Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe
107
BLOG

ks. J. Popiełuszko - "Niepodległość wewnętrzna"

Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Piotr Andrzejewski (ur. 1942 r.), adwokat, polityk. W czasach PRL zaangażowany w opozycję demokratyczną, obrońca w procesach politycznych, wspierał „Solidarność”, doradca ks. Jerzego Popiełuszki. W wolnej Polsce senator RP.

Niepodległość wewnętrzna

 

 

Artur Olędzki: Trudno natknąć się na Pana osobę w podstawowych źródłach pisanych poświęconych ks. Jerzemu. Jednak z moich własnych źródeł wiem, że on sam bardzo pana cenił...

 

Piotr Andrzejewski: Pierwszy raz spotkałem ks. Jerzego jeszcze wtedy, kiedy mieszkałem w Aninie z żoną i z czwórką małych dzieci. Był tam wówczas taki drewniany kościółek i w nim odbywały się lekcje religii. Nie wiedziałem na początku, kto prowadzi katechezy, ale okazało się potem, że właśnie ks. Jerzy, który nie miał jeszcze wtedy żadnych notyfikacji człowieka publicznego, poza swoją pracą duszpasterską. Dopiero potem kojarzyliśmy go wszyscy głównie z jego działalności pod auspicjami ks. prałata Boguckiego, proboszcza parafii na warszawskim Żoliborzu. To za jego pośrednictwem lepiej poznałem ks. Jerzego w okresie, kiedy w latach osiemdziesiątych zaczął pełnić funkcję, tak to trzeba określić, przywódcy w walce o niepodległość.

 

A czy nie uważa Pan, że to zbyt górnolotne określenie?

 

Nie, nie uważam, bowiem różną miarą mierzy się niepodległość.

 

Mam na myśli określenie ks. Popiełuszki mianem „przywódcy”.

 

Był przywódcą w walce toczonej przez nas w obronie niepodległości jednostkowej, wewnętrznej, przeciwko opresji systemu, który niewolił, a przynajmniej upokarzał albo starał się człowieka kształtować w kłamstwie, a nie w prawdzie. Dzisiaj jest dosyć łatwo reprezentować poglądy, za które nie trzeba ponosić odpowiedzialności. Wówczas ludzie wychodzili z systemu zniewolenia komunistycznego, państwa totalitarnego, w którym co innego się mówiło, a co innego robiło i jeszcze co innego myślało. Zasadą tego systemu było kłamstwo: i na zewnątrz, i sobie samemu. Walka o niepodległość zaczynała się od walki o niepodległość jednostki po to, żeby wolne jednostki mogły walczyć o niepodległość narodu.

Pojawiłem się parę razy na plebanii u św. Stanisława Kostki. Raz poproszono mnie o wizytę poza Mszą za Ojczyznę, miała ona dotyczyć nie spraw duchowych, tylko tych związanych z problemami prawnymi ks. Jerzego. Przyszedłem i okazało się, że to nie są jego problemy, tylko ludzi, którzy do niego przychodzą. Ks. Jerzy nie był trybunem. Był zwykłym a jednocześnie ofiarnym księdzem, pełniącym swoją posługę duszpasterską nie tylko w zakresie Mszy za Ojczyznę, ale także pomocy wszystkim, którzy po nią przychodzili. I potrzebował mnie, jako adwokata, żebym doradził w sprawach, z którymi się ludzie do niego zwracali. Tam bywali wszyscy. Przychodzili do niego, czując tę wielką siłę człowieka, który jest trwałym punktem odniesienia w świecie będącym dla nich ciągłym zagrożeniem, nietrwałym, pełnym problemów. Szukali u niego pewności, która też była kwestią niepodległości wewnętrznej. On im i nam wszystkim dawał wtedy tę pewność.

Pamiętam, że przy okazji tych porad prawnych tak naprawdę rozmawialiśmy o sprawach zasadniczych. Już wtedy istniało poczucie zagrożenia ks. Jerzego. Byłem wówczas w strukturach nieoficjalnego, konspiracyjnego Komitetu Helsińskiego, zbierając wszystkie dane na temat naruszania praw człowieka i przyznam, że te rozmowy (chyba trzy) na temat różnych prawnych kwestii były też okazją do wyrażenia troski o to, jak dalece ksiądz, jako człowiek tak bezkompromisowy, jest narażony na represje. Pamiętam stwierdzenie, którym ksiądz Jerzy podsumował moje obawy: „Panie mecenasie, dla reprezentowania pewnych postaw nie trzeba wielu ludzi. Wystarczy pokazać, że taka postawa jest możliwa i przyjdzie czas, kiedy pójdą za nią inni”.

Przypomniałem sobie o tej zasadzie zaraz po procesie toruńskim. Wiemy, jaka wówczas była sytuacja w sądach polskich: osoby, które wydawały wyroki nie takie „jak trzeba”, były przesuwane do spraw niepolitycznych albo na margines wydziałów sądowych. I zapamiętałem bardzo skromną sędzię, już nie pamiętam jej nazwiska, która orzekała w sprawach cywilnych. Miała opinię osoby niezwykle pełnej obaw, takiej „myszki”. Wszedłem do sekretariatu i ona też akurat wchodziła po akta. Moją uwagę zwrócił fakt, że coś z niej emanowało. Widać było, że jest cała naprężona. I wtedy dostrzegłem, że na piersi ma krzyż i to dosyć dużych rozmiarów. W sądzie niektórzy odważali się nosić oporniki, etc., ale nie krzyż. Pomyślałem sobie wtedy:„Mój Boże, to też jest pewna demonstracja. Dla takiej nieśmiałej osoby to chyba szczyt odwagi”. Myśląc o niej, dochodzę do wniosku, że dzisiaj, kiedy ludzie są zagubieni z racji ogromnego rozmycia pojęcia wolności, wybory praktycznie nic nie kosztują. To znaczy: kosztują wewnętrznie, ale pozornie wydaje się najczęściej, że jest wszystko w porządku, mimo że człowiek wewnętrznie się degraduje.

Presja zewnętrzna prowokuje mechanizm obronny, podobnie jak system immunologiczny w organizmie jest aktywowany przez choroby z zewnątrz. Miałkość współczesnej rzeczywistości praktycznie rozłożyła moralny system immunologiczny społeczeństwa.

 

Wspomniał Pan, że ks. Jerzy jest jakoś obecny w Pana świecie wewnętrznym, w pana myśleniu o wartościach…

 

Nie tylko w myśleniu, także w sposobie realizowania wartości, kierowania się nimi. On mówił, że samo siedzenie na kanapie i posiadanie jedynie słusznych poglądów to nie jest to, o co chodzi w naszym życiu. Nie wystarczy tylko zamknąć się i być jedynie słusznym i moralnym. Trzeba z tego zrobić użytek i to nie tylko w życiu religijnym, ale też w społecznym, co może sporo kosztować. Wiem coś o tym, bo w momencie, kiedy mordowano księdza Jerzego, byłem zawieszony w prawach wykonywania zawodu z racji atakowania „praworządności” stanu wojennego. Było to po licznych procesach, w których broniłem różnych ludzi, a były to dziesiątki ludzi. Robiłem to razem z mecenasem Siła-Nowickim, Jurkiem Woźniakiem, Edwardem Wende (każdy w swoim zakresie). Ciężko nam było, bo w pewnym momencie zostaliśmy zupełnie bez środków do życia. Żona niepracująca, czwórka niedużych dzieci…

Ale wtedy też doznaliśmy ogromnej solidarności ludzkiej. Ja się do nikogo o pomoc nie zwracałem, ale, czy to byli Białorusini, czy ludzie z Olsztyna, to przyjeżdżali i świadczyli pomoc. Jeden przywiózł kaczkę, drugi przywiózł inną żywność, zaczęły też przychodzić jakieś przekazy pieniężne. Nigdy nie doświadczyłem takiej solidarności, jedności, takiej pomocy, jak w tych ciężkich chwilach.

I wtedy mój mały syn, siedząc przy stole, powiedział:

- Ojciec, ty podobno jesteś represjonowany.

- No tak, niby tak, bo nie mam pracy…

- To powiedz, dlaczego nam jest tak dobrze? Jak pracowałeś, to nie mieliśmy na stole tylu rzeczy, ile mamy teraz.

Było mi bardzo trudno odpowiedzieć mojemu synowi. Wytłumaczyłem mu, że starają się o to ci wszyscy ludzie, którym ojciec pomógł. „Aha” – powiedział.

W sumie niepodległość wewnętrzna nie jest po to, żeby się nam opłacała, ale, prędzej czy później, daje wyniki. Ja dostrzegam w ks. Jerzym tego przewodnika, za którym w walce o swoją niepodległość wewnętrzną poszła ogromna ilość ludzi. Dzisiaj nie mamy ani takiej potrzeby, ani osoby, która musiałaby płacić tak wielką cenę za swoją rolę. Wtedy śmierć ks. Jerzego, jego męczeństwo, było daniem ostatecznego świadectwa. Z danych nieoficjalnych, które mam, wynika, że był on bardzo długo torturowany i że topiono człowieka, który był tak strasznie zmasakrowany, że trzeba było go się pozbyć. Na procesie tego nie ujawniono, bo proces był, jaki był.

CAŁOŚC W KSIĄŻCE: KSIĄDZ JERZY POPIEŁUSZKO. SPOTKANIE PO LATACH. WYWIADY

Artur Olędzki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach. Wywiady" Książka objęta patronatem medialnym Salonu24. Autor jest blogerem salonu24 i, jak sam mówi, bez salonu24 tej książki by nie było. Książka ukaże się pod koniec maja 2010 roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości