Teologia Polityczna Teologia Polityczna
583
BLOG

Tomasz Stefanek: Pocisk z czasów II wojny światowej

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 13

Na trawniku między gmachem starej Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego a budynkiem Wydziału Prawa i Administracji wykopano jakiś czas temu niewybuch. Wszystko skończyło się dobrze. Na kilka godzin przerwano zajęcia i ogrodzono teren, aby saperzy mogli bezpiecznie przewieść niewypał na poligon w Kazuniu jeszcze przed rozpoczęciem spotkania Rady Gabinetowej w pobliskim Pałacu Namiestnikowskim. Ponieważ internetowe serwisy informacyjne mają w zwyczaju nawzajem powtarzać po sobie komunikaty, nie udało mi się dowiedzieć nic więcej ponad to, że był to „pocisk moździerzowy z czasów II wojny światowej”. Najwyraźniej „czasy II wojny światowej” pozostawiły po sobie pociski moździerzowe, przykryte niewielką warstwą ziemi na uniwersyteckich trawnikach europejskich stolic. Czasem zdarza się, że ogrodnik wykopie taki niewypał i wówczas odpowiednie służby muszą po prostu wywieźć pocisk moździerzowy, tę przykrą pamiątkę „z czasów II wojny światowej” – okresu zbiorowego szaleństwa, kiedy Europejczycy opętani jakąś niezrozumiałą chorobą strzelali do siebie z moździerzy – na poligon, aby go tam zdetonować i w ten sposób na zawsze unieszkodliwić.

Choć trudno o całkowitą pewność, jest jednak bardzo prawdopodobne, że ten pocisk pozostawili tutaj Niemcy. Niekoniecznie podczas Powstania Warszawskiego, ponieważ nie powiodły się próby zdobycia przez powstańców bunkra strzegącego bramy uniwersyteckiej i na kampusie nie toczyły się walki. Być może Niemcy zostawili ten pocisk później, kiedy niszczyli Warszawę, a może dużo wcześniej – jeszcze we wrześniu 1939 roku. W każdym razie gdyby uniwersytecki ogrodnik mocniej stuknął w pocisk łopatą albo stuknął w niego parokrotnie, pewnie znów udałoby się Niemcom zamordować kilku młodych polskich inteligentów. No, ale na szczęście polscy saperzy zjawili się w porę i poradzili sobie z pociskiem Niemców. Nie chodzi oczywiście o dzisiejszych Niemców, którzy z tymi od pocisku moździerzowego nie mają, jak wiadomo, nic wspólnego poza nazwą.  

Rację ma Jarosław Marek Rymkiewicz, kiedy pisze w „Kinderszenen”, że „każde wielkie miasto jest wybudowane na śmierci” i to zarówno w znaczeniu symbolicznym – miasto jako wspólnota polityczna istnieje dzięki temu, że jego bohaterowie oddali za nie życie, jak i w dosłownym – pod domami i chodnikami znajdują się cmentarze. Historia z pociskiem moździerzowym przypomina, że ta śmierć ma także wymiar potencjalny. Wybuch wciąż jest możliwy, a los miasta zależy od tego, czy jego mieszkańcy znów będą gotowi wszystko dla niego poświęcić. 

Ta świadomość powinna towarzyszyć twórcom powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej. W „Zarysie koncepcji programowej” oraz w artykule „Jak opowiadać polską historię” („Rzeczpospolita”, 30.10.2008) autorstwa Pawła Machcewicza i Piotra M. Majewskiego można znaleźć przynajmniej kilka dobrych pomysłów: wskazanie zbrodniczej roli obu totalitaryzmów, zwrócenie uwagi na polską wojnę obronną 1939 roku jako pierwszy akt oporu przeciwko Niemcom, przedstawienie fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego, pokazanie powojennego podziału Europy – skutku porozumienia aliantów ze Stalinem. U podstaw całej koncepcji leży przekonanie, zgodnie z którym polski punkt widzenia na historię II wojny światowej można przedstawić w sposób atrakcyjny dla zagranicznego turysty i tym samym uczynić zeń fragment świadomości historycznej Europejczyków, tylko jako element wystawy, prezentującej doświadczenia innych narodów. Jej autorzy muszą być jednak bardzo ostrożni, aby ustępstwa z ich strony, zwłaszcza na rzecz pamięci Niemców i Rosjan, były czynione rozsądnie. Istnieje bowiem zagrożenie, że powstanie ekspozycja, której nie będzie można pokazać uczniom polskich szkół, a z której zagraniczni turyści nie wyniosą nic poza informacją, że II wojna światowa naznaczyła piętnem cierpienia życie mieszkańców całego kontynentu.     

W tym kontekście szczególnie niefortunne wydaje się podstawowe założenie, według którego losy ludności cywilnej, żołnierzy i jeńców mają stanowić „główną oś narracji”. To prawda, że najatrakcyjniej pokazuje się dziś przeszłość przez pryzmat indywidualnych doświadczeń. Skupienie się na osobistym cierpieniu może jednak prowadzić do zagubienia sensu dziejów, ponieważ podmiotami działającymi w historii nie są tylko jednostki, lecz całe wspólnoty polityczne, z którymi identyfikują się poszczególni ludzie. Główne założenie ekspozycji w nowym świetle stawia decyzję o usytuowaniu muzeum w Gdańsku – mieście pogranicza, które w swej historii bywało polskie i niemieckie, ale największy rozkwit przeżywało w okresie autonomii, w mieście portowym – otwartym na świat, wreszcie w mieście kupców, a więc ludzi niezakorzenionych, którzy pragną sami kształtować swój indywidualny los. Tak rozumiane doświadczenie Gdańska doskonale koresponduje z propozycją, aby o II wojnie światowej rozmawiać z perspektywy człowieka wyabstrahowanego ze wspólnoty politycznej, w której żyje. Nie ma ono jednak wiele wspólnego z autentycznymi przeżyciami wojennymi ani Polaków, ani  Europejczyków innych narodowości, ani zapewne samych gdańszczan, jest wszak wynikiem teoretycznych spekulacji. Koncepcja odwołująca się do uniwersalnego doświadczenia okazuje się być uniwersalizmowi całkowicie przeciwna. Warto zatem jeszcze raz zastanowić się nad założeniami programowymi nowego muzeum, zanim powstanie ekspozycja, której przekaz będzie przypominał prasowe doniesienia o „pocisku moździerzowym z czasów II wojny światowej”. 

Dyskusja o polityce pamięci, która toczy się w Polsce od kilku lat, przechodziła różne fazy, z których obecna wydaje się ostateczna i najbardziej właściwa. Przeciwnicy polityki historycznej przedstawiali ją początkowo jako szatański pomysł. Ostatnio twierdzili, że propozycja jest nie na miejscu, bo w latach 90. wcale nie mieliśmy do czynienia z gwałtownym odwrotem od przeszłości. Kiedy dziś sami przygotowują projekty nowoczesnych instytucji popularyzujących historię, dostrzegając widocznie dotychczasowe zaniedbania, można wreszcie spierać się z nimi o treść przekazu wystaw, a nie o sens istnienia muzeów.   

"Teologia Polityczna"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka