Teologia Polityczna Teologia Polityczna
387
BLOG

Katarzyna Meissner: Z pamiętnika młodej statystki

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 6

Najbardziej poruszający moment niedzielnego spotkania pod Pałacem Prezydenckim (tak, byłam tam, razem z tym dzikim i agresywnym tłumem, pałającym nienawiścią): kiedy na latarnię wskoczył Mariusz Bulski i ogłosił, że nie dość, że nie wziął za rolę w „Solidarnych 2010” żadnej gaży, to jeszcze nikt mu nie suflował. Zdecydowanie polska kinematografia schodzi na psy. Jak można oczekiwać od aktora przełomowej i przemyślanej roli, jeżeli musi on pracować w skrajnie niewygodnych warunkach? Jak znam życie to cateringu też nie miał zapewnionego. Już naprawdę, produkcję finansowaną przez telewizję publiczną powinno stać na jakieś elementarne zaplecze logistyczne. Skoro jednak tak im tną koszty, to nic dziwnego, że wychodzą z tego takie amatorskie filmy. Niedoświetlony, drżący obraz – serce się kraje, że te uroda tych pięknych polskich statystek nie zostanie przez to doceniona. To w większości młode dziewczyny, które całe życie czekały na swoje pięć minut przed kamerami, a teraz przez brak profesjonalizmu nie mogą się nawet pochwalić rolami przed ciociami i wujkami.

Na szczęście sequel filmu (między innymi sceny spod latarni na Krakowskim Przedmieściu) kręcony był już za dnia. Wszyscy statyści dostali dzień wcześniej informację, o której mają się pojawić. Koleżanka nie mogła iść, więc obiecałam ją zastąpić, inaczej by już nigdy nie dostała żadnego zlecenia. Ponoć było bardzo ciężko zebrać ludzi. Pierwsza część filmu była tak kiepsko zrobiona, że robienie tego za darmo większości po prostu się nie opłacało. Bo to ani twarzy nie pokażą, ani głosu nie zademonstrują. No ale w końcu się zebrali. Charakteryzacja trwała od 15, najwięcej pracy było z kostiumami, bo zabrakło w końcu ciuchów dla motłochu i musieliśmy w większości być we własnych ubraniach. Ale obiecano, że zaradzi temu obróbka komputerowa. Momentami część aktorów miała problemy z przypomnieniem sobie tekstu. Chociażby taki Pietrzak Jan. Zaczęliśmy skandować „Dziękujemy” jak tylko się pojawił. Ale niestety zapomniał co miał odpowiedzieć („Ja wam też dziękuję za wspólne budowanie krainy nienawiści i wspólnoty ciemnogrodu” - nawet ja to zapamiętałam...) i tylko schylił głowę, uśmiechając się. Może jakoś to opatrzą komentarzem, że był zawstydzony, że nawet on nie spodziewał się takiego wybuchu agresji.


W większości strasznie się na planie nudziliśmy, ciągle trzeba było krzyczeć to samo „Chcemy prawdy”, „Zostawcie IPN”, „Żądamy” albo śpiewać hymn Polski. W sumie śpiewanie wyszło nam chyba najlepiej. Co prawda ci spod krzyża nieco wychodzili poza rytm, ale ponoć na to też ma zaradzić obróbka komputerowa.


Zresztą - te efekty specjalne! Dzięki nim już w relacjach gazet wyszło, że było nas kilka tysięcy. Jedynie Gazeta Wyborcza nie dała się podejść i przejrzała producenta licząc dokładnie każdego i wyszło, że było nas 300.


Trochę niesmaczni byli ci ze statystów, którzy się popłakali, jakieś to jednak było przesadzone. Mam nadzieję, że w wersji kinowej to wytną, bo przecież mieliśmy jasne zadanie: być nienawistnym motłochem, a nie jakimiś przewrażliwionymi szaraczkami.


Jakby nie było niedziela nie poszła na marne, poznałam castingerkę do nowej produkcji Ewy Stankiewicz. Powiedziała, że może znajdzie się dla mnie jakaś większa rola. Scenarzyści już pracują nad dialogami. W przyszłym tygodniu mają podesłać scenariusz. Tytuł: „Solidarni – Reaktywacja”.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka