Zadaniem agentów wpływu jest pogłębianie podziałów, podnoszenie stopnia polaryzacji i rozszerzanie konfliktów na wszelkie możliwe sfery. W interesie wroga jest skłócanie przeciwnika, paraliżowanie i rozgrywanie własnych interesów gospodarczych, ekonomicznych i politycznych za pomocą takich działań dywersyjnych.
Można by sporządzić długą listę tych, których aktywność intelektualna sprowadza się do jątrzenia, ale nie każdy z tej listy na pewno będzie agentem.
Można natomiast z dużą dozą pewności stwierdzić, że na tej liście prawdziwi agenci będą.
Po czym poznać agenta i jak go odróżnić od idioty?
Tak jak brak znajomości prawa nie zwalnia od jego stosowania, tak brak świadomości działania na rzecz wroga nie zwalnia od odpowiedzialności za to działanie. Wynikałoby z tego, że każdy kto spełnia rolę agenta faktycznie jest winny, więc rozróżnianie jest zbędne.
Dużą skutecznością w takiej działalności dywersyjnej mają dziennikarze i publicyści, zwłaszcza gdy są utytułowani, lub mają bardzo rozpoznawalne nazwiska.
Najbardziej szkodliwymi agentami wpływu są ci usytuowani wysoko w administracji państwowej i w rządzie.
Gdyby się okazało, że premier naszego rządu spełnia kryteria wymienione powyżej, należałoby go nazwać agentem wpływu. Byłby to superarcyagent, bo nie dość, że realizuje zadanie skutecznego skłócania narodu, to jeszcze podejmuje realne decyzje i działania na rzecz wroga.
Ciekawe czy ktoś jest w stanie udowodnić taką agenturalną działalność. Nie sądzę. Myślę, że znajdzie się mnóstwo pożytecznych idiotów, którzy potwierdzą, że to tylko super pożyteczny idiota jest.
