Mały Piracik z jednym oczkiem, prawie jak Kangurek Tosia...
Sówka55
Mały Piracik z jednym oczkiem, prawie jak Kangurek Tosia... Sówka55
Sówka55 Sówka55
1050
BLOG

O prawach zwierząt. Manifest emocjonalny

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 49

 

"Zwierzę" po łacinie nazywa się animal, co znaczy "istota żywa, mająca duszę".
Zauważmy, że łacina dostrzega w zwierzęciu duszę.

Jan Twardowski
("Nie tylko o jeżach")
 

 

Na drugiej stronie piątkowego "Naszego Dziennika" przeczytałam komentarz, które wzbudził mój sprzeciw i niepokój. Uważam go wręcz za szkodliwy, bo ludzi kochających zwierzęta i czujących się odpowiedzialnymi za ich los zestawia Autorka ze zwolennikami kulturowego  mainstreamu  i "lewackich mrzonek", a więc – Jej zdaniem – będącymi tym samym od razu przeciwnikami "okien życia", ba, w ogóle przeciwnikami ludzi (nie wiem, czy słusznie przypisuję Jej takie rozumowanie, niemniej tak wynikałoby z przytoczonych przez Nią na końcu, bez podania kontekstu, słów O. Jacka Salija: "Nie wierzę takim obrońcom przyrody, u których miłość do przyrody przesiąknięta jest nienawiścią do człowieka").

Kocham zwierzęta i czuję się odpowiedzialna za te, które los postawił na mojej drodze, a nie jestem ani wyznawczynią  mainstreamu  ani filozofii lewackiej, i na pewno nie mogę powiedzieć o sobie, że miłość do zwierząt czyni mnie przeciwniczką ludzi.

Myślę, że Autorka posuwa się w swoich rozważaniach za daleko. Otóż w tekście zatytułowanym "Gdzie leżą granice absurdu?" miażdżącej krytyce poddaje zamieszczony w noworocznym wydaniu "Rzeczpospolitej" tekst o kangurku odrzuconym zaraz po urodzeniu przez matkę kangurzycę i uratowanym w gdańskim Zoo. Nie czytałam tego tekstu, ale reportaże o maleńkim kangurzątku Tosi, znalezionym w kangurzym wybiegu w listopadzie, samotnym i bezradnym, widziałam w różnych kanałach telewizyjnych w serwisach wiadomości. Dodam: reportaże wzruszające.

Autorka komentarza nie podważa oczywiście zasadności i moralnego obowiązku zajęcia sie kangurkiem, pisze:

" Biedne stworzenie, głodne i wyziębione – naturalnie trzeba się nim zająć. Oczywiste jest to, że zoo ratuje i zajmuje się zwierzętami. Jednak opowieść "Rzeczpospolitej" idzie dalej, przekraczając granice absurdu. Otóż okazuje się, że pracownica gdańskiego zoo stała się przybrana "mamą" kangurka, a jego uratowanie stało się "cudem". W okresie tuż po Bożym Narodzeniu można odnieść wrażenie, że taki tekst zakrawa wręcz o jego parodię."

Ja nie odnoszę takiego wrażenia, co więcej wydaje mi się, że granice absurdu przekroczyła, zapewne powodując się najlepszymi intencjami, ale jednak, sama Autorka.

Nie widzę w tym nic złego, że opiekunkę kangurka Tosi nazywa się jej przybraną mamą. Opiekuję się, jak doskonale wiedzą czytelnicy mojego bloga, bezdomnymi kotami, osiem kotów jest również moimi kochanymi domownikami - sama nazywam się z dumą (i przymrużeniem oka) kocią mamą. Co więcej, w imieniu jednego z moich kotów piszę pamiętnik, w którym to on, moje kocie  alter ego,   nazywa mnie mamą, Mamą Myszulka. Czy z tego wynika, że zatraciłam granice między światem ludzkim a zwierzęcym, że chciałabym przyznać zwierzętom "prawa wyborcze albo jakieś socjalne przywileje"? Nie sądzę, bo nie mam takich planów.

A cud, słowo, użyte w kontekście uratowania przez człowieka dzikiego i trudnego do oswojenia, a do tego bardzo wycieńczonego i osłabionego zwierzątka, słowo, które Autorkę tak oburzyło, z którym polemizuje, uważając je za parodię misterium Bożego Narodzenia?! Wydaje mi się, że nie dostrzega Ona potocznego wymiaru tego słowa, dla Niej wyłącznie o charakterze metafizycznym czy mistycznym. A czy, patrząc na to z punktu widzenia pracowników ogrodu zoologicznego, uratowanie takiego niedołężnego dzikiego stworzonka w sztucznych warunkach niewoli nie może być uznane – powtarzam – w potocznym rozumieniu tego slowa – za graniczące z cudem? Zresztą - co tam - i w kategoriach metafizycznych jest to cud, tak jak każde życie jest cudem!

Więcej poczucia humoru życzyłabym ja, kocia-mama, Autorce, i niewytaczania armat przeciw muchom. A dokładnie: przeciw maleńkiej kangurzyczce Tosi!

I jeszcze jedno. Jak pisze dalej Autorka: "Zaciera się w błyskawicznym tempie granica pomiędzy tym, co jest normą, wynikającą z natury (a jest nią fakt, że zwierzę nigdy nie będzie równe człowiekowi), a tym, co można spokojnie określić jako normę ustaloną przez poprawność polityczną. Jest nią wmawianie (również poprzez takie z pozoru "humanitarne" artykuły), że zwierzęta czują jak ludzie, że mają inteligencję, psychikę, że potrzebują czułości etc."

Ciekawa jestem, czy Autorka trzymała kiedyś na kolanach kota? Czy powiedziała do psa, że zaraz pójdą razem na spacer? Czy patrzyła w kochające, czułe – używam tych słów nieprzypadkowo – zwierzęce oczy, czy widziała, jak wygląda, zachowuje się i reaguje szczęśliwe, lub przeciwnie, chore zwierzę?

Myślę, że nie widziała, bo nigdy nie użyłaby podobnie bezdusznych słów.

Oczywiście, że zwierzęta nie czują i nie myślą jak ludzie. Czują i myślą jak zwierzęta. Ale czy to przekreśla możliwość nazywania ich istotami czującymi i myślącymi?

Odmawianie zwierzętom inteligencji, a przede wszystkim odmawianie i przekreślanie ich uczuć, często prowadzi do znęcania się nad nimi, krzywdzenia ich, zadawania im fizycznego i psychicznego bólu. O takich przypadkach niestety słyszy się stale, ja jeden mam przed oczami codziennie, jak patrzę na mojego niewidomego psa Maksia, którego w dzieciństwie ktoś bestialsko okaleczyl i oślepionego porzucił.

I naprawdę nie chcę przyznawać swoim kotom i swojemu psu praw wyborczych, ale przyznaję im prawo do miana istot godnych szacunku, to znaczy zasługujących na naszą miłość, opiekę, serdeczną troskę. To nasi Bracia Mniejsi, przypominam Autorce, coś z takiego nazwania ich przez świętego Franciszka wynika.

W wielkim planie Stworzenia i zwierzęta mają swoje miejsce. Tak myślę.

A co poprawność polityczna, ideologia przynosząca tyle szkód i prowadząca do rzeczywistych absurdów, może mieć wspólnego z małą kangurzycą Tosią, z jej godną szacunką opiekunką czy autorami artykułu o jej losie?! Ja, kocia- i psia-mama nie wiem.

Autorce dedykuję wiersz Księdza Jana Twardowskiego pt.: "Czekanie".
 

Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem

o swym panu myśli

i rwie się do niego

na dwóch łapach czeka

pan dla niego podwórzem łąką lasem domem

oczami za nim biegnie

i tęskni ogonem
 

pocałuj go w łapę

bo uczy jak na Boga czekać
 

W: Rozważania na kanwie Ewangelii wg świętego Marka 13, 33-37

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości