Gminy nie płacą nauczycielom, ponieważ uważają, że od tego jest rząd. Ostatecznie nauka nie stanowi przecież żadnej konkretnej inwestycji a większość dzieci i tak po skończeniu szkoły wyjedzie do Warszawy, zatem to niech Warszawa martwi się o ich kształcenie.
Najlepiej przenieść nie tylko pensje nauczycieli do Stolicy, ale także szkoły i uczniów. W ogóle po co nam gminy? – taki mniej więcej można wyciągnąć wniosek, po przeczytaniu w belfer-blogu Dariusza Chętkowskiego, pełnego „bulwersacji” artykułu na temat braku pieniędzy na pensje nauczycielskie.
„My tu w gminie mamy co innego na głowie i na to wydajemy pieniądze. Ja to rozumiem i dlatego popieram pomysł, aby przenieść pensje nauczycieli do Warszawy. Zresztą dlaczego tylko pensje, czemu nie całe szkoły łącznie z uczniami? Przenieśmy całą Polskę do Warszawy” – podsumowuje swój artykuł.
„Niż demograficzny i kryzys światowej gospodarki przynagla potrzebę uporządkowania szkolnictwa. (…) rząd chce wykonać pracę cudzymi rękami działając od innej strony. Chce zmusić gminy do zamykania szkół, bo nie uniosą kosztów ich utrzymania. W ich miejsce mają powstać szkoły nie obciążone balastem socjalistycznych powinności. Z pracownikami takimi samymi, jak inżynier, czy księgowy, który nie jest dożywotnio przyszyty do firmy i jeśli nie potrafi albo nie chce mu się sprawnie i efektywnie pracować, to można go wymienić”. – podsycają forumową dyskusję inni nauczyciele – blogerzy.
Obowiązujący system polega jednak na tym, że pieniądze na edukację rząd przyznaje w ramach tzw. subwencji, wyliczanej na podstawie liczby uczniów w szkołach. Jednak podwyżki nauczycielskie nie zwiększają wysokości tej subwencji i w rezultacie gminy z własnej kieszeni muszą dokładać do oświaty i nauczycielskich pensji.
Ale czy w Warszawie rzeczywiście szkolnictwo to idealna kraina miodem i mlekiem płynąca?
„Budżety warszawskich szkół są „trudniejsze” niż parę lat temu – jak wszystkich dotknął nas kryzys, miasto ma mniejsze przychody z powodu zmiany progów podatkowych, ulg na dzieci. Z drugiej strony – co widać gołym okiem – coraz więcej inwestujemy w rozwój infrastruktury, budujemy Most Północny, metro, ulice, parki, kupujemy nowy tabor dla miejskiej komunikacji itp.” – można przeczytać w Passie.
Proponuje zatem alternatywne letnie szkoły w parku, w domach prywatnych albo pod mostem, jak za czasów tajnego nauczania. Zejdźmy do podziemia, jak za dawnych dobrych dla edukacji czasów!
Sylwia Milczarek