Kuchennik Kuchennik
540
BLOG

"W sieci": potrawy regionalne (Unia nasza kochana!)

Kuchennik Kuchennik Rozmaitości Obserwuj notkę 7

 Zaglądam ci ja do ostatniego (ostatniej?) Sieci, i wzrok mój wędruje do rubryki kulinarnej. (Zgadliście Państwo? Brawo! Należy się termos z kawą!;-D). No i jest - artykuł zatytułowany "Smaczne, bo naprawdę polskie. Produkty tradycyjne są trendy" pióra (a raczej piórska, bo to dość lekka muza ...) Pani Justyny Iwańskiej.

I dobrze, że przeczytałam ten artykuł, ponieważ dowiedziałam się z niego, jak rozpoznać produkty regionalne. Jak łatwo się dowiedzieć - zadbała o to nasza kochana Unia Jewropejska, matiuszka nasza najdroższa! Otóż, żeby produkt był regionalny (piszę umownie, bo są tam różne stopnie wtajemniczenia), należy go zgłosić Unii naszej najlepszej, a już ona się pchyli z troską, rozważy, podeliberuje i podejmie decyzję: jest-li to produkt regionalny, czy też azaliż nie.

Skąd unijny biurokrata wie, który produkt jest regionalny i tradycyjny, a który nie? A, od tego un jest, proszę ja Waszmości, mądrym unijnym biurokratą, żeby to wiedział ...

Jako produkty regionalne, w odpowiedni sposób oznaczone (i chronione) przez uniojewropejskie przepisy, mamy w tym artykule np. ser koryciński, jagnięcinę podhalańską, kaszubskie truskawki i jabłka sandomierskie.

Najbardziej z tego wszystkiego, proszę ja Państwa, rozwaliły mnie te jabłka. Bo to wcale nie jakaś konkretna odmiana, tylko miejsce uprawy drzewa ma decydować o jakości owocu ... Rozumiem z tego, że genetycznie modyfikowana krzyżówka jabłoni z gruszką o smaku anananasowym, uprawiana w odpowiednim regionie, też jest, według Unii Jewropejskiej, jakimś nadzwyczajnym rarytasem ...

A ja pamiętam spór, jaki się toczył między rodziną polskich górali a góralami słowacki o prawo do używania nazwy "oscypek". Teraz prawdziwe oscypki (kto wie, że prawdziwe - czyli niekoniecznie chronione przez prawo UE -  dostępne są tylko przez krótki okres lata?) są mało dostępne i drogie. Ja sobie radzę w ten sposób, jak przez całe życie - kupowałam na stoisku od "górala", ale takiego zaprzyjaźnionego, który z nastaniem jesieni uprzedza, że "teraz to już tylko krowie" ... I to jest uczciwe! No, a jak się jest w górach, to idzie się do "pasterskiego szałasu" (nie radzę astmatykom!) i kupuje się spory zapas. Dla siebie, rodziny i przyjaciół. Oni, podczas swoich urlopów, odwdzięczą się tym samym. I Broń Boże - nie pytamy o oznakowanie unijne ....

Jakoś w żadnym szałasie nie widziałam inspektora Unii naszej najdroższej ...

A jeśli chodzi o jabłka, to miałabym dziś ochotę zjeść kosztelę - jabłka, które moim rodzicom dostarczał mój Dziadek. Miał on sad za stodoła, a w sadzie jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie ... Z jabłek najlepiej zapamiętałam moje ulubione kosztele - zielono-złote, niezbyt kształtne, z plamkami ...

ALE JAK ONE SMAKOWAŁY!

Po ugryzieniu, z koszteli wypływał, a nawet wytryskał, obfity sok - takie były soczyste. Smak był absolutnie boski, przynajmniej w moim, dziecięcym, wspomnieniu.  Aromatyczny i słodki tak, że naprawdę zastępował deser!

Kosztele były mało wydajne, bo owocowały co drugi rok, były mocno robaczywe (bo niepryskane), można je było przechowywać stosunkowo krótko ...

Ale były to jabłka, jakich chyba nie doświadczyło się poza Polską - przynajmniej ja o tym nie słyszałam. Może ktoś wie coś więcej?

Dajmy sobie spokój z durną ochronę "tradycyjnych polskich wyrobów" przez Unię. O to, co naprawdę jest tradycyjne, najlepiej spytać babcię i dziadka.

Kuchennik
O mnie Kuchennik

Jestem skromna, zdolna i pełna poświęcenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości