Michel Houellebecq "La carte et le territoire", Flammarion 2010/Druga Płeć
Michel Houellebecq "La carte et le territoire", Flammarion 2010/Druga Płeć
Druga Płeć Druga Płeć
576
BLOG

Houellebecq, Riesling i koper włoski

Druga Płeć Druga Płeć Kultura Obserwuj notkę 16

W kuchni na ogniu pyrkocą nieśmiało świeże jędrne i chrupkie bulwy kopru włoskiego zalane bulionem i białym wytrawnym winem. Riesling. Najszlachetniejszy szczep ze wszystkich odmian winorośli w Alzacji. Żaden niewiarygodnie i oszałamiająco aromatyczny Gewurztraminer mu nie dorówna. W swoich najlepszych latach Riesling osiąga absolutną perfekcję: jędrny, zwarty, o delikatnym i subtelnym zapachu, o miłym, łagodnym smaku i harmonijnym bukiecie łączącym lipę, akację, kwiat pomarańczy i cynamon. Doskonały do degustacji i do gotowania.`

Zawsze używam dobrego wina w kuchni. Tego samego , które serwuję potem przy stole. Nie ma sensu oszczędzać, bo potem czuć to na talerzu. Najważniejsza jest jakość. W kuchni. Bo nie interesuje mnie najnowsza plazma, buty od Blahnika czy okulary Ray Bana. Mogę jeść chleb z masłem. Pod warunkiem, że to chleb na prawdziwym zakwasie a masło jest pełnotłuste i z organicznej farmy. Interesują mnie świeże zioła bardziej niż nowy krem z enzymami anti-age. W kuchni nie ma dla mnie kompromisów. A moja dewiza to im mniej tym lepiej. Lubię czuć smak każdego składnika z osobna. Dlatego nie łączę więcej niż trzech do pięciu składników jednocześnie. Lubię małe porcje, by raczej czuć lekki niedosyt, a nie ciężką niestrawność z przejedzenia. Lubię prostotę i minimalizm...

Tym razem nie będzie wina do kolacji, bo dopijam resztki Rieslingu opatulona w ciepły pled na tarasie w hamaku. I kończę najnowszego Houellebecqa. Noc jest ciepła i bezchmurna. Widać pieknie gwieździste niebo. Antek spokojnie śpi za ścianą zmęczony całodziennymi harcami. Jestem szczęśliwa. Nawet Houellebecq nie może tego popsuć.

A Houellebecq ze swoją La carte et le territoire (Mapa i terytorium) nie zachwyca, nie uwodzi, nie czaruje. Jego świat jest emocjonalnie płaski, zimny, martwy. Jest to świat bez nadziei. Warunkiem szczęścia jest... wymarcie rasy ludzkiej (sterylność i co za tym idzie bezdzietność). Jedyne porywy wyższych uczuć pojawiają się w relacji czowieka z psem. Jest to miłość pełna pasji, oddania, bezinteresowna i absolutna, o jakiej wszyscy marzą. Marzą o niej, ale jednocześnie bronią się przed nią ze wszystkich sił z panicznego lęku przed utratą władzy. Jakby każda relacja uczuciowa była nieodmiennie starciem sił w jedynym celu zdobycia dominacji nad drugą osobą i uzależnienia jej od siebie.

U Houellebecqa krytyka społeczna jest związana z kryzysem cywilizacyjnym. Konsumpcyjny styl życia, izolacja społeczna, powierzchowność relacji międzyludzkich. Nawet nietypowe imię, jak na warunki francuskie - Jed, jednego z głównych bohaterów, jest symbolem upadku cywilizacji. Według Houellebecqa nie ma dla nas ratunku. Ale czyż nie słyszymy o tym upadku już od dwóch tysięcy lat?

Krótko mówiąc La carte et le territoire jest kolejną książką Houellebecqa będącą symptomem choroby, którą Hoellebecq sam diagnozuje jako chorobliwy lęk przed miłością.

Zdecydowanie nie polecam.

I zastanawiam się czy fakt, że Houellebeq otrzymał za tą książkę nagrodę Goncourtów nie jest bardziej przygnębiający niż sama książka. Bo jeśli nie ma nic lepszego na francuskim rynku literackim (żeby było konsumpcyjnie, gdyż za Houlebecqiem kryją się przecież olbrzymie pieniądze), to jest to doprawdy smutna wiadomość.

Dodam, że wielostronicowe opisy i analizy techniczne najnowszych modeli BMW czy innych Lexusów, przywodzą na myśl filmy o Jamesie Bondzie i nachalnych reklamach nowinek technologicznych w nich zawartych. A końcowa próba napisania dobrego "amerykańskiego" kryminału doprawdy nie wypaliła, szczególnie w poincie.

No coż, jak już wspomniałam, nie ma Houellebeqc nade mną takiej władzy bym przez jego lekturę poczuła się źle. Zero drgnięcia emocji w mojej duszy. Tak to niestety bywa z bezduszną literaturą.

Fenkuł udusił się powolutku. Czeka i pachnie, nęci i korci... Dla P. zawinę go w duże plastry szynki, ułożę ciasno w brytfance, posypię startym serem i zapiekę w gorącym piekarniku. Resztę podam ze smażonym łososiem doprawionym solą, pieprzem, oliwą z oliwek i sokiem z cytryny, dla łakomczuchów dorzucę jeszcze makaron al pesto (zmiksowana oliwa z oliwek, bazylia, czosnek, orzeszki piniowe i parmezan). To co zostanie wymieszam z serami pokrojonymi w kostkę (żółtym, pleśniowym białym i niebieskim) i użyję jako farsz do tarty. A jeśli jeszcze coś znajdę na dnie garnka, podam to na grzankach z... o rany, wypiłam przecież cały Riesling.

A jak przyrządzam duszony fenkuł? Dla czterech osób siekam cieniutko kilogram kopru włoskiego odrzucając wszystkie łodygi i "głąb". Podsmażam 10-15 minut na patelni w dużej ilości oliwy z oliwek (1/4 szklanki). Dodaję dwie kostki skoncentrowanego domowego bulionu, takiego jak robi mój Tata, czyli odparowanego do maksimum rosołu i zamrożonego w woreczkach na lód ( ewentualnie można zastąpić dwoma rosołkami w kostce). Wlewam szklankę białego wytrawnego wina. Duszę na bardzo małym ogniu do miękkości, czyli ok. 30-40 minut. Doprawiam do smaku solą i świeżo zmielonym pieprzem. Można na początku smażenia dodać drobno posiekaną cebulę lub rozgnieciony ząbek czosnku, albo po zmniejszeniu ognia pomidory (świeże pokrojone w kostkę lub w puszce). Wszystko jest kwestią smaku...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura