Okazało się, że miałem rację.
W jednym z poprzednich tekstów (przeczytać można tutaj), który powstał po rewanżowym spotkaniu Barcelony z Arsenalem, trafnie przewidziałem tegorocznego zdobywcę Ligi Mistrzów. 'Nieziemska' Blaugrana już wtedy potrzebowała wsparcia sił niebieskich, aby awansować. Robin van Persie wyrzucony został z boiska przy stanie 1:1 (dającym awans drużynie z Londynu) za coś, czego 99,9% sędziów w ogóle nie odnotowuje.
Wczoraj nie mogło być inaczej. Okrzyknięty mianem zabójcy futbolu Jose Mourinho musiał ponieść klęskę. Kiedy piłkarskie umiejętności graczy FC Barcelony nie wystarczyły, do głosu po raz kolejny doszły moce nadprzyrodzone. I po raz kolejny czerwona kartka... Oj panowie czarodzieje, bo to już na prawdę stanie się wysoce podejrzane. Może lepiej było wyczarować jakiś rzut karny?
Najbardziej współczuję jednak graczom Manchesteru United. Po ubiegłorocznej pechowej porażce z Bayernem Monachium w ćwierćfinale, Czerwone Diabłyjuż są na Wembley. Z całym szacunkiem do drużyny Schalke nie wierzę bowiem, aby byli w stanie odrobić dwubramkową stratę w rewanżu. Jeżeli do tego dodamy fakt, że Manchester będzie chciał się odegrać za finał sprzed dwóch lat, wychodzi wymarzone dla fana futbolu spotkanie. Oczywiście będzie ono takie o ile FC Barcelona zdominuje mecz. Jeżeli przypadkiem zespół sir Alexa Fergusona ośmieli się zagrać agresywnie, bądź - o zgrozo! - strzelić bramkę, siły pozaziemskie wyrzucą kogoś z boiska. Cóż, nie każdy ma w składzie boskiego Leo...
Barcelonie nie brakuje umiejętności, aby wygrać Ligę Mistrzów. Nie potrzebuje też pomocy sił boskich. Dlatego niesprawiedliwym jest, że ktoś nie pozwoli im osiągnąć tego sukcesu na drodze czysto sportowej. Dlaczego? Być może Jego wysłannik Leo zna odpowiedź.
