Michał Gniadek-Zieliński Michał Gniadek-Zieliński
165
BLOG

Pożegnanie jesieni.

Michał Gniadek-Zieliński Michał Gniadek-Zieliński Kultura Obserwuj notkę 1

Wielka Wojna zakończyła definitywnie najpiękniejszą epokę w historii świata. Wszystko co po Wielkiej Wojnie było już jedynie delikatnymi podrygami konającej cywilizacji europejskiej. Degrengolada kulturowa, której dziś przeżywamy najwyraźniejsze nagromadzenie, swoje korzenie ma przede wszystkim w świecie międzywojennym.

Oczywiście prekursorką wszystkiego jest Wielka Rewolucja Francuska, jednakże to dopiero jej dzieci z nieprawego łoża podłożą ogień, który strawi całą cywilizację. Rozwój demokracji, wojna totalna, długa i na wyniszczenie (obca naszej cywilizacji), Rewolucja Lutowa i Październikowa w Rosji, uzależnienie finansowe ententy od jankeskich banków, Rewolucja Niemiecka. Tak wyglądało przedwiośnie Europy międzywojennej. Trudno o gorszą sytuację wyjściową i wcale nie trudno, by sytuacja ta z roku na rok się pogarszała. Wyrżnięta Europa, zbydlęcona Europa, Europa uzależniona od byłej kolonii. Taka była. Tragiczny niedobór pracowników (wojna) wpłynął na upadek kapitalizmu; w ustawach socjalnych prym wiodły teraz byli apologeci wolnego rynku: UK i Niemcy. Niedobór mężczyzn w wieku produkcyjnym sprawiał, że kobiety na masową skale zaczęły uczestniczyć w produkcji. Oczywiście nie zwalniało ich to z obowiązków domowych. Rozpoczęła się era nowego niewolnictwa. Upadały powoli obyczaje i zwyczaje. Kobiety nie były już postrzegane jako damy, ale jako koleżanki z pracy (no przecież). Sztuka i Filozofia dogorywały już porzucone przez społeczeństwo na rzecz etosu chleba, byle jakiego. Ostatnie podrygi Sztuki były choć wielkie (Picasso, Apollinaire, Witkiewicz, Strawiński, Czyżewski, etc.) w chwili swego ostatecznego upadku, Filozofia nie miała tyle szczęścia, dogorywała pluskając się w pomyjach i rzygowinach Bergsona i egzystencjalistów. Gdzieś może czasem przebłysnął Nietzsche.

Era kompletnego pustactwa i ignorancji nastąpiła jednak później. Po II Wojnie Światowej, Europa zmielona przez faszystowsko-nazistowski młynek, połknięta została przez barbarzyńskich sowieciarzy i jankeskie hordy dyletantów. Pół Europy upadło na kolana przed byłą kolonią i złożyło pokłon jej kulturze, wyzbywając się swojej. Drugie pół, chodź gardziło barbarzyńską „kulturą” Sowietów przyjęło ją i tym bardziej umiłowało kulturę amerykańską, której nie dane im było skosztować. Era cywilizacji, która kiedyś zdominowała cały świat definitywnie minęła. Co gorsza, nastąpił ciekawy paradoks. Pierwszy raz w historii, upadająca cywilizacja ginęła od ciosu swoich własnych niewolników. Nauczka. Porządna nauczka.

I tak to sobie Europa nasza zdychała. Na Zachodzie doświadczenia wojny znów zawróciły Sztukę i Filozofię z metafizycznej drogi w stronę spraw życiowych. Rozwijał się parszywy egzystencjalizm przesycony ideologią komunistyczną. Błędnie postrzegana interpretacja warsztatów przedwojennych artystów, sprawiła, że nowi twórcy zachwycili się bezsensem dla samego bezsensu jako takiego. Na Wschodzi panował kult socrealizmu i w nim to tamtejsi mędrcy tworzyli. Wytworzyła się ponadto pewna ciekawa sytuacja, która rzutuje na całą Europę do dzisiaj. Otóż, na Wschodzie krytykować można było jedynie kapitalizm, bo programowo socjalizm uznany jest za najlepszy ustrój ekonomiczno-społeczny w dziejach. Na Zachodzie zaś choć można było krytykować i jedno i drugie, jeżeli już krytykowano to krytykowano kapitalizm, bo socjalizmu właściwie nie znano. Lewicowi „intelektualiści” rozpoczęli realizować tzw. plan Gramsciego, a więc wprowadzanie komunizmu przez liberalizacje obyczajów, głoszoną drogą rewolucji kulturowej i kulturalnej. Karabinem stała się Sztuka i Filozofia. Lewacy przywłaszczyli ją więc sobie i trzymają w swoich -ociekających krwią katyńską- łapskach po dziś dzień. Wszystko ułatwił im modernistycznych duch, który zaczął krążyć w watykańskich murach i jego efekt: Vaticanum II.

Proszę wybaczyć ten (może nieco przydługi wstęp historyczny), ale trudno omawiać- nawet krótko- tego typu zagadnienie bez odpowiedniego fundamentu. Opisane przeze mnie zjawiska są właśnie takim fundamentem dzisiejszego stanu rzeczy- czy też świadomości-, w którym ugrzęzła nasza inteligencja, czy szerzej nasza kultura. Dyletanctwo, głupota, pyszałkowatość, brak moralności i podporządkowanie się finansjerze, ograniczony umysł przez ideologiczny bełkot i wreszcie brak własnej teorii, przyczynku do własnej twórczości. Taka jest dzisiejsza inteligencja: jest zgniła. Dusi się we własnym smrodzie i radne, powtarzam, żadne ich własne nagrody ani Noble nie uperfumują jej należycie. Powinna się wreszcie umyć lub zabić, to moja rada. Bo nie wypada, by cechami inteligencji zaśmiardli inni, tymczasem niestety tradycyjna rola inteligencji do takiego stanu rzeczy prowadzi.

Sfera kultury jest podporządkowana reżimowi i w nader pilny sposób kontroluje ją socjalistyczne towarzystwo wzajemnej adoracji poprzez stosowny nacisk na odpowiednie ministerstwo. Państwowe uniwersytety, akademie, teatry, galerie. Czyż nie łatwiej kontrolować przez to kulturę niźli gdyby były prywatne? Czy nie łatwiej manipulować rynkiem artystycznym faworyzując „odpowiednich” twórców przez państwowe dotacje i stypendia? Talent dziś, wyczucie formy i indywidualny styl zamieciono w kąt, kąt ciemnogrodzki. Liczą się układy i liczy się ideologia, na dodatek Kulturze wroga.

Poziom naszej nauki jest co najmniej tragiczny. Nasze najlepsze uniwersytety, a więc Warszawski i Jagielloński są w czwartej setce światowego rankingu! Poziom nauczania kuleje nie tylko na uczelniach wyższych. Już od podstawówki belferstwo zajmuje się głównie indoktrynacją uczniów i wpojeniem im pewnych oświeceniowych myśli. Egzamin Maturalny, który zastępuje zwyczajowe egzaminy na studia, sprawia, że szkoły średnie nie uczą, ale przygotowują. Nie chodzi już o to by wiedzę potrzebną posiadać i by umieć ją gromadzić, nie chodzi już o rozwijanie umysłu, ale o zwykłe wkuwanie, o zastąpienie twórczej roli mózgu szufladami wypełnionymi informacjami, które są potrzebne jedynie na jakimś tam egzaminie (dojrzałości). Wszystkie etapy edukacji tylko przygotowują, gdzie jest więc czas na pracę twórczą? Uniwersytety kuleją. Dziś jak ktoś chce być naukowcem to nie ma czego tu szukać. Profesorowie przeciążeni pracą zawodową nie znajdują już czasu na pracę naukową, a tylko oni są faworyzowani (jako urzędnicy) przez organy państwa. W systemie obecnym, to oni więc teoretycznie powinni się nauką zajmować, gdyż mogą skuteczniej ubiegać się o fundusze z zewnątrz. Zbiurokratyzowana rzeczywistość odciska jednak piętno również na abiturientach. Coraz mniej studentów decyduje się na pracę naukową, wybierając raczej zawody praktyczne, czy wręcz techniczne, a jeśli już jacyś się zdecydują to uciekają za granicę. Przeładowane kierunki, takie jak prawo, czy całkiem sztuczne jak „stosunki międzynarodowe” wydają potem liczne zastępy bliźnich cierpiących zarówno na głód umysłowy jak i podobne dolegliwości związane z żołądeczkami. Zostają wiec w domach, bo nie mają roboty. Rośnie nam pokolenie darmozjadów i wiecznych dzieciaczków, na dodatek przesyconych pochwałą swojego warcholstwa płynącą z ich ulubionych oświeceniowych mediów.

Sztuka i Literatura przekroczyły już granicę katastrofy. Wprawdzie mamy jakieś tam literackie nagrody i nawet część naszych pisarzy opływa w laury zagraniczne. Niektórzy nawet opromienieni sławą Nobla zajmują pół podręcznika do literatury dla szkół średnich. Nie ma jednak prawie wcale pisarzy świetnych, a nawet niezłych… może zliczyć uczeń od wczoraj studiujący algebrę. Po Białoszewskim i Herbercie naprawdę trudno o kogoś. Nie ma polskich książek, które warto czytać i nie ma polskich dramatów, które warto wystawiać. Wszystko jest jakieś puste, pisane w kiblu na kolanie i tylko po to by zabłysnąć przed podobnymi sobie półintelektualistami. Wszystko dziś piszę się na jedno kopyto, wszystko wręcz kipi beznadziejnością wartości życiowych, wszystko obraża i wszystko pieści. Wszystko nudzi po prostu, niemiłosiernie nudzi. Ze Sztuką podobnie. Nuda i ignorancja to główne przymioty, którymi można polski warsztat (ale i światowy) dzisiaj określić. Wszystko jest neo- i wszystko jest post-. Postfuturyzm, postsurrealizm i oczywiście postmodernizm, no postsztuka do cholery!  Dużo się robi i każden jeden co chwycił za pędzel, choćby i samym gównem malował, malarzem się samookreśla. Wszystko jednak jest straszliwie tandetne, powtarzalne i nudne, a w galeriach wystawia się to i sprzedaje, bo autor ma dobre nazwisko (najlepiej obco brzmiące jak Sasnal), bądź doprowadził do łóżkowej syntezy z kimś o wielkich możliwościach w tym świecie. Te same prawidła, które rządzą Literaturą, a więc poprawność polityczna i powszechność obowiązują również i w Sztuce. Zamknięty świat, wzajemnych adoratorów, którzy nie wpuszczają obcych chyba, że za cenę wyzbycia się indywidualności. Należy zaznaczyć, iż osobniki niepozbawione indywidualności i tworzące z pasji oraz stawiające sobie indywidualne artystyczne cele, do których starają się nieustannie zbliżyć, istnieją. Istnieją jednakże są to niedobitki, zmarginalizowane przez świat obecnej buraczanej kultury i zgnębione przez nią doszczętnie. Twórcy tacy zmuszeni są bądź do zaprzestania pracy twórczej, bądź do gnicia w warunkach człowieka niegodnych.

Osobnym tematem jest tzw. publiczność i jej zdegenerowanie. Zejście kultury wysokiej „w lud”, tylko mu zaszkodziło, nie mniej niż zaszkodziło sferom wyższym. Przemieszanie kultury wysokiej z kultura plebejską i ludową doprowadziło do efektu wcale niepożądanego, nawet przez entuzjastów takiego działania. Wbrew temu co się sądzi nie ukulturalniono szerokich „mas ludowych”, tylko wręcz odwrotnie: schamszczono te, które jeszcze się nieschamszczone dotychczas ostały. Dziś Sztuką jest wszystko jeśli tak się o tym powie, ale nie wnosi to nic, bo nikt się tym kompletnie nie interesuje. To samo zresztą z Literaturą i Filozofią się dzieje. Więcej się dziś inteligencja nagada niż poczyta i pomyśli. Książek się nie czyta, bo i po co? A jak się już czyta to jedynie leciutkie, kryminały i romanse, czasem sagi rodzinne. Słowem bułki same. Filozofia się nie zauważa, a ostatnimi filozofami to byli helleni. Nikt nie czyta rozpraw filozoficznych, bo to katorga, porównywalna chyba tylko z wyjściem do muzeum. Zamiast do teatru to na potańcówkę lub do kina, a jeżeli już jednak, to jedynie na komedie, najlepiej wyśmiewającą polską zaściankowość. O Literaturze, Sztuce i Filozofii, dziś się nie mówi. Nikogo już to wcale nie interesuje. Wszystko zastąpiła polityka, na której co drugi to zna się lepiej. Zdegenerowane, zautomatyzowane społeczeństwo. Ale gorzej, bo taka i jego elita. Wyjątki są, ale ich istnienie wynika jedynie z przypadkowej systemu.

W takim kraju żyć przychodzi, psia jego mać- oby nie zdychać tylko.

Na co dzień nic, w wolnych chwilach różnie. Zapraszam na mój facebookowy profil: Michał Gniadek-Zieliński na Fejsbuku!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura