Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe
139
BLOG

ks. J. Popiełuszko - "Właściwy ton"

Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Krzysztof Piesiewicz (ur. 1945 r.), adwokat, polityk, publicysta, scenarzysta filmowy. W czasach PRL związany z opozycją demokratyczną, wspierał "Solidarność", bronił oskarżonych opozycjonistów w procesach politycznych. Współtworzył scenariusze, razem z Krzysztofem Kieślowskim oraz innymi reżyserami, do wielu filmów; członek Amerykańskiej Akademii Filmowej.

Właściwy ton

 

 

Artur Olędzki: Jako oskarżyciel posiłkowy w procesie zabójców księdza Jerzego, reprezentował pan w pewien sposób jego osobę. Ale też jego samego dane było panu spotkać osobiście o wiele wcześniej…

 

Krzysztof Piesiewicz: Muszę powiedzieć, że nie byłem ani bardzo bliskim znajomym, ani przyjacielem ks. Jerzego, ani nawet konsekwentnym uczestnikiem wszelkich jego kapłańskich czy też publicznych działań. Byłem, jak każdy w tamtym czasie, po określonej stronie, nazwijmy to umownie, barykady. Osoba jego była mi znana, ponieważ mieszkałem na Żoliborzu. Uczestniczyłem we wszystkim, co działo się w tamtejszym kościele. Bliżej zetknąłem się z księdzem Popiełuszko kilka albo kilkanaście razy poprzez mojego nieżyjącego przyjaciela, adwokata Edwarda Wende. Już nie pamiętam, czy pierwsze spotkanie miało miejsce w jego mieszkaniu, czy na wakacjach w Dębkach, gdzie ksiądz Jerzy także przyjeżdżał. Proszę pamiętać, że wszystko, co się działo między 1978 a 1984 rokiem, w którym nastąpiła męczeńska śmierć ks. Jerzego, to był czas (dzisiaj odtwarzam go jako pewną rzeczywistą nierzeczywistość) wielkich uniesień, bardzo jasnych postaw; nie tyle odwagi, co przywiązania do określonych działań, wartości, tradycji. Było wiadomo, w którą stronę iść. I postać ks. Jerzego mieściła się w tej szeroko pojętej przestrzeni, jako część udziału całego Kościoła, który był wspólnie ze społeczeństwem w tych wszystkich wydarzeniach.

Z pewnością stykałem się z nim kilkakrotnie w Dębkach. Przyjeżdżała tam wspaniała młodzież, wspaniałe rodziny: Bogusławscy, prof. Wrzosek, prof. Winiarski. To byli ludzie, które tworzyli tę dębczańską przestrzeń. I, oczywiście, był tam też kościół, który pełnił ważną rolę, gdyż wszyscy się w nim zbierali w czasie pobytu na wakacjach. Mniej więcej od roku 1979, jak mi się wydaje, przyjeżdżał tam również ks. Jerzy Popiełuszko, który był bardzo blisko związany z takimi osobami jak Maja Komorowska, Ewa Wende, Edward Wende. I poprzez nich, z którymi z kolei ja miałem bliski kontakt, zetknąłem się również z ks. Jerzym. Z tego, co zaobserwowałem, był to młody, bardzo optymistycznie nastawiony do życia człowiek, który lubił biegać po plaży i grać w piłkę. Nie pamiętam dokładnie, czy on celebrował Msze święte w tym kościele, bo zazwyczaj celebransem w Dębkach był ks. Maliński oraz inni kapłani, którzy tam przyjeżdżali na wypoczynek. To, co mi utkwiło w pamięci, to jego bardzo ciepły i wspaniały stosunek do mojej małej córeczki, która urodziła się w 1979 roku. W ogóle miał bardzo ciepły stosunek do dzieci. I to wszystko pamiętam jak przez mgłę, bo wszyscy wówczas byliśmy umoczeni, mówiąc kolokwialnie, w dyskusje, debaty, uczestnictwo w wielkim powiewie nowego, rzeczywiście nowego.

 

Mówimy o latach...?

 

Od 1980 do 1984 roku.Ja to nazywam czasem, w którym już było wiadomo, że wolność może być zaaresztowana, ale nie może już być zabita. Było wiadomo, że nawet jeżeli ludzie systemu kogoś zabiją – zresztą w tym kontekście odczytuję później śmierć ks. Jerzego – to przez ten fakt wolność jeszcze bardziej zaistnieje w sercach ludzi. Wolność rozumieliśmy wówczas przede wszystkim jako poszukiwanie dobra. To był czas już po pierwszych homiliach Jana Pawła II i wtedy właśnie uruchomiła się w nas niesamowita energia: intelektualna, mentalna, aksjologiczna, personalistyczna. I w tej przestrzeni funkcjonował człowiek, który był swego rodzaju fenomenem, o bardzo, nazwijmy to: rustykalnych, prostych korzeniach. Ktoś może powie, że to był właściwy człowiek na takie czasy (choć zawsze „takie” czasy wyzwalają zaistnienie „takich” ludzi). A ktoś inny może powiedzieć, cytując piękne stwierdzenie Simone Weil, że "przypadek mieści się na tej samej półce, co Opatrzność". Jeżeli ktoś poznał ks. Jerzego, to wie z jakiego środowiska on wyszedł i jaką drogę przeszedł, bardzo krótką, do tego, żeby opanować właściwy język komunikacji ze wszystkimi: i z uczonymi, i z prostymi ludźmi. Jak wczuł się w sytuację, która miała miejsce po '78 roku i jak potrafił wydobyć treści, które głęboko korzeniami tkwią w chrześcijaństwie, komunikować je tym, którym Ewangelia była bliska oraz wydobywać z niej te wszystkie rzeczy, które zbliżały do siebie nawzajem tak zróżnicowanych ludzi. I to było doświadczenie jakby rozziewu między tym młodym jeszcze mężczyzną, a między postacią, która pełniła dosyć istotną rolę w przestrzeni, w której spotkali się ludzie o bardzo różnych poglądach. To jest zadziwiające, ponieważ nikt nie mógł podejrzewać, że człowiek o tego rodzaju korzeniach, tego typu drodze życia, mógł spełniać w historii tego miasta i kraju tak ważną rolę, chociażby przez to, że jego śmierć w październiku 1984 roku wykreowała nową sytuację, zupełnie inną od tej przed tym tragicznym wydarzeniem.

 

Jakościowo inną, tak?

 

Absolutnie inną. Zresztą mam swoje przemyślenia na ten temat. Myślę, że są wydarzenia, sytuacje, postawy, poświęcenia, których nie da się racjonalnie zdefiniować. Są to zachowania bardzo jednostkowe, bardzo pojedyncze, które jednak zmieniają przestrzeń, w której funkcjonujemy. I myślę, że w jakimś sensie przeznaczeni do takiego poświęcenia są męczennicy…Wydaje mi się, że także ten prosty kapłan z bardzo określoną przeszłością rodzinną i środowiskową, został naznaczony wynikiem rozwoju wypadków, okolicznościami, żeby odegrać bardzo ważną rolę w ówczesnej sytuacji, ponieważ w jego zachowaniu, a potem śmierci, było zogniskowane jak w kropli wody wszystko to, co w tamtym czasie było nie do zaakceptowania jako opresyjne i tamujące rozwój. W zindywidualizowanej formie zostało w nim i jego ofierze egzemplifikowane i obnażone to wszystko, co zaprzeczało prawdzie o wolności człowieka, o której tak wyraziście mówił Jan Paweł II w czasie swojej pierwszej homilii na Błoniach krakowskich.

 

Z rozmów, które do tej pory przeprowadziłem, wynika, że ks. Jerzy doszedł do tej tamy we Włocławku w jak najbardziej świadomy i wolny sposób.

 

Wie pan, ja bym był bardzo ostrożny z tak definitywnym czy kategorycznym stwierdzeniem, że my wiemy, że to stało się w sposób świadomy. Jest to teza niebezpieczna, ponieważ sugeruje, że ks. Popiełuszko wybrał sobie pewną rolę. Natomiast mi się wydaje, że on po prostu w sposób spontaniczny, naturalny znalazł się w tamtej sytuacji i zaczął w niej tak odczytywać Ewangelię, że pozwoliła mu ona znaleźć się w takim, a nie innym miejscu, w ten, a nie inny sposób. I powiem więcej: ci, którzy go prześladowali, też sobie nie zdawali sprawy, w czym uczestniczą.

 

Mówimy szczególnie o mordercach?

 

Tak, ale też o całym głównym sztabie osób. To znaczy: nie do końca zdawali sobie sprawę. Wydawało im się, że to zwykła akcja bezpieki, podobna do dziesiątek innych w stosunku do wielu osób, które nie zgadzały się z tamtym systemem. I myślę, że największym szokiem dla pretorian komunizmu było to, że prześladowanie zwykłego, prostego księdza wywołało tak mocny efekt.

CAŁOŚĆ W KSIĄŻCE: KSIĄDZ JERZY POPIEŁUSZKO. SPOTKANIA PO LATACH. WYWIADY

Artur Olędzki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach. Wywiady" Książka objęta patronatem medialnym Salonu24. Autor jest blogerem salonu24 i, jak sam mówi, bez salonu24 tej książki by nie było. Książka ukaże się pod koniec maja 2010 roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości