Bérénice Geoffroy-Schneiter "Arts premiers", Assouline, 2005. Tiramisù à la framboise/Druga Płeć
Bérénice Geoffroy-Schneiter "Arts premiers", Assouline, 2005. Tiramisù à la framboise/Druga Płeć
Druga Płeć Druga Płeć
348
BLOG

Wiosenne porządki z Davidem Lodgem

Druga Płeć Druga Płeć Kultura Obserwuj notkę 7

Wiosenne porządki w kuchni to przede wszystkim przepatrywanie wszystkich szaf, szafek, szafeczek, półek i innych zakamarków, spiżarki, lodówki i zamrażalki, w celu zjedzenia wszystkiego co mogłoby się przedatować. Rzecz zadziwiająca dla mnie to znalezione w spiżarce, wciśnięte równiutko pod szafkę z butelkami wina, dwa tomy Arts premiers. Są to przepiękne książki, czy raczej albumy, napisane przez Bérénice Geoffroy-Schneiter jasnym i żywym językiem, ilustrowane fantastycznymi zdjęciami masek, statuetek, przedmiotów rytualnych i samych artystów. Książki te stanowią inteligentne wprowadzenie w świat sztuki prymitywnej. Zaprawdę przepiękne przedmioty same w sobie.

A Antek okazuje się nieprzewidywalny w swojej logice znajdowania właściwego miejsca dla każdej rzeczy.

Prócz tego dotarłam jeszcze do zapasów różowej soczewicy, paczki ciasteczek Digestive z karmelem i czekoladą (doprawdy nie mam pojęcia jak one się uchowały całą zimę?) i powideł śliwkowych. Wszystko kwalifikujące się do natychmiastowego zjedzenia. W zamrażalce natknęłam się natomiast na paczkę mrożonych malin.

Maliny natchnęły mnie do owocowej wersji tiramisù,którą uwielbiam przygotowywać latem ze świeżych malin lub truskawek. Ale mrożone maliny też nadają się do tego doskonale.

Choć nie, wycofuję się, nazwanie tego deseru tiramisu jest nieporozumieniem.

Tirami-sù, czyli w wolnym tłumaczeniu, postaw-mnie-na-nogi,zawdzięcza swoją nazwę dwóm składnikom mającym właściwości pobudzające: kawie i alkoholowi. Bez nich nie ma mowy o tiramisu. Więc nazwijmy ten deser sernikiem na zimno z malinami.

Na cztery porcje ubiłam do białości 3 żółtka z 70 gramami cukru. Dodałam 300 gram serka mascarpone, ubiłam na małych obrotach aż masa stała się puszysta. (Czasem dodaję 1-2 ubite na sztywno białka, ale niekoniecznie, tym razem zostawiłam je sobie do zrobienia wersji light musu czekoladowego).

Gdy robię klasyczne tiramisu zamaczam 10 suchych biszkoptów w filiżance mocnej kawy ze słodkim włoskim winem marsala lub, gdy nie mam go pod ręką, z whisky (zdarzyło mi się też użyć już nieraz baileysa, amaretto, a nawet cointreau i limoncello, i za każdym razem byłam zadowolona, więc myślę że inny dobry likier, który pasuje do kawy, też się nadaje). Pozostałą po szybkim zamoczeniu biszkoptów resztkę mieszanki kawowo-alkoholowej dodaję do masy. Biszkopty układam na dnie czterech małych pucharków, miseczek lub szklanek i dopełniam masą serową. Wkładam do lodówki na co najmniej cztery godziny. Przed podaniem posypuję z wierzchu odrobiną gorzkiego kakao i... gotowe.

W mojej dzisiejszej wersji z malinami na dno szklanek wrzuciłam zmiksowane czekoladowo-karmelowe ciasteczka z odzysku (zwykle kruszę grubo biszkopty). Następnie dosypałam po garści zamrożonych malin. Zasypałam je cukrem (niestety nikt nie podziela mojego zamiłowania do niesłodkich deserów, więc tylko moja porcja jest bez cukru) i dopełniłam masą serową. I do lodówki.

Po tej krótkiej przerwie kontynuowałam przepatrywanie kuchni. Poza grochem i czarną czekoladą trafiła mi się kolejna niespodzianka.

Aż miałam ochotę krzyknąć na całe gardło: Antek!!!

Otóż na półce za wielkim koszem z ziemniakami znajdowała się ostatnia powieść Davida Lodge'a z 2008 roku La vie en sourdine (Deaf sentences – swoją droga angielski tytuł to świetna gra słów). W Polsce wydanej pod wdzięcznym tytułem Skazani na ciszę. David Lodge specjalizuje się w satyrze i komedii obyczajowej. Nie inaczej jest w tym przypadku. Książka jest momentami gorzka, czasem zabawna, często wzruszająca. Jest to jednocześnie opowiastka moralna, wyrafinowana komedia i głębokie rozważanie nad niedopowiedzianym światem odgadywanym przez niedosłyszących. I wreszcie jest to pochwała ciszy w świecie, w którym głusi mają to szczęście, że nie są skazani na pustą, czczą i żałosną gadaninę otoczenia. Wielki Lodge w wielkim stylu i w doskonałej formie, mimo że... nie dosłyszy.

Znalazłam też makaron na lasagne, mąkę z cieciorki i przyprawę do grzanego piwa.

No to już mam menu na następny tydzień.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura