Dawno temu ludzie próbujący odnaleźć sens własnego istnienia gnali na wyprzódki do astrologów. Życiowy nieudacznik, którego właśnie rzuciła żona, szef wylał z pracy na przysłowiowy zbity i pies obsikał - dowiadywał się, że to skutek ascendentu i koniunkcji, i uwznioślony wracał do domu (daleki copyright by Lem). Im pokraczniej (we własnym rozumieniu - tajemniczo) wyglądał astrolog - tym lepiej. Rekwizyty takie jak spiczasta czapka, cyrkiel, karty z wieloma kółkami i kreskami przypominające nigdy nieprany obrus - podnosiły znacząco prestiż zawodu. COŚ przecież musiało go podnosić, skoro skuteczność przepowiedni nie była w stanie :D Aż dziw bierze, że pies z kulawą nogą wstępował w progi tych oszustów - jednak meandry ludzkich ułomności psychicznych są niezbadane i na stosie kończyła tylko mała część szarlatanów - a i to z reguły wskutek knowań konkurencji. Do dzisiaj jednak są ludzie wierzący we wpływ Jowisza na kolor skóry i Marsa na kolor włosów potomstwa, jakby Mendel nigdy nie przeprowadził badań nad krzyżówką groszku z muszką owocową (czy jakoś tak :D)
Tort był zbyt duży by astrologowie mogli go zjeść, naturalną więc koleją rzeczy pojawili się inni oszuści - psychiatrzy i/lub psychologowie. Najsłynniejszym jest Freud, którego życiorys wskazuje na to, że raczej powinien był zostać własnym pacjentem. Opisał cztery przypadki, z czego trzy zmyślił na pewno a jeden prawdopodobnie; na podstawie wydłubanych z nosa faktów dowiódł wydumanych prawidłowości i ogłosił że każdy, komu przyśniło się utknięcie w windzie powinien rumienić się ze wstydu co najmniej do południa, a maszynista parowozu to najbardziej zboczony zawód na świecie z powodu ruchu posuwisto-zwrotnego naoliwionych tłoków. Że nie miał na swoje teorie żadnego dowodu? A czy astrologom to przeszkadzało? :D I znowu zdumienie: zamiast wysłać go do czubków - świat pochylił czoła przed nowymi szatami króla. Znaleźli się nowi krawcowie, przed przymierzalnią stały tłumy, jak ktoś nie mógł zostać krawcem (psychiatrą) to chociaż starał się zostac modystką (psychologiem). Z wielkiej siły ssania z palca zasłynął B. Spock, guru Ameryki jeśli chodzi o bezstresowe wychowanie. Ten miał jednak w przeciwieństwie do Freuda tyle przyzwoitości, że przed śmiercią odwołał większość swoich bredni i przyznał się do... ekhm... teoretyzowania.
Ludzie! Nie dajmy się zwariować! Nauka - to rzecz przewidywalna i powtarzalna. Dopóki psycholog czy inny psychiatra nie będzie umiał przewidzieć skutków swoich poczynań - niech eksperymentuje na zwierzętach prymitywniejszych od obleńców. Dopóki jego diagnozy będą się roiły od przypadków warunkowych, powoływania się na tak samo bezczelnych w kreowaniu faktów kolegów - wara od naszych pieniędzy (i zdrowia). Zresztą - według badań amerykańskich - 85% psychiatrów nadaje się wyłącznie na własnych pacjentów. Wszyscy znani mi (w liczbie sztuk 4 ) absolwenci psychologii przyznają się w prywatnych rozmowach, że studenci ich kierunku w przytłaczającej mierze rekrutują się z osób, które w młodym wieku nie umieją sobie poradzić ze sobą, więc idą na studia w nadziei wyprostowania swoich losów.
Skądinąd uczenie psychologii - która w moim prostackim rozumieniu powinna zawierać w sobie głęboką wiedzę o ludziach - przypomina szkoły baletu, do których robi się nagonkę z ulicy. Z każdego można zrobić dobrego psychologa z równie dobrym skutkiem, co z przypadkowo zdybanego grubasa - primabalerinę. Jeśli ktoś nie ma daru obserwacji - będzie najwyżej bezmyślnie klepał wykute na studiach formułki i jak zbój Madej kładł w to samo łóżko (leżankę? :D) każdego gościa/pacjenta, a prawdziwi ludzie i ich problemy będą dla niego niedostrzegalne. Jedyna wiedza psychologów i psychiatrów dotyczy przypadków, które zaistniały w przeszłości. Żaden psychooszust nie jest w stanie przewidzieć tego co zajdzie, jeśli zastosuje takie albo inne metody leczenia. "Oj, nie wyszło? Pacjent wyskoczył oknem w trakcie słuchania Beethovena? Och, jak mi przykro... ale kolega mówił mi, że Kowalskiemu to pomogło... Następny, proszę!" :D Takie coś ma swoją nazwę - i nie jest nią "nauka". To klasyfikacja. Tak samo dobra "nauka" jak języko- czy bibliotekoznawstwo. Bibliotekarz tez może znać na pamięć wszystkie swoje woluminy, a nie przewidzi ani jednego rozdziału z następnego tomu Harry Pottera. Ten król JEST NAGI!
A dlaczego temat o psychooszustach w Salonie24? Niech ktoś powie, że polityka nie ma żadnego związku z psychiatrią... :P
(no dobra, prawdziwe intencje są inne, ale czy ja zawsze muszę pisać poważnie? :D)