"Nasze matki, nasi ojcowie" / bild.de
"Nasze matki, nasi ojcowie" / bild.de
Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
1759
BLOG

Nowy sposób ratowania Żydów

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Kultura Obserwuj notkę 10

Puszczać niemiecką fałszywkę czy nie puszczać? Zazdroszczę tym, którzy od razu znali odpowiedź na to pytanie. Lepiej już, że stało się tak, jak się stało. Może im więcej Polaków obejrzy, tym więcej zrozumie, że polityka historyczna Niemiec to nie figura z bajek polskich narodowców, którą straszy się dzieci, lecz realny zamiar dekonstrukcji pamięci o faktach historycznych, któremu należy stawić czoła, a nie machać nań z politowaniem ręką. Pamiętacie sprawę komiksu „Maus” o myszach (Żydzi), kotach (Niemcy) i świniach (Polacy)? Czy brak protestów nie był spowodowany tym, że mało kto słyszał o publikacji, więc nikt nie czuł się w obowiązku, żeby o niej dyskutować?

Oczywistym jest, że pewna część społeczeństwa i tak nie zrozumie istoty zagrożenia i to widać było po wypowiedziach niektórych telewidzów na czacie podczas studyjnej dyskusji po emisji ostatniego odcinka serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Pokazywanie dwóch mniejszości: patologicznej polskiej i wrażliwej niemieckiej uznali niektórzy za nieszkodliwą koncepcję bez wpływu na opinię odbiorców sześćdziesięciu krajów, do których obraz został sprzedany. Ale oni nie zrozumieliby wagi sytuacji bez względu na to, czy film zostałby wyemitowany w telewizji czy nie, więc oni mnie nie interesują. Bardziej obchodzą mnie ci, którym ten film uświadomi, za pomocą jakich narzędzi psuje się prawdę historyczną ze szkodą dla nas samych.

Cieszę się, że mogłem poznać bezczelność konsultanta historycznego filmu, profesora Juliusa Schoepsa. To też daje jakąś wiedzę – fakt, że lemingi łykną wiele, ale one nie dostały od tego pana żadnej sensownej obrony tego „dzieła”, niczego, co pozwoliłoby wstydzić się bijącym na alarm krytykom obrazu. Przeciwnie, on tylko potwierdził jawnie, przed kamerą, obawy, które zrodziło w Polsce nakręcenie opowieści o piątce niemieckich przyjaciół. Jestem Żydem, więc patrzę pod innym kątem – przyznaje profesor i już wiemy, o co biega. To nie jest pierwszy lepszy facet z ulicy. To historyk, a więc naukowiec. Ktoś, kto w swojej pracy musi przestrzegać standardów rzetelności, obiektywizmu, bezstronności, a tymczasem daje przyzwolenie na relatywizm prawdy historycznej, która, jak widać, ma zależeć od narodowych emocji.

Polacy nie ratowali Żydów? – pyta Marcin Antosiewicz i dostaje kolejną ciekawą odpowiedź. Byli tacy w lewicowej części ruchu oporu, twierdzi Schoeps. No to jesteśmy w domu. Sympatie polityczne Żydów nic się nie zmieniły od czasów ich masowego udziału w aparacie komunistycznym. To lewica ratowała Żydów, prawica ich tępiła. Nic nowego, znamy podobne melodie od lat. Niech no tylko teraz ktoś się zdziwi popularności słowa „żydokomuna”…

Armia Krajowa nie została przedstawiona jednostronnie, jest przecież scena, gdy dowódca oddziału nie zastrzelił Żyda – peroruje dalej manipulant z akademickim tytułem. Oj, jaki dobry ten dowódca, że go nie zabija, lecz mówi, żeby uciekał. Przed czym ma uciekać – chciałoby się zapytać eksperta, bo w odpowiedzi na to pytanie kryje się specyficzna definicja polskiego ruchu oporu według twórców filmu. Jak w dowcipie o dwóch skinach, którzy uratowali życie staruszce, bo przestali ją kopać. Może ktoś powinien tak samo potraktować pana Schoepsa, a potem kazać mu się cieszyć, że tak go uratowaliśmy?

Lista zafałszowań jest długa i mam wrażenie, że te najbardziej absurdalne, a jednocześnie  najmniej komukolwiek szkodzące (Żydzi już w drodze do obozu przywdziewają pasiaki), służą jako sugestia, że wszelkie pomyłki w scenariuszu nie są zamierzone, lecz przypadkowe, a tym samym wynikają z niewiedzy, a nie ze złej woli. Pojawiło się nawet wytłumaczenie, że stało się tak z powodu szczupłości środków. Kiedy ujawniono podczas telewizyjnej dyskusji wielkość budżetu produkcji (piętnaście milionów euro), teza ta przestała być forsowana.

Redukowanie nazizmu w piątce przyjaciół tylko do jednej postaci, która konsekwentnie do końca podąża drogą walki w szeregach armii najeźdźców (Friedhelm) może być tylko celowym zagraniem twórców filmu. Wychodzi na to, że osiemdziesiąt procent rodaków Führera było Żydami, buntownikami i dezerterami. Unikanie odbicia w portretach pięciu młodych Niemców bardziej reprezentatywnego obrazu niemieckiego społeczeństwa epoki Adolfa Hitlera nie może być przypadkowe. Łatwość przemiany dobrych ludzi w złych przestała być tematem tabu przynajmniej od czasu popularyzacji wiedzy o skutkach eksperymentu więziennego przeprowadzonego w Stanford przez Philipa Zimbardo. Zwłaszcza, że to właśnie niemiecka kinematografia przyczyniła się do jego rozreklamowania w filmie „Das Experiment” w reżyserii Olivera Hirschbiegela. Czy twórcy „Naszych matek, naszych ojców” są aż takimi ignorantami albo tchórzami?

 

Marcin Motylewski

 

Felieton ukazał się w czerwcowym numerze miesięcznika „Nasz Płock”

 

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura