Stefan Sękowski Stefan Sękowski
181
BLOG

"ProPiSowcy" podludzie

Stefan Sękowski Stefan Sękowski Polityka Obserwuj notkę 35

Ze „sprawy Jankowskiej” można wyciągnąć jeden wniosek: każdy, kto nie pochwala bezkrytycznie poczynań rządu Donalda Tuska, jest przez polską „elitę” z góry uważany za gorszego wykładowcę, dziennikarza i pewnie także hydraulika.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że w sprawie istnienia rzekomej listy osób, które mają zostać za swoje rzekomo „propisowskie” poglądy zwolnione z Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza, poruszamy się w sferze plotek. Ktoś komuś powiedział, że siedem osób jest do odstrzału, ale dowodu – na papierze nie ma. Można by rzeczywiście tak myśleć, gdyby tej wersji wydarzeń nie potwierdzało kilka osób (Janina Jankowska, Joanna Siedlecka), a Stefan Bratkowski zdecydował się zdementować niecne pogłoski.

Jednak szef fundacji, która prowadzi „Wańkowicza”, stwierdził, że nie chce rozmawiać na temat sprawy z żadnym dziennikarzem (wedle mojej wiedzy, nie tylko ze mną i nie tylko z naszą redakcją). Na próby uzyskania od niego komentarza odpowiada, że „Janeczka” już umieściła na swoim blogu sprostowanie i on nie ma nic do dodania. Jednak „Janeczka” sprostowała jedynie informację, jakoby została ze szkoły zwolniona – nie cofnęła jednak swoich słów na temat istnienia listy „nieprawomyślnych”, ani także nie wyrzekła się swojej wersji rozmowy telefonicznej z Bratkowskim, który jako przyczynę chęci zwolnienia jej podał jej „pisowskie” poglądy.

Stefan Bratkowski nie musi się obawiać, że sprawa mu zaszkodzi. „Wyborcza” jej nie opisze, chyba że w ironicznym tonie biadolenia nad losem biednych prawicowców, wyrzucanych z pracy. A jeśli zajmuje się sprawą Fronda.pl? Przecież wiadomo, że to skrajnie prawicowa nisza, której nikt rozsądny czyta.

Ja w tej sprawie wierzę raczej tym, którzy się wypowiadają, a nie tym, którzy dobrowolnie rezygnują z możliwości wyrażenia swojego stanowiska i naprostowania nieporozumień, jeśli takowe rzeczywiście występują. Tym bardziej, że gdy czytałem po raz pierwszy informację na temat „listy Bratkowskiego”, przypomniał mi się pewien człowiek, nazwijmy go X, z którym miałem zajęcia na uczelni. Otóż mówił on (przypominam, że według słów samego Bratkowskiego, przytaczanych przez Jankowską, dziennikarka nie dzieliła się ze studentami swoimi poglądami), że żyjący jeszcze wówczas Maciej Rybiński pisał onegdaj świetne teksty, atakujące SLD. Jednak kiedy zaczął krytykować PO, to jego teksty przestały być dobre. Nie powiedział, że z Rybińskim przestał się nagle zgadzać – z jego wypowiedzi wynikało, że publicyście, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, warsztat poleciał na łeb na szyję, wraz z chwilą, kiedy zaczął krytykować posunięcia Platformy Obywatelskiej. Oczywiście X nie omieszkał nazwać go „propisowskim dziennikarzem”, tak jakby z góry było wiadomo, że klasyczny liberał, jakim był Rybiński, na pewno głosował na partię braci Kaczyńskich.

Ciekawe – jak to się dzieje, że owi rzekomo liberalni, demokratyczni i tolerancyjni ludzie nie są w stanie zrozumieć, że ktoś ma odwagę krytykować czyny ich politycznych bożków? Dlaczego Janina Jankowska ma być gorszą dziennikarką radiową tylko dlatego, że ma takie, a nie inne powodu – choć jednocześnie trudno postawić ją w pierwszym szeregu piewców PiS (takich jest naprawdę niewiele)? Czy bezkrytyczni zwolennicy Platformy Obywatelskiej to jacyś Übermensche, którzy dysponują z mocy samych sympatii politycznych większymi zdolnościami i umiejętnościami, niż ludzki Abschaum, który choć trochę się z nimi nie zgadza?

Nie mam wątpliwości, że teorię o supremacji jednej z politycznych ras nad drugą (jednak w odwróconej wersji) popiera także wielu bezkrytycznych apologetów Prawa i Sprawiedliwości. Ale teraz przy władzy jest akurat grupa piewców PO i cudów Donalda Tuska i dlatego w tym wydaniu jest bardziej niebezpieczna. Tę postawę należy krytykować – bez względu na to, czy prowadzi ona do zwolnienia urzędnika, czy pracownika prywatnej uczelni, o której składzie personalnym oczywiście w ostatecznym rozrachunku decyduje właściciel. Tylko, czy ktoś będzie chciał studiować na „Wańkowiczu”, jeśli zamiast kryteriów merytorycznych, przy naborze kadry decydować mają względy polityczne?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka