Kuchennik Kuchennik
461
BLOG

Kurczę pieczone. Niedietetyczne!

Kuchennik Kuchennik Rozmaitości Obserwuj notkę 5

          Trafiło mi się (chyba) szczęście:  otóż zakupiona przeze mnie "kura rosołowa" (jedyny taki egzemplarz w sklepie) okazała się wielkim ptaszyskiem, ale jednak młodym.  Gdyby to nie było tak nieprawdopodobne, to uznałabym, że kura jest ... pulardą, ale ale przecież nie za tę cenę! (A podstawy do takiego mniemania mam: ptak ważył prawie trzy kilo, był większy od kaczki, tłusty, wabiący ponętnie piersią i udkami ... Nawet skrzydełka ta kura miała większe, niż u normalnej bywają "pałki" ... Toteż zrezygnowałam z chęci ugotowania mojej zdobyczy na rzecz upieczenia jej. A żeby tak godnemu nabytkowi oddać należytą cześć, upiec postanowiłam w słoninie.

         Wiem, co usłyszę, ale przecież taka okazja nie zdarza się codziennie, no i ten tłuszcz przecież spłynie po kurze jak woda po gęsi:)

          Ptaka umyłam dokładnie, a potem bardzo dokładnie osuszyłam papierowym ręcznikiem. Obrałam jedną cebulę i 6 ząbków czosnku - cebula na cztery, czosnek w plasterki. Dno brytfanny (ptak ledwo się zmieścił - a kaczka wchodzi tam radośnie i bezproblemowo!) posoliłam i popieprzyłam, hojnie sypnęłam mieloną słodką papryką i rozłożyłam równomiernie plastry czosnku. Na tym ulokowałam pticę, skropiłam ją sokiem wyciśniętym z połowy cytryny (należy dbać, by nie wpadła pestka, bo mięso od niej zgorzknieje), a potem znów: sól, pieprz, słodka papryka i czosnek. Cebulę utkałam w różnych miejscach, gdzie się zmieściła. W ostatniej chwili wpadłam na pomysł, że w tym zestawie przydałby się rozmaryn, więc ucięłam trzy gałązki (jedna poszła do brzucha). 

           Wtedy zabrałam się za krojenie słoniny w cieniusieńkie plasterki, którymi następnie otuliłam ptaszynę tak głęboko, jak się dało - zbyt nisko nie warta, bo i tak spadnie! A plasterki muszą być cienkie, żeby lepiej przylegały do ptaka. Co prawda w trakacie pieczenia i tak poodstają albo nawet spadną, ale swoje zdązą zrobić). 

            Brytfannę wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 240 stopni (czas pieczenia - 2 godziny). Po kwadransie temperaturę zmniejszyłam do 180 stopni. Po godzinie pieczenia wyjęłam brytfannę (piekarnik na ten czas zamknęłam, żeby ciepło nie uciekało) i przewróciłam pieczeń (delikatnie, żeby nie porozrywać skóry) na drugą stronę. I wtedy zrobiłam coś, czego dietetycy nigdy mi nie wybaczą: a mianowicie ukroiłam plaster zimnego masła i za pomoca widelca rozsmarowałam to masło porządnie na całym ptaku. 

(Możnaby drugą stronę też obłożyć słoniną, ale to jednak zabiera czas, ptak stygnie, a masło topi się szybko.

          Po upływie dwóch godzin znów zwiększyłam temperaturę do 240 stopni na 15 minut, dzięki czemu skórka wyszła pięknie zrumieniona. 

           A ogrzaną przesteń w piekarniku wykorzystałam w ten sposób, że ułożyłam tam zawiniątka z pergarminu, w którym ułożyłam różyczki kalafiora, lekko osolone - dla każdego oddzielny pakunek, w każdym kilka różyczek. Kalafiior musi być czysty, ale suchy - i tak puści trochę soku, więc przy odwijaniu "cukierków" należy bardzo uważać. Pakunki z kalafirami piekły się 40 minut.

             Ptaka po upieczeniu zostawiłam w otwartym (wyłączonym) piekarniku jeszcze na kwadrans.

            Półka powinna być umieszczona nisko.

            No, słów mi brak, żeby opisać zachwyt syna, który stwierdził, że to najlepszy kurczak, jakiego kiedykolwiek upiekłam - chodzi zarówno o smak, jak i konsystencję - mięso było tak wilgotne, że soki z niego wyciekały, a jednocześnie skórka chrupiąca i rumiana ...

             Aha - syn stanowczo nakazał mi dodać, że masło, którym polał sobie kalafior, świetnie nadaje się też do mięsa, ale tu wierzę mu na słowo. Ja się obeszłam bez masła, bo 17 lat już tak jakbym skończyła :)

 

 

 

 

 

 

 

 

Kuchennik
O mnie Kuchennik

Jestem skromna, zdolna i pełna poświęcenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości