej własnej teorii gier Myszulka, Kota dodałbym – z niesmakiem – piątą: gry ciemne, cyniczne, odzierające przeciwnika z godności, odmawiające mu praw, jakie dla siebie rezerwuje się bez ograniczeń, łamiące zasady fair play.  Nazywam je krótko: gry nierządne. Jak nierządne jest królestwo w ocenie Ulissesa, "posła greckiego". Voilà:

"O nierządne królestwo i zginienia bliskie!

Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość

Ma miejsca, ale wszytko złotem kupić trzeba.

Jeden to marnotrawca umiał spraktykować,

Że jego wszeteczeństwa i łotrowskiej sprawy

Od małych aż do wielkich wszyscy jawnie bronią

Nizacz prawdy nie mając, ani końca patrząc,

Do którego rzeczy przyjść za ich radą muszą."

Mowa nienawiści?! Cóż znowu, przecież to tylko sztuka teatralna czyli, powiedzmy, gra mimetyczna "podana na teatrum przed królem j. m. i królową j. m. w Jazdowie nad Warszawą dnia 12. Stycznia r. pańskiego 1578. Na feście u j. m. pana Zamojskiego, naonczas podkanclerzego (...)".

Nie słyszałem, by Batory ukarać chciał Autora tych słów za wzniecanie nienawiści, nawoływanie do niepokojów społecznych, wzbudzanie demonów faszyzmu czy nacjonalizm.

W niebezpieczne rejony zapuszczasz się Myszulku, Kocie, powiedzialem do siebie. Lepiej pójdę spać na kaloryfer, bo te nastroje depresyjne Mamy, czuję, i mnie się udzieliły.

A przecież Święta Bożego Narodzenia tak blisko. Czas radości, czas zmian. Może nawet ci Ludzie, co zwykle nie przemawiają ludzkim głosem, będą przez chwilę mówić ciszej, bo że gier nierządnych nie zaprzestaną, w to nie wierzę.

Miau!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości