Jeziora pozornie są takie cudowne
Gdy lekka przykrywa je falka,
Jedynie na niby są takie spokojne
W ich głębi śmiertelna wre walka.
Wypływasz łódeczką, zanurzasz się w trzcinie
Co brzegi znienacka porasta,
Dwa metry pod tobą, w bagiennej głębinie,
Bandytyzm, sadyzmy, bestialstwa.
Tam szczupak bandyta poluje na lina
I okoń się czai na żabę,
Sandacz na płotkę swój parol zagina
Węgorz się wbija w doradę.
Tam rak wodny żulik dopadłszy robaka
Zamęcza go w sposób haniebny.
Sum goni pędraka, leszcz męczy ślimaka,
Liczą się tylko zęby.
A w górze słoneczko i miły zefirek
I zielsko rozrasta się sielsko,
Na zielsku nenufar a nad nim motylek
Z tą swoją słodyczą anielską.
I można by całkiem z uciechy oszaleć
I rzucić się na to z oskomą,
Lecz chętkę tę miłą hamuje wytrwale
Ta jedna niemiła świadomość.
Tam w głębi panoszy się licho podstępne,
Krwiopijcze, zgryźliwe, nerwowe,
Siedząc w topieli niemiłej i mętnej
Knują swe plany niezdrowe.
Zżerają się stare bezzębne sielawy
Wzajemnie nad sobą się pastwiąc,
Zaś w nocy, gdy wszystko to niby zasypia
Rdza zżera stare żelastwo.
To jest komentarz do jego notki na SG.
Ale wątpię, żeby coś zrozumiał, przecież to tylko pracownik Uniwersytetu Warszawskiego.