Informacja, że ciało tragicznie zmarłego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej spoczną na Wawelu, podzieliła Polaków. Podobno wcześniej Polacy stanowili spójną, harmonijną wspólnotę, a krytyka PIS-u wzbijała się na wyżyny twardego, ale zawsze merytorycznego sporu. Nie było szczucia, opluwania i wyzwisk. Tak twierdzą Ci, którzy dzisiaj gotowi są zakłócać uroczystości żałobne i z niezastygłą pianą na ustach wywrzaskiwać z nienawiścią: „Wawel nie!”. Na oczach całego świata. Taka ich odwaga.
Nie czas na przywoływanie obelg, jakimi z rechotliwą uciechą i pogardą od kilku lat obrzucano Prezydenta i jego otoczenie, bo zwyczajnie nie chce się nimi brukać czasu żałoby. Tysiące Warszawiaków i przyjezdnych tłumnie zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim, czują, że Lech Kaczyński padł ofiarą fanatycznej krytyki i nagonki urągającej wszelkim demokratycznym standardom. Tak odczuwają zwykli polscy obywatele.
Dlaczego Kraków i Wawel? Lech Kaczyński wyznawał polityczną definicję narodu wywodzącą się z I Rzeczpospolitej, nawiązywał do tradycji legionowych i pokolenia II Rzeczpospolitej, dla którego odwaga i wierność Polsce były najważniejszymi wartościami, reprezentował inteligencki egalitaryzm i demokratyzm nieskażony peerelowskim serwilizmem i koniunkturalizmem. Dlatego właśnie miejsce Lecha Kaczyńskiego jest na Wawelu.
(MG)