Teologia Polityczna Teologia Polityczna
105
BLOG

Magdalena Gawin: Zero

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Kultura Obserwuj notkę 0

Fabuła filmu dzieje się w ciągu 24 godzin w anonimowym, dużym mieście. Skrót DOE, którym w Ameryce określa się osoby z nieznaną tożsamością, umieszczono na tablicach rejestracyjnych samochodów. Filmowe miasto raz jest Łodzią, raz Warszawą, innym razem sprawia wrażenie po prostu każdej metropolii. W pierwszym planie widzimy prezesa dużej firmy, parę zakochanych, właściciela pornobiznesu z narzeczoną, rodzinę chorego chłopca. W kolejnych scenach pojawiają się nowe postaci, każda ze swoja własną historią. Razem z bohaterami poruszamy się po różnych zakątkach i przestrzeniach miasta. Jesteśmy w nowoczesnym biurowcu ze szkła i metalu, potem przenosimy się do dziewiętnastowiecznej kamienicy czynszowej, to znów trafiamy na osiedle z epoki środkowego Gierka. Postaci i ich otoczenie zostały przedstawione w niestereotypowy sposób.

Ludzie z osiedli nie mieszkają w norach, ale w zadbanych, schludnych, chociaż skromnych mieszkaniach. Kamienica czynszowa w swoim anatomicznym przekroju jest swoistym mikroświatem, miejscem gdzie codziennie spotykają się najemcy luksusowych apartamentów i mieszkańcy smutnych komunałek. W szklanym biurowcu pracują ludzie, którzy pod maskami biznesmenów ukrywają osobiste dramaty. Nawet panowie od zakładania podsłuchów w niczym nie przypominają profesjonalistów w prochowcach znanych z amerykańskich filmów. Mają niedogolone twarze, swetry w niemodny deseń, zużyty sprzęt lepią na plastelinę. Niemal każda postać ma swoją tożsamość, zjawia się w określonym czasie i miejscu z przeszłości, oferuje coś, co należy do niej samej, po czym ją rozpoznajemy. Cieć z podrzędnego hotelu, pozornie taki sam jak wszędzie, okazuje się być kultowym liderem zespołu rockowego sprzed lat 30, specjaliści od podsłuchu nie mogę rozstać się z foliowanymi proporczykami dyndającymi na lusterkiem samochodu, charakterystycznymi ornamentami PRL-u.

Z czasem losy bohaterów zawiązują się, każda pojedyncza historia wypływa z drugiej, a ta początkuje lub gwałtownie przecina kolejną. W rezultacie bohaterowie filmu są kimś innym, niż się z pozoru wydaje; bezwzględna pani doktor okazuje budzącą politowanie słabość, sympatyczny narzeczony jest w istocie nicponiem, ofiarny społecznik odrażającym przestępcą, wyrachowany biznesmen wybawcą potrzebujących, zepsuta, głupawa panienka potrafi walczyć o swoje człowieczeństwo.

Borowskiemu udało się stworzyć oryginalną, intrygującą fabułę pełną nagłych zwrotów akcji. Precyzja scenariusza przywodzi na myśl oświeceniową konstrukcję szkatułkową, umiejętnie prowadzeni przez reżysera aktorzy (genialna rola Mariana Dziędziela) tworzą wyśmienite kreacje artystyczne. W tej uniwersalnej historii, mogącej się wydarzyć zawsze i wszędzie, zobaczyłam kawałek nowej Polski, niejednoznacznej, zróżnicowanej, odmalowanej z wyczuciem i talentem. „Zero” Borowskiego to z pewnością najlepszy debiut reżyserski w tym roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura