Ja, Stańczyk Ja, Stańczyk
133
BLOG

Szarlatanów nikt nie kocha?

Ja, Stańczyk Ja, Stańczyk Polityka Obserwuj notkę 21

    Dawno temu ludzie próbujący odnaleźć sens własnego istnienia gnali na wyprzódki do astrologów. Życiowy nieudacznik, którego właśnie rzuciła żona, szef wylał z pracy na przysłowiowy zbity i pies obsikał - dowiadywał się, że to skutek ascendentu i koniunkcji, i uwznioślony wracał do domu (daleki copyright by Lem). Im pokraczniej (we własnym rozumieniu - tajemniczo) wyglądał astrolog - tym lepiej. Rekwizyty takie jak spiczasta czapka, cyrkiel, karty z wieloma kółkami i kreskami przypominające nigdy nieprany obrus - podnosiły znacząco prestiż zawodu. COŚ przecież musiało go podnosić, skoro skuteczność przepowiedni nie była w stanie :D Aż dziw bierze, że pies z kulawą nogą wstępował w progi tych oszustów - jednak meandry ludzkich ułomności psychicznych są niezbadane i na stosie kończyła tylko mała część szarlatanów - a i to z reguły wskutek knowań konkurencji. Do dzisiaj jednak są ludzie wierzący we wpływ Jowisza na kolor skóry i Marsa na kolor włosów potomstwa, jakby Mendel nigdy nie przeprowadził badań nad krzyżówką groszku z muszką owocową (czy jakoś tak :D)

    Tort był zbyt duży by astrologowie mogli go zjeść, naturalną więc koleją rzeczy pojawili się inni oszuści - psychiatrzy i/lub psychologowie. Najsłynniejszym jest Freud, którego życiorys wskazuje na to, że raczej powinien był zostać własnym pacjentem. Opisał cztery przypadki, z czego trzy zmyślił na pewno a jeden prawdopodobnie; na podstawie wydłubanych z nosa faktów dowiódł wydumanych prawidłowości i ogłosił że każdy, komu przyśniło się utknięcie w windzie powinien rumienić się ze wstydu co najmniej do południa, a maszynista parowozu to najbardziej zboczony zawód na świecie z powodu ruchu posuwisto-zwrotnego naoliwionych tłoków. Że nie miał na swoje teorie żadnego dowodu? A czy astrologom to przeszkadzało? :D I znowu zdumienie: zamiast wysłać go do czubków - świat pochylił czoła przed nowymi szatami króla. Znaleźli się nowi krawcowie, przed przymierzalnią stały tłumy, jak ktoś nie mógł zostać krawcem (psychiatrą) to chociaż starał się zostac modystką (psychologiem). Z wielkiej siły ssania z palca zasłynął B. Spock, guru Ameryki jeśli chodzi o bezstresowe wychowanie. Ten miał jednak w przeciwieństwie do Freuda tyle przyzwoitości, że przed śmiercią odwołał większość swoich bredni i przyznał się do... ekhm... teoretyzowania.

    Ludzie! Nie dajmy się zwariować! Nauka - to rzecz przewidywalna i powtarzalna. Dopóki psycholog czy inny psychiatra nie będzie umiał przewidzieć skutków swoich poczynań - niech eksperymentuje na zwierzętach prymitywniejszych od obleńców. Dopóki jego diagnozy będą się roiły od przypadków warunkowych, powoływania się na tak samo bezczelnych w kreowaniu faktów kolegów - wara od naszych pieniędzy (i zdrowia). Zresztą - według badań amerykańskich - 85% psychiatrów nadaje się wyłącznie na własnych pacjentów. Wszyscy znani mi (w liczbie sztuk 4 ) absolwenci psychologii przyznają się w prywatnych rozmowach, że studenci ich kierunku w przytłaczającej mierze rekrutują się z osób, które w młodym wieku nie umieją sobie poradzić ze sobą, więc idą na studia w nadziei wyprostowania swoich losów.

    Skądinąd uczenie psychologii - która w moim prostackim rozumieniu powinna zawierać w sobie głęboką wiedzę o ludziach - przypomina szkoły baletu, do których robi się nagonkę z ulicy. Z każdego można zrobić dobrego psychologa z równie dobrym skutkiem, co z przypadkowo zdybanego grubasa - primabalerinę. Jeśli ktoś nie ma daru obserwacji - będzie najwyżej bezmyślnie klepał wykute na studiach formułki i jak zbój Madej kładł w to samo łóżko (leżankę? :D) każdego gościa/pacjenta, a prawdziwi ludzie i ich problemy będą dla niego niedostrzegalne. Jedyna wiedza psychologów i psychiatrów dotyczy przypadków, które zaistniały w przeszłości. Żaden psychooszust nie jest w stanie przewidzieć tego co zajdzie, jeśli zastosuje takie albo inne metody leczenia. "Oj, nie wyszło? Pacjent wyskoczył oknem w trakcie słuchania Beethovena? Och, jak mi przykro... ale kolega mówił mi, że Kowalskiemu to pomogło... Następny, proszę!" :D Takie coś ma swoją nazwę - i nie jest nią "nauka". To klasyfikacja. Tak samo dobra "nauka" jak języko- czy bibliotekoznawstwo. Bibliotekarz tez może znać na pamięć wszystkie swoje woluminy, a nie przewidzi ani jednego rozdziału z następnego tomu Harry Pottera. Ten król JEST NAGI!

    A dlaczego temat o psychooszustach w Salonie24? Niech ktoś powie, że polityka nie ma żadnego związku z psychiatrią... :P

(no dobra, prawdziwe intencje są inne, ale czy ja zawsze muszę pisać poważnie? :D)

Stańczyk jaki jest - każdy widzi :) Alternatywne archiwum postów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka