Wschód słońca/Druga Płeć
Wschód słońca/Druga Płeć
Druga Płeć Druga Płeć
256
BLOG

Na placu zabaw - między wiarą a rozumem

Druga Płeć Druga Płeć Kultura Obserwuj notkę 3

Dzień zaczął się od fantastycznego wschodu słońca. Rzut oka na ten niesamowity spektakl wystarczył, by nabrać sił i chęci do życia. I już wiedzieliśmy co będziemy robić po śniadaniu. Program na dzisiejszy ranek? Plac zabaw!

Antek stoi na wysokim podeście statku. Chce zejść. Wyciąga do mnie swoje małe rączki. W odpowiedzi wyciągam moje ręce i wesoło zachęcam go: Skacz! Bez chwili wahania, z bezgranicznym zaufaniem rzuca się w moje ramiona. Śmieje się, obejmuje mnie za szyję i przytula się.

Atakujemy zjeżdżalnię. Antek testuje swoje możliwości. Bez trzymanki to banał. Na plecach – pikuś. Na brzuchu z nogami do przodu – nic wielkiego. Na brzuchu z głową do przodu... zatrzymuje się, waha, rezygnuje. Ponowna próba. Nie, nie tym razem. Jeszcze jest dla niego za wcześnie. Sam to rozumie. Nie sprawia wrażenia pokonanego. Jest z siebie dumny. Zjeżdża trzymając w rękach piłkę. - Widziałaś, widziałaś to mamo! - krzyczy jego dumne spojrzenie. - Widziałam, i jestem z Ciebie bardzo dumna. – odpowiadam uśmiechem.

Biegniemy na sznurkową drabinkę. Antek wspina się po niej samodzielnie. Jest w ekstazie. Dopadamy drążki. Chwyta się rękoma, wiesza i buja, po czym zeskakuje. Powtarza to co najmniej piętnaście razy. Słońce świeci niemiłosiernie. Jest cały mokry. Rzuca się na ziemię i robi samolot wydając dźwięki warczącego silnika. Nagle podrywa się i oparty na rękach podrzuca wysoko nogi opadając miękko na wykładzinę placu zabaw. Śmieje się do rozpuku. Wstaje i kręci się w kółko do utraty równowagi. Podnosi się. I znów upada. Próbuje utrzymać równowagę, ale nie może. Zaśmiewa się dziko. Po chwili znów kręci się w kółko. I znów traci równowagę. Świat kręci się dookoła. Doczłapuje do moich ramion. Wtula się znowu. Odchyla głowę do tyłu i pozwala się wycałować i wyłaskotać chichocąc z zadowoleniem.

Pędzimy do labiryntu. Antek popiskuje z podniecenia. Gonimy się. Antek mnie straszy: Bu! Bu! Bu! - Ojej, boję się! - odpowiadam przerażona. Szaleńczy śmiech i kolejne: Bu!

Teraz rzucamy i kopiemy piłkę. Inne dzieci przyłączają się do nas. Improwizowany mecz porywa wszystkich.

Zmęczeni, dla odpoczynku, gotujemy zupę w altance. Chłopcy przygotowują kanapki z szynką i lody z polewą czekoladową. Dziewczynki... utknęły przy zupie. Antek świetnie udaje,że próbuje wszystkiego. Obserwujące nas mamy mają oczy pełne wdzięczności, że zajęłam się ich niesfornymi pociechami. Gdy żegnamy się słyszę od dzieci, że świetnie się bawiły. Zapewniam je, że my z Antkiem także.

Wracamy na rowerku zrywając stokrotki i mlecze. Słońce stoi wysoko na niebie. Prawdziwy obiad smakuje wyśmienicie w cieniu wielkiego parasola na tarasie. Sjesta Antka jest słodka.

A ja rozmyślam o bezgranicznym zaufaniu Antka i przychodzi mi do głowy stary dowcip, na który wpadłam niedawno w książce napisanej przez dwóch absolwentów Harvardu: Thomasa Cathcarta i Daniela Kleina wydanej we Francji pod tytułem Platon et son ornithorynque entrent dans un bar... La philosophie expliquée par les blagues (sans blague?). (Szukając na internecie okazało się, że w Polsce książka wyszła pod tytułem Przychodzi Platon do doktora.) W wolnym tłumaczeniu wspomniany kawał brzmi tak:

Pewien człowiek potknął się i wpadł do głębokiej studni. Zleciał jakieś trzydzieści metrów zanim szczęśliwie zaczepił się o wystający korzeń. Chwycił się go mocno, ale wkrótce zaczął tracić siły. W odruchu zwątpienia zawołał: Czy jest tam ktoś na górze?

Podniósł głowę, ale zobaczył jedynie okrąg pochmurnego nieba. Nagle chmury rozproszyły się i dotarł do niego promień oślepiającego światła. Niski i poważny głos zagrzmiał: To ja, Bóg, jestem tutaj. Puść korzeń, a uratuję cię!

Człowiek zastanowił się przez chwilę, po czym krzyknął: Nie ma tam na górze nikogo innego?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura