Subiektywny Obiektyw Subiektywny Obiektyw
104
BLOG

Nie jestem Charlie Hebdo

Subiektywny Obiektyw Subiektywny Obiektyw Polityka Obserwuj notkę 0

Wolność słowa, czy to pojęcie oznacza brak jakichkolwiek granic dla swobody wypowiedzi? Czy w słowie “wolność” wyraża się możliwość powiedzenia czegokolwiek komukolwiek i kiedykolwiek? Niezależnie od okoliczności, kontekstu, dobrych manier, lub też rodzinnych, lokalnych, narodowych czy ogólnoludzkich tradycji i obyczajów? Czy wolność słowa rzeczywiście nie ma granic?

 

Czy Ci którzy od kilku dni “Są Charlie Hebdo”, rozumieją wolność słowa jako dogmat absolutny, który niczym, nigdzie i przez nikogo nie powinien być ograniczany? Czy Ci właśnie obrońcy swobody wypowiedzi podobny status równie gorliwie pragną zagwarantować piewcom rasistowskich teorii wyższości jednej rasy nad drugą? Czy swoboda obowiązuje również sympatyków nazizmu, faszyzmu i antysemityzmu? Czy Ci wszyscy Charlie Hebdo w równym stopniu pozwolą swobodnie drwić, w identycznie niewybredny sposób, z homoseksualistów, czarnoskórych bądź żydów?  

 

Czy fala krytyki, która przelała się wśród części środowisk artystycznych po odwołaniu koncertu Behemoth w Poznaniu, byłaby równie silna, gdyby odwołano koncert (również biletowany, również przeznaczony dla osób świadomych na jaką sztukę się piszą itd.)

np. wojujących rasistów o narodowo socjalistycznych upodobaniach?

 

Czy jest różnica między jawnym wyszydzaniem, potępianiem i obśmiewaniem ludzi ze względu na ich religię, a identycznymi praktykami czynionymi względem ludzi objętych wspólnotą pochodzenia, narodowości czy koloru skóry? Czy gdyby “Charlie Hebdo” przedstawiał obleśne satyry względem niepełnosprawnych lub chorych osób, z taką samą siłą wielbiciele “wolności słowa” tytułowali by samych siebie jego nazwą?

 

Jeśli nie, to trzeba drodzy Państwo stanąć w prawdzie i powiedzieć jak jest. Trzeba wyraźnie podkreślić, że zależy wam na swobodzie atakowania, poniżania i paszkwilowania np. religii i ludzi wierzących, ale w razie ataku wymierzonego w grupę ludzi ze względu na łączącą ich odmienną orientację seksualną, wolność słowa ma być stanowczo ograniczana, tego rodzaju wypowiedzi muszą być surowo karane a państwo i opinia publiczna powinna prewencyjnie zapobiegać podobnym “incydentom” w przyszłości. Jeśli nie akceptujecie wypowiedzi osób o odmiennym światopoglądzie, to nie róbcie z siebie idiotów i hipokrytów, wydzierając się o konieczności obrony wolnego słowa. Powiedzcie otwartym tekstem, że chcecie wolności tylko dla siebie, a dla reszty rózga na gołą dupę. Przynajmniej bądźcie prawdomówni.

 

Czy to aby nie dzisiejsi obrońcy wolności słowa utworzyli hasło tzw. “mowy nienawiści” czy “kłamstwa oświęcimskiego”, aby piętnować i penalizować osoby posługujące się takim właśnie zakazanym środkiem wyrazu? Jeśli z kategorii “wolnego słowa” wyłącza się jakieś hasła, poglądy, tezy, czy nawet badania naukowe, to czy można w dalszym ciągu mówić o jakiejkolwiek wolności? W tym przypadku należy raczej mówić o wolności słowa dla wybranych, dla osób wyjątkowych, stojących ponad tą mniej wartościową resztą, której swoboda wypowiedzi nie powinna przysługiwać.

 

Jeśli obrońcy “Charlie Hebdo” powiedzą wprost, bez ogródek i wycierania sobie gęby szlachetnymi hasłami wolności słowa, że oni w ramach tej wolności  mogą obrażać ludzi z kategorii X ale innym, w ramach tej samej wolności nie wolno obrażać ludzi z kategorii Y, to przynajmniej będą uczciwi wobec samych siebie i opinii publicznej. Wtedy możliwa będzie dyskusja oparta na faktach i prawdziwych kontekstach, a nie jak do tej pory na iluzjach i propagandowych hasełkach. Tylko czy “wolność słowa” pozwoli na prowadzenie takiej dyskusji? Wydaje mi się, że ciężko będzie znaleźć grupy społeczne czy nawet pojedyncze osoby, które wolność słowa definiują przez pryzmat wolności absolutnej. Pojęcie to, raczej na pewno na tym lub innym etapie, prędzej czy później, ale znajdzie chętnych do jego ograniczania, do korekty i cenzury. I z faktem ciągłej przepychanki między zwolennikami różnymi postaw życiowymi, próbami ograniczania wolności lub narzucania własnego stanowiska należy się pogodzić, należy to w jakiś sposób zaakceptować, ponieważ wprowadzenie absolutnej swobody i niezależności w głoszeniu poglądów jest w ludzkim wymiarze nie do osiągnięcia. Wojna w obronie wolnego słowa to raczej wojna między poszczególnymi grupami świadomymi wspólnoty interesów: prawicy i lewicy, wierzących i ateistów, socjalistów i kapitalistów itd.

 

A dlaczego nie jestem “Charlie Hebdo”? Bo obleśne, prymitywne i paszkwilanckie karykatury zamieszczane w tej gazecie, nie mieszczą się w moim poczuciu estetyki, dobrego smaku, szacunku wobec człowieka, a tym bardziej w ramach poczucia humoru! Nie śmieszy mnie satyra, której jedynym pomysłem na samą siebie jest próba przesunięcia jeszcze dalej granicy chamstwa i prostactwa w przestrzeni publicznej. Dlaczego nie jestem Charlie Hebdo? Ponieważ istotną sprawą jest skład osobowy tych, którzy Charlie Hebdo właśnie zostali, polityków dających wyraz sprzeciwu i oburzenia w trakcie marszu w obronie wolności słowa. Ich historia pokazana w internetowych memach nie pozostawia cienia wątpliwości, jakie wstrętne i obłudne postaci brały w nim udział. Nie czuję żadnej wspólnoty z tymi kreaturami, nie popieram ich niemoralnych dwulicowych postaw, żadna wspólna sprawa nas nie łączy. Uważam, że istnieją pewne wspólne wartości, przynajmniej na poziomie podstawowym, które powinno się szanować i których nie należy łamać. Wartości, które pozwalają nam godnie koegzystować z resztą społeczeństwa. Dlatego nie jestem Charlie Hebdo. To nie jest tak, że nie istnieją żadne normy ustalone tradycją, obyczajem, dobrym smakiem czy szacunkiem. Istnieją, bo przecież nie witamy się z koleżanką z pracy wyzywając ją od ku...wy, w debacie publicznej nie godzimy się na wulgarne wyzwiska, piętnujemy tych, którzy opowiadają o innych fałszywe plotki, nie godzimy się na nieuzasadnioną przemoc. Normy zatem są. Często akceptujemy taki stan rzeczy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. I jeśli ktoś poza te normy wykracza, na siłę próbuje przesunąć granicę, powinien liczyć się z reakcją, która również poza te normy i granice wykracza.

 

Nie wiem jak zacząć, jak się przedstawić, jak wytłumaczyć o co w Subiektywnym Obiektywie chodzi i co ta nazwa ze sobą niesie. Wrzucić tu swoje CV? Krótko się przedstawić? Może ktoś bardziej znany i poważany w środowisku powinien mnie zaanonsować? Nie wiem czy jasno i przejrzyście uda mi się to wyeksponować, ale coś napisać wypada. Subiektywny Obiektyw narodził się z umiłowania wolności jako absolutnie podstawowej wartości w życiu, przynajmniej moim. Z takiego środowiska wyrosłem. Wolności na wielu płaszczyznach, wolności osobistej, wolności od ucisku państwowego, wolności wynikającej z praw naturalnych, wolności wyboru i chyba przede wszystkim wolności gospodarczej, warunkującej wiele wspomnianych, której nic i nikt nie powinien dławić. Wolności, która też przecież ma swoje granice, ale tylko tam gdzie godzić może w swobodę innych. Subiektywny Obiektyw to celownik, który namierza, identyfikuje i dokonuje egzekucji na wszystkich i wszystkim co ogranicza lub odbiera wolność człowieka. To jest mój Obiektyw, w pełni i z premedytacją Subiektywny. Nie chcę zajmować żadnej ze stron na scenie ideologicznej. Nie chcę być na lewo, ani w centrum, ani na prawo, ani z przodu ani tym bardziej z tyłu. Nie dlatego, że boję się sam siebie precyzyjnie zdefiniować, po prostu czuję, że stoję obok tego wszystkiego. Ważne jest żeby popierać konkretne sprawy, nawet jeśli wiąże się to z kooperacją z przeciwnikiem ideologicznym. Mało istotne jest dla mnie to, kto obniży za wysokie podatki i zniesie te niepotrzebne, nie ważne jest kto zlikwiduje ZUS i przymusowe ubezpieczenia, nie istotne jest czyje nazwisko znajdzie się pod projektem ustawy deregulującej dostępy do setek zawodów. Ważne jest aby to po prostu zrobić. Stąd właśnie wywiedzione zostało motto o popieraniu spraw a nie ludzi. Ważne są zasady, którymi się kierujemy na drodze do Wolności. Zasady, których nie sposób ominąć aby nie zboczyć z tej drogi. Wolność nie polega na lakonicznym stwierdzeniu „róbta co chceta”, bo tak ani się nie da, ani nie wypada. Żyjemy w jakimś zbiorowisku, które poza wieloma indywidualnymi sprawami, posiada również część zbiorów wspólnych. W związku z tym najważniejsze jest zachowanie zasady, że dopóki ktoś nie ingeruje w mój zakres wolności, ja nie ingeruję w jego. Szanujmy na wzajem swoje prawa do bycia wolnymi ludźmi. A kto kryje się pod logiem Subiektywnego Obiektywu? Zawodowo jestem menadżerem, zajmuję się zarządzaniem firmą, ludźmi, szczególnie interesuję się zagadnieniem przywództwa w biznesie. Prywatnie jestem pasjonatem ekonomii, biznesu, polityki, kultury, historii. Miesza się to wszystko we mnie jak w blisko stukilowym shakerze, który zamiast soku z owoców wylewa z siebie publicystykę. Jak taka mieszanka smakuje, trudno mi określić bo jak wiadomo nemo iudex in causa sua. Może ktoś będzie chciał pić taką miksturę szklankami a może komuś innemu po pierwszym łyku się uniesie…. nie sposób prorokować. Odczuwam jednak pewną powinność misjonarza, potrzebę wprowadzenia nowej jakości do dyskursu publicznego, lepszej czy gorszej to już nie mnie sądzić, ale mam nadzieję że przynajmniej świeżej. Wydaje mi się, że wiele pojęć i spraw naprawdę ważnych, wpływających na nasze życie osobiste i publiczne zostało dzisiaj wepchniętych gdzieś pod brudny zlew, schowanych za wiadrem na śmieci i pustymi butelkami po piwie. A jeśli już się je wyciąga na światło dzienne i poddaje dyskusji, to robi się to w sposób nieodzwierciedlający istoty rzeczy, jakoś obok tematu, często kłamiąc, przekręcając fakty i zmieniając znaczenia newralgicznym pojęciom. Trzeba zatem orać, siać, rzucać słowo na żyzną glebę a może kiedyś przyjdzie czas na zbieranie plonów…

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka